Выбрать главу

Lianna splotła dłonie.

— To już nie deszcz, to ulewa — rzekła, odwracając się w fotelu i patrząc z uśmiechem na dyrektora. — Jeszcze jeden nowy sektor dostępny dla naszych badaczy!

Keith pokręcił głową.

— Nigdy nie przestanie mnie to zdumiewać. — Wstał, żeby choć trochę rozprostować kości, zanim hologram będzie gotowy.

— Wiecie… — zaczął nieobecnym tonem. — Mój prapradziadek prowadził pamiętnik. Tuż przed śmiercią wypisał wszystkie największe osiągnięcia postępu, jakich był świadkiem w ciągu całego życia: radio, automobil, komunikację powietrzną, loty kosmiczne, lasery, komputery, odkrycie DNA, i tak dalej, i tak dalej…

Lianna sprawiała wrażenie zachwyconej, choć Keith miał świadomość, że być może pozostałych to nudzi. Do diabła z nimi. Przy tych wszystkich przywilejach szef ma prawo od czasu do czasu pomarudzić.

— Gdy jako nastolatek czytałem te zapiski, wyobrażałem sobie, że nie będę miał czego spisać dla własnych potomków, gdy moje życie dobiegnie końca. Jednak kiedy wynaleźliśmy hipernapęd i AI oraz odkryliśmy sieć skrótów i pozaziemskie życie, gdy nauczyliśmy się porozumiewać z delfinami, wtedy zrozumiałem, że…

— Wybacz… — wtrącił Rombus, błyskając światełkami w ten szczególny sposób, jakim jego rasa sygnalizowała chęć przerwania czyjejś wypowiedzi — Hologram gotowy.

— Zaczynaj — polecił dyrektor.

Mostek ciemniał w miarę jak przygasał hologram przestrzeni, otaczającej Starplex. W końcu salę spowił nieprzenikniony mrok. Wtem nowy obraz zaczął wyłaniać się z ciemności, tworząc dookoła, linia po linii, nową panoramę nieba, dopóki znów nie powróciło wrażenie, jakby mostek unosił się swobodnie w kosmicznej przestrzeni — przestrzeni należącej do nowego sektora, dostępnego teraz dla ras Wspólnoty. Thor gwizdnął przeciągle. Jag z niedowierzaniem kłapnął zębowymi płytkami.

W przestworzach dominowała, odpływając powoli, inna zielona gwiazda, oddalona od wyjścia ze skrótu o jakieś dziesięć milionów kilometrów.

— O ile się nie przesłyszałem, twierdziłeś, że nasza gwiazda to wybryk natury — Keith zaczepnie zerknął na Jaga.

— To już nasze najmniejsze zmartwienie — mruknął Thor. Zdjął nogi z konsoli i odwrócił się twarzą do Lansinga. — Nasz bumerang nie uaktywnił skrótu, dopóki to nie przeszło przez portal. Keith obrzucił go nie widzącym spojrzeniem. — A ten obraz został zarejestrowany zanim to nastąpiło. Jag skoczył jak oparzony. — Kadarg! — wychrypiał. — To oznacza…

— To oznacza — dokończył za niego Keith, również zrywając się na nogi — że te gwiazdy potrafią forsować uśpione skróty. Chryste, mogą wystrzelić przez każdy z czterech miliardów portali, rozsianych po Drodze Mlecznej!

Tego wieczoru Keith musiał zjeść kolację samotnie. Uwielbiał gotować, ale też uwielbiał mieć kogoś, dla kogo mógłby to robić — a Rissa miała pracować do późna w nocy. Wspólnie z Drezynką przebrnęły wreszcie pewien etap badań nad stałą Hayflicka, przynajmniej na to wyglądało. Pozostawały jeszcze kłopoty z weryfikacją wyników, więc do laboratorium Rissa zabrała ze sobą tylko kanapki.

Keith nie raz zachodził w głowę, jakim cudem mianowano go pierwszym po Bogu na Starplex. Hm, oczywiście miało to swoje uzasadnienie. Zakładano, że socjolog sprawdzi się zarówno w kierowaniu miniaturową społecznością na pokładzie stacji, jak również da sobie radę z nawiązaniem kontaktu w razie ewentualnego spotkania z nową obcą cywilizacją.

I oto właśnie teraz, choć wokół aż wrzało, nie pozostało mu nic do roboty, oprócz kilku spraw administracyjnych. Jag mógł kontynuować badania nad ciemną materią albo, a jakże, podjąć próbę wyjaśnienia zagadkowej inwazji gwiazd. Hek mógł dalej łamać sobie głowę nad rozszyfrowaniem obcych sygnałów radiowych. Rissa uparcie drążyła swój projekt w pogoni za sposobem na długowieczność. A Keith? Keith żył nadzieją, że gdzieś jest wiatrak, z którym mógłby powalczyć — żył nadzieją, że przypadnie mu w udziale jakaś doniosła rola.

Postanowił posilić się w jednej z restauracji Ibów. Nie ze względu na atmosferę, oczywiście. Wyświetlane w holograficznych oknach lokalu krajobrazy Monotonii, ze swoją gładką jak bilardowa kula powierzchnią, przedstawiały jeszcze mniej pociągający widok, niż panorama Rehbollo. Niewątpliwie z geograficznego punktu widzenia Ziemia była najbardziej interesującą i najpiękniejszą z planet Wspólnoty. W dodatku jadłospis Ibów opierał się na prawoskrętnych aminokwasach i był kompletnie nieprzyswajalny dla przedstawicieli pozostałych trzech ras. Ta restauracja jednak oferowała szeroki asortyment dań, przeznaczonych dla ludzi — z pieczonym kurczakiem włącznie, a na to Keith miał właśnie największą ochotę.

W restauracji panował niemożliwy ścisk. Cztery lokale w dolnych modułach mieszkalnych wciąż nie nadawały się do użytku. Lecz jeden z obwarowanych rangą przywilejów gwarantował dowódcy wolny stolik w każdej chwili. Gładki, srebrzysty robot poprowadził Keitha do altany na końcu sali. Wielka, rozłożysta roślina tworzyła łukowate sklepienie, a jej pomarańczowe ośmiokątne liście pnących pędów zwieszały się nad stolikiem.

Lansing złożył zamówienie u kelnera i wydał wyświetlaczowi polecenie odtworzenia treści ostatniego „New Yorkera”. Robot kelner powrócił z kieliszkiem białego wina i odjechał. Mężczyzna pogrążył się w lekturze strony wirtualnej gazety, gdy…

Biiiip! — Karendaughter do Lansinga.

— Odbiór. Słucham, Lianno?

— Właśnie skończyłam badania inżynieryjne nad problemem napromieniowania dolnych pokładów. Czy znalazłbyś dla mnie chwilę czasu, żebym mogła przekazać ci raport?

Keith przełknął ślinę. Oczywiście raport musi być zdany natychmiast, przepełnienie górnych modułów stanowiło problem nie cierpiący zwłoki. Lecz gdzie umówić się z Lianną? Mostek zajmowała teraz zmiana Gamma, nie należy przeszkadzać im w pracy. Najbardziej odpowiednim miejscem wydawało się biuro Keitha ale… ale… czy naprawdę chciałby z nią być sam na sam? Chryste, co za idiotyzm.

— Jestem w „Przelocie” na obiedzie. Czy mogłabyś przynieść raport tutaj?

— Jasne. Już lecę. Bez odbioru.

Lansing pociągnął łyk wina. Może to był błąd. Może ludzie mylnie zinterpretują to spotkanie i powiedzą Clarissie, że miał randkę z Lianną? Może…

Lianna podeszła do stolika eskortowana przez robota. Ha, przybyła tak szybko — zupełnie jakby z góry wiedziała, gdzie go szukać, jakby celowo chciała go zastać samego przy obiedzie… Potrząsnął głową. Zejdź na ziemię, stary…

— Witaj Lianno. A więc masz dla mnie raport? — zagadnął.

— Otóż to.

Była ubrana w prosty, stalowoszary kombinezon roboczy. Lecz na lśniące platynowe włosy włożyła elegancką replikę staromodnej czapeczki, noszonej kiedyś przez inżynierów lotniczych. Keith już widział ją w tym nakryciu głowy: cudacznym, wytwornym i seksownym zarazem.

— To są techniki — powiedziała — które pomogą usunąć zniszczenia, dokonane przez promieniowanie. Niestety, wszystkie są czasochłonne i… Podjechał robot z zamówionym daniem.

— Kurczak na wolnym ogniu — zauważyła rozbawiona Lianna. — Mam o tym jako takie pojęcie. Pozwól, że kiedyś przyrządzę go dla ciebie.

Keith sięgnął po wino, chociaż… lepiej nie. Chwycił serwetkę, zrzucając widelec na podłogę. Schylił się, by go podnieść — podziwiając przy okazji pod stołem kształtne nogi Lianny.

— Hm, dziękuję — mruknął, już wyprostowany. — To miło z twojej strony. — Postawił na środku parującą tacę. — Może… może się poczęstujesz?