Główne drzwi apartamentu właśnie się rozsunęły. Keith wpadł do środka jak burza. Rissa przyszła nieco wcześniej i właśnie szykowała sobie codzienną, popołudniową kąpiel. Słysząc męża, wyszła nago z łazienki.
— Cześć, Chesterton — zażartowała z uśmiechem, lecz za chwilę spoważniała. Keith domyślił się, że dostrzegła wzburzenie na jego twarzy. — Czy coś się stało? — spytała z troską.
Mężczyzna bez słowa usiadł na tapczanie. Miał przed oczami tarczę do rzutek, którą Rissa powiesiła na ścianie. Trzy lotki tkwiły w maleńkim, oznaczonym sześćdziesiątką punkcie, najwyższym w trójstopniowej skali. W tej konkurencji Rissa była pokładowym mistrzem.
— Jag znów mnie prowokował — rzekł wreszcie Keith.
Kobieta ze zrozumieniem skinęła głową.
— Taką już ma naturę — westchnęła — Oni wszyscy są tacy.
— Wiem, wiem Lecz — Chryste! Ciężko to czasem wytrzymać.
Jedną ze ścian ich apartamentu zajmowało prawdziwe, ogromne okno, przez które widzieli otaczające stację, gwiezdne przestworza, zdominowane intensywnym blaskiem pobliskiej gwiazdy typu F.
W dwóch innych ścianach zamontowano hologramy, wyświetlające ziemskie widoki. Keith pochodził z Calgary w Albercie. Rissa przyszła na świat w Hiszpanii. Dlatego jeden z hologramów przedstawiał polodowcowe jezioro Lake Louis i imponujący masyw kanadyjskich Gór Skalistych wznoszący się w tle krajobrazu. Na drugim uwieczniono panoramę Madrytu z jego fascynującą architekturę, urzekającą mieszankę stylów szesnastego i dwudziestego pierwszego wieku.
— Przeczuwałam, że niedługo się zjawisz — Rissa zmieniła temat — Specjalnie czekałam, żeby wykąpać się razem z tobą.
Było to dla Keitha miłe zaskoczenie. Jako świeżo zaślubiona para uwielbiali wspólne kąpiele, lecz było to dwadzieścia lat temu i z czasem spowszedniało. Konieczność co najmniej dwukrotnej kąpieli w ciągu dnia, łagodzącej nieznośny dla Waldahudenów zapach ludzkich ciał, stała się drażniącym, monotonnym rytuałem. Może to zbliżająca się dwudziesta rocznica ich ślubu wprawiła Clarissę w romantyczny nastrój.
Keith posłał żonie uśmiech i zaczął zdejmować ubranie. Starplex krańcowo różnił się od maszyn, jakie Lansing pamiętał z lat młodości, na przykład statku Lester B Pearson, którym powracał z miejsca pierwszego kontaktu z Waldahudenami. Wtedy musiał się zadowolić kąpielą soniczną. Nawet nie marzył o miniaturowym oceanie na pokładzie własnej jednostki.
Wszedł do łazienki. Clarissa stała już pod prysznicem, strumienie wody spływały z jej długich, czarnych włosów. Niegdyś stał zawsze w pobliżu, czekając, aż żona umyje głowę i będzie musiała prześliznąć się tuż obok. Rozkoszą przejmował go dotyk jej wilgotnego ciała. Od tego czasu minęło wiele lat. Keith stracił połowę bujnej czupryny, a to co zostało, ścinał bardzo krótko Teraz z pasją szorował ostrzyżoną głowę, wyładowując całą wściekłość nagromadzoną z powodu Jaga.
Keith i Rissa namydlili sobie plecy i weszli pod prysznic. Mężczyzna szybko się opłukał i wyszedł spod strumienia wody. Gdyby nie rozpierająca go złość, to — kto wie? Może daliby się ponieść fali pożądania, lecz w tej sytuacji. Zaklął w myśli i zaczął się nerwowo wycierać.
— Nienawidzę tego — rzucił przez zęby.
— Wiem — szepnęła Rissa.
— Nie czuję nienawiści do Jaga. To niezupełnie tak Ja właściwie nienawidzę samego siebie — Energicznie szorował ręcznikiem plecy — Mam klapki na oczach, zdaję sobie sprawę, że Waldahudeni mają inne podejście do życia. Wiem o tym i próbuję się z tym oswoić. A jednak, gdy przyjdzie co do czego, Chryste, nie cierpię nawet tak myśleć — oni wszyscy są tacy sami agresywni, wyszczekani, nachalni. Nie spotkałem wyjątku od tej reguły — Przerwał i sięgnął po dezodorant — Zawsze doprowadzało mnie do szału pokutujące wśród ludzi przekonanie, że znam kogoś na wylot, gdyż wiem do jakiej należy rasy. Co za parszywa teoria. A teraz sam, z dnia na dzień staję się jej wyznawcą — Mężczyzna westchnął z goryczą — Waldahuden i świnia. Świnia i Waldahuden. Dla mnie to jedno i to samo.
Clarissa również skończyła się wycierać. Założyła świeżą bieliznę, a na to wełnianą bluzę z długim rękawem.
— Oni też mają wyrobione zdanie na nasz temat — mruknęła — Przedstawiciele ludzkiej rasy to słabeusze, niezdolni do podjęcia konkretnych decyzji. W ogóle nie posiadają korbaydin.
Keith uśmiechnął się lekko, słysząc waldahudenskie słowo w ustach żony.
— Ja również jestem człowiekiem. Dlatego mam tylko dwie ręce a nie cztery, lecz służą mi doskonale — dokończył. Odział się w sportowe szorty i sięgnął po spodnie z brunatnego, elastycznego drelichu, ściśle dopasowane w talii.
— Jak do tej pory ich skłonność do ogólników niczego nie ułatwiła — westchnął poirytowany — Z delfinami nie mieliśmy tych problemów.
— Delfiny są inne — rzekła kobieta z zadumą, wciskając się w parę czerwonych spodni — Może właśnie w tym tkwi odpowiedź. To gatunek zbyt różny się od naszego, więc akceptujemy ich odmienność. Sęk w tym, że Waldahudeni są podobni do ludzi Mamy z nimi za dużo wspólnych cech.
Podeszła do toaletki Naturalny wygląd stał się normą, przyjętą zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet, więc Rissa nie robiła makijażu Za to przypięła kolczyki, każdy z brylantem wielkości małego winogrona. Import diamentów z Rehbollo zniweczył wartość naturalnych szlachetnych kamieni, lecz królewskie piękno tych klejnotów było niepowtarzalne.
Keith również kończył toaletę Na syntetyczną koszulkę, ozdobioną brązowym wzorkiem w rybie ości, włożył beżowy rozpinany sweter Na szczęście wraz z nadejściem ery kosmicznej ludzkość postanowiła odrzucić wszelki utrudniający życie balast. Na pierwszy ogień poszły marynarka i krawat, co panowie przyjęli z ulgą, nienaganny oficjalny strój wreszcie przestał zaprzątać im głowę. Na Ziemi, przy podziale tygodnia na trzy dni robocze i cztery wolne od pracy, zatarła się różnica pomiędzy ubiorem urzędowym a codziennym.
Mężczyzna spojrzał na żonę. Była kiedyś piękna była wciąż jest piękna, mimo czterdziestu czterech lat. Może powinni pójść do łóżka właśnie teraz co z tego, że są już ubrani? Z kolei te szalone myśli…
— Karendaughter do Lansinga.
O wilku mowa Keith westchnął i podniósł głowę.
— Tak, słucham? — rzucił w eter.
Ze ściennego głośnika popłynął głęboki głos Lianny Karendaughter.
— Keith — fantastyczne wieści! WHAT właśnie przerzucił nam watsona z wiadomością, że w sieci pojawił się nowy skrót!
Dowódca uniósł brwi.
— Czy bumerang dotarł do Rehbollo 376A przed wyznaczonym terminem?
Bywały takie przypadki. Obliczenia robione dla międzygwiezdnej przestrzeni nieraz płatały figle.
— Nie. To inny skrót Pojawił się w sieci, gdyż coś albo jeśli mamy szczęście — ktoś dokonał wyjścia w tym regionie.
— Czy mamy już jakieś sygnały ze światów Wspólnoty?
— Jeszcze nie — ciągnęła Lianna podekscytowana — Odkryliśmy ten punkt w sieci tylko dlatego, że nasza jednostka transportowa niebezpiecznie zboczyła z kursu w jego stronę.
Keith z miejsca był na nogach.
— Wydaj nakaz powrotu dla wszystkich sond — zadysponował — Wezwij na mostek Jaga, ogłaszam stan pogotowia na wszystkich stanowiskach w związku z możliwością kontaktu pierwszego stopnia. Wypadł jak burza na korytarz, Rissa deptała mu po piętach.
BETA DRACONIS
Keith uważnie rozejrzał się dookoła. We wnętrzu śluzy obcego statku, jednolitym jak powierzchnia zewnętrzna, nie zauważył widocznych detali. Żadnych spawów, aparatury, czy śladów spojeń wzdłuż gładkich krawędzi świecących ścian.