Выбрать главу

Pracowali gorączkowo. Teraz już tylko Kloss zajmował się przesłuchaniem Wąsowskiego, co prawda nigdy sam na sam, zawsze w obecności stenografa, ale mimo wszystko ułatwiało mu to podsunięcie hrabiemu różnych sugestii. Lohse tymczasem zajmował się „wyciąganiem prawdy" z aresztowanych na podstawie zeznań Wąsowskiego i następnych, których z kolei sypnęli tamci.

Kiedy na drugi czy trzeci dzień w zeznaniach Wąsowskiego padło nazwisko generała Wierlingera, Kloss zląkł się, że przeholował. Co prawda Lohse (wówczas jeszcze przesłuchiwali Wąsowskiego razem) zaczął głośno po-sapywać, ale Klossowi udało się na chwilę spotkać wzrokiem z sierżantem-stenografem. Chłopak, który do tej pory z precyzją i bezmyślnością automatu notował wszystko, nie objawiając żadnej reakcji, teraz był wyraźnie przestraszony. Złamał po kolei trzy ostre ołówki i musiał poprosić o chwilę przerwy, żeby znów być gotowym do pracy. Któż nie słyszał o generale Wierlinge-rze, o którym hitlerowskie gazety pisały per „bohater kampanii bałkańskiej", któremu sam fuehrer przypinał dębowe liście do krzyża z diamentami? Kloss przestraszył się w tym momencie, że cały misternie opracowany scenariusz akcji rozsypie się, ponieważ ktoś na górze zrozumie, że jest rzeczą mało prawdopodobną, by ten stary pruski generał, militarysta od paru pokoleń, mógł spiskować przeciwko naczelnemu wodzowi, z którego rąk spotykały go tylko łaski. Kiedy raportując Dibeliusowi wyraził swoją opinię, dezawuując zeznanie Wąsowskiego, a tym samym stawiając pod znakiem zapytania cały swój plan, ponieważ ogarnęła go chwila nie dającego się odsunąć zwątpienia, usłyszał, że nie powinna go o to boleć głowa.

– Im bliżej fuehrera, tym więcej jego wrogów – powiedział sentencjonalnie Dibelius.

W cztery dni potem wszystkie niemieckie gazety, a także szmatławy „Nowy Kurier Warszawski", przyniosły na pierwszych stronach obwiedzioną czarną ramką fotografię kościstego starca z monoklem wciśniętym w oko. Generał Wierlinger – jak to z głębokim bólem donosił specjalny komunikat OKW – zginął zastrzelony przez rosyjskich bandytów gdzieś pod Smoleńskiem. Machina pracowała na pełnych obrotach.

Kloss zamknął teczkę akt i spojrzał na zegarek. Lohse się spóźniał, coś go musiało zatrzymać. A Klossowi zależało na tym, by przy dzisiejszym przesłuchaniu Wąsowskiego hauptsturmfuehrer był jednak obecny. Dowiedział się właśnie, jaką rolę odegrał jego szef w likwidowaniu greckiego ruchu oporu i postanowił zrobić użytek z paru dokumentów znalezionych pod stalową tarczą amerykańskiego krzesła obrotowego w gabinecie pałacyku w Wąsowie.

Drzwi otworzyły się – stanął w nich Lohse. Po chwili, jakby tylko czekano na Lohsego, SS-man wprowadził Wąsowskiego. Drugi, ogromne chłopisko, wniósł dzbanek i filiżankę. Kloss wskazał Wąsowskiemu stałe miejsce – głęboki fotel w rogu pokoju, słuchając równocześnie wyjaśnień Lohsego. Przed chwilą wezwał go Dibelius i zarządził, że Wąsowski ma być przewieziony do aresztu Abwehry.

– Tak? – zdziwił się Kloss. – Nic o tym nie wiem.

– Podobno uzgodniono z Reinerem – mruknął Lohse. Też był zaskoczony decyzją swego szefa; nie był przyzwyczajony, by Dibelius dobrowolnie wypuszczał kogoś z rąk. – Zresztą tylko ty się teraz nim zajmujesz, będziesz miał go pod ręką.

Zapukał stenograf, po chwili siedział już przy swoim stole, ostrząc ołówki w oczekiwaniu na przesłuchanie.

– Pierwszy raz spotykam się z taką troską o moją wygodę – powiedział Kloss, nie ukrywając zasępienia. Nie udawał. Naprawdę nie podobała mu się ta decyzja jego mocodawców. Czyżby przeczuwali? – zastanowił się. Więc dobrze, zdecydował, tym lepiej, pójdziemy zatem na całego. – Mniejsza o to – powiedział głośno. – Jak ci leci? – zwrócił się do Lohsego.

– Lipkę jest twardy. Kiedy oprzytomniał, odwołał poprzednie zeznania. Ale bądź spokojny…

– Jestem spokojny – Kloss spojrzał na Wąsowskiego. Hrabia siedział w swoim fotelu, trzymał w ustach zgasłe cygaro i patrzył w skrawek szarego, zimowego nieba za oknem. Czyżby chciał uciekać? – przestraszył się Kloss.

– Zapomniał, że jest na czwartym piętrze?

Ale Wąsowski, jakby czując, o czym myśli Kloss, odwrócił wzrok od okna, nalał do filiżanki odrobinę kawy, posmakował.

– Poprzednim razem była lepsza – powiedział. Swoim spokojem jeszcze faz wprawił Klossa w zdumienie.

– Mówiłeś przez telefon, że chcesz coś wyjaśnić – odezwał się Lohse. – Zaczynajmy, jestem cholernie zmęczony.

– Właśnie – odparł Kloss. Wzrokiem dał znak stenografowi i zwrócił się do Wąsowskiego: – Zainteresowała mnie, hrabio, jedna sprzeczność.

– W moich zeznaniach? – zdumiał się Wąsowski. – To dziwne – coś w rodzaju porozumiewawczego uśmiechu zabłysło na jego twarzy – dobrze je przemyślałem.

– Sprzeczność między pańskimi zeznaniami – Kloss opuścił wzrok na papiery – a protokołem rewizji przeprowadzonej w pałacyku w Wąsowie w dniu pańskiego aresztowania. Otóż standartenfuehrer Maks Dibelius i obecny tu hauptsturmfuehrer Adolf Lohse stwierdzają w protokole, że w skrytce w pańskiej łazience znaleźli dolary oraz rolki filmów.

– Potwierdziłem to.

– Wiem – odparł Kloss. – Idzie o sumę. Kiedy zdecydował się pan mówić, zeznał, że było tam dziesięć tysięcy dolarów i filmy.

– Tak – powiedział hrabia – dwie przewiązane banderolami paczki po pięć tysięcy dolarów każda. W banknotach studolarowych.

– Nieprawda – wtrącił Lohse. – W obu paczkach było pięć tysięcy. Musi się pan mylić, Wąsowski.

– Ja nie mogę się mylić. Obie paczki przywiózł w dniu aresztowania człowiek, do którego mogę mieć pełne zaufanie. To nie pierwsza przesyłka, jaką z jego rąk otrzymałem. Dlatego mógłbym mieć do niego pełne zaufanie, ale dla dopełnienia formalności przeliczyłem jedną z paczek. Zawierała pięćdziesiąt studolarowych banknotów.

– Nie mogę się mylić – powiedział Lohse. – Kiedy zaraz po przyjeździe do Warszawy przeliczyłem obłe paczki, zawierały łącznie pięć tysięcy dolarów. Przedtem -zawahał się – chwilę przedtem były w mojej teczce, którą miałem cały czas przy sobie.

– Zostawmy na razie tę sprawę – powiedział Kloss. Dostrzegł chwilę wahania u Lohsego, ziarno zostało zasiane, trzeba mu dać czas, by zakiełkowało. -Tu mam drugą niejasność, panie Wąsowski. Trzy dni temu zeznał pan, że wiadomość do Wiednia, do szefa sztabu tamtejszego garnizonu przesłał pan we wrześniu za pośrednictwem jednego ze swych przyjaciół. Następnego dnia sprecyzował pan poprzednią wypowiedź mówiąc, że przesyłka zawierała dokładne instrukcje dla grupy spiskowców w Wiedniu w wypadku udania się zamachu na życie naszego fuehrera. Przeoczył pan jeden szczegół.

– Powiedziałem wszystko.

– A jednak nie. Pominął pan milczeniem nazwisko posłańca. Kiedy podczas rewizji pańskiego gabinetu, siedząc na pańskim znakomitym obrotowym krześle, przeglądałem papiery, wpadło mi w ręce parę kopert z adresami. Czy mam panu pomóc?