Выбрать главу

Gdzie jest nasza artyleria przeciwlotnicza – myślał Schneider, choć wiedział, że prawdopodobnie artylerzyści dostali rozkaz nieujawniania swoich pozycji przed spodziewaną wielką ofensywą rosyjską.

Mówiłem, ile razy mówiłem, że to nie ma sensu – myślał z mściwą satysfakcją Broch.

Chociaż gospodarz wieczoru, oberleutnant, a właściwie już hauptmann Kloss, gorąco zapraszał, aby pozostali, nastawił nawet patefon ze zdobytymi skądś płytami ostatnich berlińskich przebojów, wszyscy z ulgą powitali propozycję Edyty Lausch, aby się rozejść.

Więc ten zmarnowany sylwester to pierwszy powód wściekłości Grety. Drugi – to zimno panujące w ich pokoju. Służąca Polka, która miała napalić, nie przyszła dzisiaj do pracy, w dodatku ukradła Grecie dwie puszki konserw. Edyta chciała napalić w piecu, ale wtedy okazało się, że skończyły się zapasy węgla. Bez namysłu porąbała taboret, na którym stała miednica. Myć się w końcu można stawiając miskę na stole, ale ciepła starczyło tylko na tę godzinkę, gdy szykowały się na sylwestrowy wieczór. Teraz w pokoju panował znowu przeraźliwy ziąb, przez nieszczelne okna wdzierał się wiatr. Leżały na swoich łóżkach szczękając zębami, po-przykrywane wszystkim, co było w domu, ale żadna nie mogła zasnąć.

Dopiero kiedy Greta zaproponowała, żeby Edyta przeniosła się na jej łóżko, dopiero wtedy, przykryte dwiema kołdrami, poczuły się lepiej. Przez chwilę rozmawiały o wrażeniach wieczoru; Edyta jeszcze raz pomyślała, że to dobrze, że nikt nie zauważył incydentu z upuszczonym przez Brunnera kieliszkiem. Gdyby Greta coś spostrzegła, Edyta musiałaby jej teraz wymyślać na poczekaniu jakieś kłamstwo, ponieważ prawda nie potrafiłaby jej przejść przez gardło.

Czy się nie mylę? – myśli Edyta. To pytanie dręczy ją od paru godzin.

Kiedy wracała z Hansem – Broch z Greta i Schneiderem poszli przodem, aby – jak zaznaczył mały kapitan saperów – dać zakochanym szansę powiedzenia sobie wszystkiego, miała ochotę wyznać mu o Brunnerze, o tym nieprawdopodobnym posądzeniu, które zalęgło się w jej myślach, ale nawet wobec niego nie potrafiła się na to zdobyć. Zaczęła nawet coś mówić, ale przerwała w połowie zdania, a na jego nalegania odparła, że powie mu innym razem, że chciała go zaintrygować, że pragnęła, żeby z niecierpliwością wyglądał spotkania. Nic wtedy nie powiedział, objął ją tylko mocno i Edycie zaczęło się wydawać, że nie istnieje już ośmioletnia przerwa w ich znajomości, że pożegnali się wczoraj, spotkali dzisiaj i odtąd będą spotykać się codziennie.

Jestem szalona – mówi do siebie – sentymentalna idiotka, ale nie potrafię myśleć o tym człowieku inaczej niż z tkliwością.

Oczywiście zauważyła, że mu się podoba, zauważyła też, że jest jakiś inny niż tamten, którego pożegnała latem trzydziestego szóstego roku; zamiast zapalczywo-ści, nie kończących się potoków słów – zapewnień o uczuciach, które wówczas sprawiały, że długo w noc nie mogła zasnąć – tkliwy gest, uścisk ręki, opiekuńcze objęcie ramieniem.

Wydoroślał po prostu – myśli – dojrzał. A poza tym wojna. Wszyscy się zmieniamy.

Nie wiadomo dlaczego przypomniała sobie swą poprzedniczkę, o które) wspominała rano Greta. Grecie udało się wtedy zdumiewająco trafne sformułowanie: „My wszyscy jesteśmy chorzy od tego kraju…". Czy Hans też jest chory? Przyglądała mu się wielokrotnie w ciągu tego wieczoru – spokój, starannie odmierzone ruchy, nic tajemniczego, o czym mówiła Greta. Czy zostało w nim coś, co oboje wspominali z uśmiechem, coś z tamtej wakacyjnej, młodzieńczej przygody? Kiedy zaczął mówić o swoich studiach na politechnice gdańskiej i wspomniał o atmosferze tamtych dni, miała ochotę go zapytać, kim była osoba, przez którą nie otrzymała odpowiedzi na swój ostatni list, ale powstrzymała się. Edyta Lausch nie była już trzynastoletnią dziewczynką, rozczytaną w romantycznych powieściach, doznającą pierwszego wtajemniczenia. Była dorosłą kobietą, rok temu przeżyła śmierć człowieka, którego kochała. Wiedziała, że to, co łączyło ją kiedyś z piętnastoletnim chłopcem, może być jakimś pomostem do ponownego zbliżenia, niczym więcej, że jeśli chce Han-sa, musi go chcieć takim, jaki jest teraz, zapomnieć o tamtym piętnastolatku. Raz już przecież zapomniała. Pół roku życia z Rudolfem, zakończone głupią, samobójczą śmiercią (z przesłuchiwań, jakim ją potem poddawano, zorientowała się, że jej Rudi, który ani razu w ciągu tego pół roku nie zamienił z nią słowa o polityce, miał coś wspólnego ze spiskiem przeciw fuehrero-wi) pozwoliło jej – tak jej się wtedy zdawało, zapomnieć o szczeniackiej miłości. Gdy wczoraj rano Greta wymieniła nazwisko oberleutnanta Klossa, zdumiał ją tylko taki, zdawałoby się, nieprawdopodobny zbieg okoliczności, a dedykacja na zdjęciu wzruszyła raczej sentymentalną Gretę niż ją. Dopiero gdy zza drzwi pokoju, do którego weszła z Gretą, wyszedł człowiek, który powiedział: – Edyto – poczuła, że serce podchodzi jej do gardła.

Greta oddychała miarowo, zwinięta w kłębek, przytulona do niej jak dziecko.

Chciałabym mieć dziecko – pomyślała Edyta – chciałabym, żeby było podobne do Hansa – i ta myśl ją rozśmieszyła.

– Boże – powiedziała głośno – nie zapytałam go nawet, a może on jest żonaty?

Usłyszała albo zdawało jej się, że usłyszała jakiś szelest za oknem. Na pewno ta polska służąca wróciła – pomyślała w półśnie i postanowiła, że odda Grecie swoje konserwy, żeby ochronić tę biedną, zastrachaną kobiecinę przed oskarżeniem o kradzież. I wtedy rozległ się brzęk tłuczonej szyby, a w chwilę potem seria z pistoletu maszynowego rozdarła ciszę.

Gwałtownie przebudzona Greta usiadła na posłaniu i zaczęła histerycznie krzyczeć; Edyta zerwała się, usiłując przypomnieć sobie, gdzie powiesiła pas z kaburą, pożałowała nagle, że nie trzyma rewolweru pod poduszką jak tamta nie znana jej kobieta, która dostała rozstroju nerwowego. Ale zanim znalazła broń, usłyszała za oknem ciężkie kroki, głośne krzyki patrolu i dobijanie się do drzwi.

– Chwileczkę – powiedziała spokojnie, zarzuciła na ramiona płaszcz, włożyła buty i dopiero wtedy podeszła do drzwi. Grupa wystraszonych sąsiadów, ubranych podobnie jak ona, wtargnęła do pokoju, któryś z nich mówił już w progu:

– Jestem lekarzem, komu mam pomóc?

Inny przekręcił kontakt. I wtedy Edyta zobaczyła: jej łóżko, na którym miała spać i z którego uciekła do Grety w obawie przed zimnem, posiekane było na skos upiornym wielokropkiem – śladami kuł. Zachwiała się, zdążyła jeszcze pomyśleć: Ktoś mnie chciał zabić – a potem zobaczyła pochyloną nad sobą twarz mężczyzny, który mówił, że jest lekarzem.

– Już lepiej, panno Lausch? Nic się nie stało, po prostu omdlenie. Normalna reakcja. Szok.

8

Pierwszego stycznia Kloss wstał późno, ogolił się, zjadł jajecznicę na boczku przyrządzoną przez Kurta, pogadał z ordynansem o wczorajszej zabawie. Chłopak miał szczęście, przespał nalot przytulony do swojej rosłej Margerity, przyniósł kawałek tortu czekoladowego, żeby pan porucznik („Pan kapitan" – poprawił się, o awansie Klossa także już wiedział) spróbował. Kloss jadł tort, chwaląc zdolności kulinarne dziewczyny Kurta; usłyszał, że Kurt chce się z nią ożenić, oczywiście po wygranej wojnie – powiedział prędko i popatrzył na Klossa, jakby od niego chciał się dowiedzieć, kiedy wojna zostanie wygrana. Potem zaczął relacjonować Klossowi codzienną porcję plotek krążących między ordynansami. Kloss wysłuchiwał ich zawsze z uwagą, nieraz już zdobył cenną informację dzięki paplaninie Kurta.