Выбрать главу

– Nie rozumiem cię, Hermann, mów jaśniej.

I wtedy Brunner kazał wezwać schwytanego partyzanta. Pierwszą rzeczą, jaką dostrzegł Kloss, był jego ubiór. Nie znaczy to, żeby ten lekko łysiejący, trzydziestopa-roletni człowiek był jakoś szczególnie ubrany, ale miał całeiczyste ubranie. Żadnych śladów pobicia.

Kloss nieraz widział ofiary przesłuchań w tym gmachu. Zaciskał pięści, wściekły z bezsilności. Wiedział, jak wyglądają ofiary takich przesłuchań. Już wtedy zaczęło mu coś świtać. Dostrzegł, że Brunner popełnił błąd. Potem, gdy wysłuchał zeznań tego człowieka, gładkich, nawet zbyt gładkich, zrozumiał więcej. Sprawa napadu na wiadukt niewiele, jak widać, interesowała Brunnera. Rzekomy partyzant podawał się za adiutanta dowódcy partyzanckiego Bartka. Kiedy Kloss poprosił o rysopis i tamten powiedział: „blondyn", Kloss już wiedział, że ma do czynienia z bluffem, ale jeszcze nie mógł pojąć jego istoty. Bartek na fotografiach z listów gończych był blondynem, od blisko roku ma przyciemnione włosy. Ale jądro zeznań Wasiaka (takie nazwisko i pseudonim „Grzmot" podał zatrzymany) tkwiło w czym innym. Otóż Wasiak twierdził, że Bartek miał się wkrótce spotkać z kobietą współpracującą od dawna z bolszewickim wywiadem. Ta kobieta jest podobno młoda, niedawno przyjechała do tego miasta, w którym była już kiedyś i właśnie wtedy została zwerbowana. Wasiak zna jeszcze imię tej dziewczyny. Oczywiście – Edyta. Kloss uśmiechnął się. Pedanteria Brunnera jest zabawna.

Kazał odesłać Wasiaka, siadł naprzeciw Brunnera i bez pytania sięgnął po następne cygaro. Chwilę palił w milczeniu, zrozumiał już prawie wszystko, brak mu było tylko jednego elementu. I wtedy przypomniał sobie wydarzenia, błahe na pozór, na które wówczas nie zwrócił uwagi. Brunner z kieliszkiem podszedł do Edyty, nagle upuścił szkło, schylił się i zbierał je niezgrabnie drżącymi rękami. Myślał, że Brunner był po prostu bardzo pijany. Teraz wie, rozumie, że Brunner poznał Edytę i ona jego rozpoznała. Ostatnie ogniwo zagadki. Pojmuje teraz, dlaczego Edyta nie chciała mu powiedzieć o odkryciu, jakiego dokonała. Ciążyło jej to odkrycie, ale nie dopuszczała do siebie myśli, żeby oficer gestapo był tym bandytą, który w ową noc przygniótł jej dłoń obcasem. I jeszcze jedno: nagły skurcz twarzy Brunnera przed kilkunastoma minutami, gdy Kloss uczynił niewinną uwagę o dobrych cygarach, jakie zwykle pali sturmfuehrer. To zabawne, uwaga była naprawdę niewinna.

– No i co powiesz teraz? – zmrużył oczy Brunner. Odpędził dłonią niebieskawy dym.

– Należy ci się rewanż – odpowiedział z szerokim uśmiechem. -Ty mnie niedawno ostrzegałeś, teraz ja cię ostrzegę. Widzisz, idziesz sobie, Brunner, drogą, spostrzegasz coś, co wydaje ci się na przykład jajkiem, takie śliczne, okrąglutkie. Bierzesz to do ręki, a to nagle wybucha i urywa ci paluchy. To nie jest jajko, Brunner, to jest granat! Pamiętaj, że ostrzegł cię przyjaciel. Lepiej nie dotykaj tego, poparzysz się ciężko. Czy ta metaforyka nie jest dla ciebie zbyt skomplikowana?

– Nie mogę zlekceważyć zeznań tego partyzanta – rzekł Brunner.

– Możesz mu podyktować inne, tak samo wiarygodne jak te. Zresztą, o ile się znam na rzeczy, ten facet długo nie pożyje.

– Chciałem, żebyś był po mojej stronie, wolisz być przeciwko mnie?

– Nie interesuje mnie ansa, jaką niektóre osoby żywią do blondynek, nie zamierzam się tym interesować. Ale zanim zrobisz lekkomyślny krok, pamiętaj o jajku, które może wybuchnąć w ręku. Tylko tyle, Brunner. I wezmę sobie na drogę jeszcze jedno cygaro, są naprawdę świetne. – Tym razem nie darował Brunnerowi. Zdanie o cygarach musiało brzmieć dwuznacznie, o drogich, bardzo dobrych cygarach, których ceny w czasie wojny dochodzą do astronomicznych rozmiarów. Trzeba być bardzo bogatym człowiekiem, żeby pozwolić sobie na palenie takich cygar. Taką treść chciał przekazać Kloss Brunnerowi. Powinien zrozumieć.

11

W domu znalazł Kurta zajętego praniem firanek, które, odkąd Kloss tu mieszkał, nigdy chyba nie były prane. Ani on, ani Kurt nie widzieli w tym nic nienormalnego.

– Pani kazała – odpowiedział Kurt na jego pytające spojrzenie, jakby dla nich obu nie mogło być wątpliwości, o jaką panią chodzi. Oddał mu też kartkę pozostawioną przez Edytę. Pisała, że ma dyżur do północy i ma nadzieję, że Kloss ją tam odwiedzi. Zamierzał pójść od razu, natychmiast po zjedzeniu obiadu przyniesionego przez Kurta z kasyna, ale wezwano go do sztabu i harował niemal do dziesiątej przy mapach, na które trzeba było nanieść dane o koncentracji sił rosyjskich nad Wisłą, dostarczone niedawno przez samoloty zwiadowcze. Już w drodze przez tory, kiedy zagapiwszy się omal nie wpadł pod manewrującą lokomotywę, przypomniał sobie, że wcale tego nie planując, znajdzie się w pobliżu przygotowanej akcji na wiadukt. Spojrzał w tamtą stronę, jakby w obawie, czy nie dostrzeże czegoś, co mogłoby pokrzyżować akcję, ale wszystko wskazywało na to, że Niemcy nie spodziewają się niczego. Co prawda wachman przytupywał przy wjeździe na wiadukt, tam, gdzie z plątaniny szyn stacji rozrządowej wyodrębniają się dwa tory przerzucone przez wiadukt, wiodące w stronę frontu.

Łoskot przejeżdżającego parowozu zagłuszył kroki Klossa, kiedy wchodził do pokoju telefonistek. Stanął za plecami Edyty i delikatnie dotknął ręką jej twarzy.

– Hans! -zawołała ucieszona.-Jaki jesteś zimny. Cieszę się, że przyszedłeś. Byłam taka niespokojna.

– Teraz możesz już być spokojna, Edyto – powiedział poważnie.

Bez przerwy niemal dzwoniły telefony. Edyta zajęta była wkładaniem i wyjmowaniem wtyczek. Podsunęła mu bloki ołówek.

– Żeby ci się nie nudziło, będziesz moją sekretarką. Kloss otwiera blok, widzi wetknięte tam zdjęcie, chce je włożyć gdzie indziej, ale Edyta nie pozwala.

– Nie poznajesz? Przecież to zdjęcie, które przysłałeś mi z Królewca.

Przyglądał się chwilę temu obcemu chłopakowi. On w tym wieku wyglądał chyba inaczej.

– Jaki byłem wówczas młody – rzekł – nieopierzony szczeniak.

Monotonnie cykający zegar elektryczny wskazywał dziesiątą dwadzieścia cztery. Jeszcze pół godziny. Zamyślony nie zauważył, że ktoś otworzył drzwi. Drgnął dopiero na dźwięk głosu Brunnera.

– Nie spodziewałem się ciebie, Hans.

Odwrócił się powoli w stronę wchodzącego.

– Nie posłuchałeś mojej rady, nie wyciągnąłeś wniosków z bajki o jajku, które okazało się granatem.

– Dość żartów – uciął Brunner. – Panno Lausch, jest pani aresztowana.

Dopiero teraz Kloss dostrzegł, że Brunner nie przyszedł sam. Dwóch SS-manów w hełmach opadających na oczy stanęło przy drzwiach.

Edyta przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie głosu.

– Pan oszalał – powiedziała wreszcie.

– Spokojnie, Edyto – włączył się Kloss. – Bądź uprzejma zająć się swoją pracą. A ty, Hermann, odeślij swoich ludzi na dół. Jeśli zechcesz, zawołasz ich za pięć minut. Jeśli tego nie zrobisz, będę mówił przy nich. Ale nie radziłbym. To niebezpieczne.

– Dokładnie pięć minut – zgodził się. Gestem odesłał SS-manów. Odeszli bez słowa, jak automaty. – Pannę Lausch aresztuję pod zarzutem współpracy z bolszewickim wywiadem.

– To kłamstwo! – zerwała się Edyta, ale uspokajający gest Klossa kazał jej wrócić na miejsce.

– Rozumiem, Brunner, teraz aresztujesz pannę Lausch, a kiedy będziecie przechodzili przez tory, ona zacznie uciekać i zginie podczas próby ucieczki. Wasiak, co prawda, także zginie lub już zginął, ale zostanie dokument obciążający Edytę. Do tej pory twoje rozumowanie jest prawidłowe. Ale mylisz się, jeśli sądzisz, że po śmierci Edyty Lausch nie będzie już nikogo, kto by znał nazwisko mordercy sprzed czterech lat, bandyty, który w celach rabunkowych zastrzelił kobietę i dwuletnie dziecko. My obaj wiemy, Brunner, że mordercą jest człowiek, którego jeszcze w cztery lata po tym wydarzeniu stać na palenie wyłącznie pięciomarkowych cygar.