Выбрать главу

– A dziewczyna?

– Następne ogniwo. Musi zdecydować Adam. Jeśli ma do niej zaufanie.

– Będzie u mnie jutro.

– Więc mech uciekają jutro. Ale przedtem poślecie jeszcze jeden meldunek od J-23.

– Oszalałeś? Jeśli radiostacja jest spalona…

– Właśnie. Meldunek nie dotrze do centrali, jak nie dotarł żaden z wysyłanych w ciągu ostatnich trzech tygodni. Otrzyma go Otto Neumann. To będzie rodzaj listu prywatnego. Nadacie, że J-23 nie mógł zjawić się w umówionym miejscu, ponieważ w wyznaczonym dniu był służbowo w Szczecinie. Prosi o podanie następnego terminu i miejsca.

– Chcesz go zająć na parę dni?

– Tak. Musicie mieć czas na zmycie się z Warszawy. Nie zapomnij zabrać ze sobą kopii moich meldunków z ostatnich trzech – czterech tygodni. Przekaż je Bartkowi, powinien mieć jakiś nowy szyfr i radiostację.

– A ty? – zapytał Józef.

– Muszę pomóc biednemu Tietschowi. Chłopak nie może wpaść na system, według którego pracuje wroga radiostacja.

Wstał i lekko skłonił się Podlasińskiemu. Nie zamienili ze sobą ani słowa pożegnania, chociaż obaj myśleli o tym samym – czy zobaczą się jeszcze kiedykolwiek?

10

Bartek nie był zachwycony rozkazem, który otrzymał ubiegłej nocy. Musiał nagle odwołać ludzi z zaplanowanej kolejówki, na gwałt szykować lądowisko. Na szczęście w pobliżu nie było dużych oddziałów niemieckich, mógł zorganizować wszystko w ciągu dnia. Ale cóż! Z rozkazami się nie dyskutuje, a rozkaz był wyraźny: przygotować lądowisko, przyleci wysłannik z centrali.

Czekali od zmroku na wielkiej polanie w środku puszczy Kozienickiej. W wykopanych dołach leżał już chrust polany benzyną, przygotowany do podpalenia, gdy usłyszą nadlatujący samolot. Ale samolot nie nadlatywał. Noc była chłodna. Adam, nie przyzwyczajony do lasu, szczękał zębami.

– Martwię się o Józefa. Co mu się mogło stać? Dlaczego jeszcze go nie ma?

– Nie kracz! – powiedział Bartek ze złością. – Nie kracz, bo wykraczesz! Czwarty raz to już powtarzam dzisiejszej nocy.

– Powiedział mi, że spotkamy się u ciebie. Myślałem, że już jest. Czyżby nie zdążył?

– Znowu zaczynasz – mruknął Bartek i podał Adamowi tlący się niedopałek. – Masz, pociągnij, zajmij czymś gębę, nie będziesz plótł głupstw.

Chwilę siedzieli w milczeniu. Gdzieś nad nimi pohukiwała sowa. Do Bartka podkradł się nie znany Adamowi młody partyzant.

– Obywatelu dowódco, jeśli w ciągu pół godziny nie nadleci… Zaraz będzie świtać.

Wtedy właśnie usłyszał terkot nadlatującej maszyny. Chłopak, nie czekając na rozkaz, pobiegł ku zrzutowisku. W wykopanych dołach, ułożonych tak, że tworzyły gigantyczną literę „T", błysnął w górę ogień. Pilot musiał dostrzec znak, bo schodził do lądowania.

Bartek podszedł do samolotu i pomógł wygramolić się otyłemu mężczyźnie w długim kożuchu, który krepował mu ruchy. Partyzanci wyładowali broń i amunicję, przenosili ją na przygotowane chłopskie furmanki, a on prowadził wysłannika w stronę leśniczówki.

– Nie macie kogoś, kogo chcecie przerzucić? – zapytał otyły mężczyzna. – Samolot zaraz startuje.

– Wy zostajecie? – zdziwił się Bartek.

Tamten mruknął potakująco i nic więcej tej nocy Bartek się od niego nie dowiedział. Nazajutrz dopiero mężczyzna przedstawił się.

– Kapitan Antoni – powiedział – w sprawie wsypy.

– Szybko reagujecie – rzekł Bartek. – O tym, że znaleźli się ludzie z siatki warszawskiej, poinformowałem was zaledwie cztery dni temu. Mam dla was niespodziankę. Do Adama i „Zięby" dobił radzista.

– To interesujące – odezwał się wysłannik. – Chcę go przesłuchać w pierwszej kolejności.

– Niestety to niemożliwe. Chłopak jest nieprzytomny. Raniono go podczas ucieczki. Cudem dotarł do wójta w Kozienicach. Martwię się o Józefa i Mundka – dodał. – Powinni już być. Wtedy siatka byłaby w komplecie.

– Nie bardzo – rzekł Antoni. – Brak J-23.

11

Zaraz po śniadaniu rozpoczął przesłuchania. Z obowiązku Bartek w nich uczestniczył, nie bardzo jednak rozumiejąc sens podchwytliwych pytań. Prawdę mówiąc, wysłannik centrali nie przypadł do serca Bankowi. Oschły, czujny, nieufny… Bartkowi wydawało się, że i na sobie czuje uważne, świdrujące spojrzenie tamtego. Cóż – myślał – taka robota. Wysłannik pochylał się właśnie nad Stasia Zarębską, pseudonim „Zięba". Dziewczyna starała się odpowiedzieć możliwie precyzyjnie na zadawane pytania, ale widać było, że deprymuje ją ton Antoniego.

– Twierdzisz, że ostrzegł cię Adam?

– Tak – odpowiedziała.

– Mówił, że jesteś śledzona. Czy dodał, od jak dawna?

– Nie. Kazał mi pryskać. Umówił się ze mną na stacji w Pyrach.

– Kogo znałaś?

– Tylko Adama i Skowronka.

– Wiesz, kim jest J-23?

– Nie wiem.

– Czy sama nie zauważyłaś, że jesteś śledzona? A może – podniósł głos – nie chciałaś zauważyć?

– Nie! – krzyknęła histerycznie dziewczyna. – Nie jestem… Wiem, że to był błąd, powinnam była bardziej uważać, ale spieszyłam się, wyskakiwałam z meldunkiem w czasie pracy. Ustaliliśmy z Adamem, że tak będzie najbezpieczniej.

– A u Skowronka wszystko było w porządku?

– Zawsze sprawdzałam. Na drzwiach był wypisany kredą znak K+M+B. W razie niebezpieczeństwa byłby przecież starty.

Dziewczyna zawahała się i Antoni zauważył to wahanie.

– Więc był znak czy nie?

– Był na pewno, tylko wydawało mi się… ale musiało mi się wydawać… Odniosłam wrażenie, że Skowronek się czegoś boi, miał takie oczy.

– Kiedy powstało w was to wrażenie?

– Dwa, nie, trzy tygodnie temu.

Podziękował dziewczynie, kazał jej poprosić Adama. Gdy wychodziła już, przypomniał, co zdaniem Bartka było zupełnie zbędne, że nie wolno jej się oddalać z obozu.

– Czy nie przesadzacie? – zapytał po jej wyjściu Bartek.

– Człowieku! – tamten popatrzył nań przenikliwie. -Każdy z nich jest potencjalnym zdrajcą. Od pięciu tygodni radiostacja nadaje fałszywe meldunki. Rozumiesz? Trzeba oczyścić siatkę, wyeliminować tego, kto zdradził. Co ze Skowronkiem? – zapytał.

– Był u niego felczer. Po południu będziecie go mogli przesłuchać. Siadaj, Adam – rzekł do wchodzącego Pruchnala. Chciał uprzejmością zatrzeć nieprzyjemną scenę przesłuchania, która zapewne teraz nastąpi.

– Kiedy Józef zawiadomił cię o alarmie? – padło pierwsze pytanie.

– W ubiegły wtorek. Zgłosiłem się do mieszkania, w którym zameldowany był jako Witalis Kazimirus. Jak zwykle pobrałem opłatę za gaz.

– Czy Józef powiedział, że jesteś śledzony?

– Kazał mi pryskać i zabrać dziewczynę, jeśli jej ufam. Nie miałem powodu, by jej nie ufać.

– Czy powiedział ci o rodzaju zagrożenia?

– Józef nigdy nie mówił za wiele.

– A nazwisko? Nie wymienił żadnego nazwiska?

– Nie. Powiedział tylko, że istnieje niebezpieczeństwo wsypy.

– A jednak kazał wam przedtem nadać jeszcze jeden meldunek. Co wiesz o treści tego meldunku?

– Zawsze otrzymywałem teksty zaszyfrowane.

– W gestapo mają chyba szyfrantów…

– Wy mnie podejrzewacie! Wypraszam sobie! Ja nie jestem zdrajcą!.

– O nic cię jeszcze me podejrzewam.

– Gdybym ja był wtyczką gestapo, sypałbym Józefa. Tylko ja jeden z całej siatki… – przerwał, bo uświadomił sobie, że Józef nie zjawił się dotąd w oddziale.

– Tak – powiedział Antoni – tylko ty jeden z całej siatki znałeś wszystkie cztery jego adresy i nazwiska.