Był zaskoczony. Spodziewał się widać zaprzeczeń i próśb. Tacy jak on często wypadają z roli, gdy znajdą się w sytuacji nieprzewidzianej.
– Ach tak – mruknął – oficer amerykańskiego wywiadu! Od kiedy w naszej armii? – I nie czekając na odpowiedź zwrócił się znowu do Klossa: – Umieszczali ich w SS, bo tam było trudniej nam dotrzeć. I jak mogliśmy wygrać wojnę?
Kloss, mimo powagi sytuacji, znowu z trudem powstrzymał się od uśmiechu. Pomyślał, że nie chciałby być jednak w skórze Ringa.
– Nie zamierzam odpowiadać na żadne pytania – oświadczyła Anna-Maria.
– Już ja z ciebie wyduszę… Po co przyjechałaś do Bischofsfelde?
– Na randkę z tobą – brzmiała odpowiedź.
Ta dziewczyna nie wypada jednak z roli. Kloss spojrzał na twarz Ringa, była purpurowa. A mimo to pułkownik nie wybuchnął. Kloss rozumiał znakomicie, że gdyby to nie był rok czterdziesty piąty, los Anny-Marii Elken byłby straszny. Zresztą ona też zachowywałaby się na pewno inaczej.
– Co za poufałość – szepnął tylko Ring. – My oduczymy cię bezczelności, piękna panno.
– Nie zdążycie. Moi szefowie – ton Anny-Marii był teraz spokojny, rzeczowy – polecili mi poznać pułkównika Ringa. Wtedy w sztabie mieliśmy zbyt mało czasu, by się dobrze poznać.
– Interesujące.
– Moi zwierzchnicy liczą na rozsądek pułkownika Ringa – ciągnęła Anna-Maria. – Wiedzą zresztą o panu sporo i cenią doświadczenie, które zdołał nabyć pan na wschodzie. – Ponieważ Ring milczał, dodała: – Daj mi papierosa.
Gdy Ring bez słowa wyciągnął z kieszeni pudełko i podsunął Annie-Marii, Kloss zrozumiał, że w sytuacji nastąpił zwrot i to zwrot, którego nie przewidywał i którego zaczynał się obawiać. Panna Elken była zręcznym graczem, natychmiast wykorzystywała każdą sytuację.
– W zamku Edelsberg – przystąpiła bez wstępów do rzeczy – ukryłeś archiwum Abwehrstelle Breslau.
Ring zareagował natychmiast. To uderzenie okazało się jednak zbyt mocne. Odpiął kaburę i sięgnął po pistolet. Kloss uczynił natychmiast to samo, nie wiedząc jeszcze, co zrobi, jeśli Ring zechce strzelić do dziewczyny. Anna-Maria panowała jednak nad sytuacją, bardziej niż przypuszczał.
– Nie wygłupiaj się – powiedziała tylko. – Wiedziałeś, że Bischofsfelde należy do strefy rosyjskiej. Jak mogłeś dokumenty tak ważne ukryć w zasięgu Rosjan? Chciałeś im zostawić archiwum, czy co? – Teraz ona usiłowała grać rolę przesłuchującego.
– Nikt się nie dowie o istnieniu archiwum – powiedział Ring. – A ty zginiesz.
– Głupstwo. Polacy je znajdą i ciebie też znajdą. Oni mają na te sprawy nieco inny pogląd niż moi przełożeni. Jeśli przekażesz nam archiwum, otrzymasz gwarancję bezpieczeństwa i twój oficer także.
– Bezczelność! Chcesz zdyskontować naszą robotę, co? Polacy także chętnie zapłacą za te papierki.
Kloss podszedł do okna. Wynik tej rozmowy stawał się dla niego coraz bardziej jasny. Myślał teraz o własnych szansach uchronienia archiwum już nie tylko przed zniszczeniem przez Niemców, ale przed Amerykanami. Anna-
– Maria Elken, którą chciał ratować, którą traktował dotąd jak nieprzewidziany i zbyteczny kłopot, stawała się groźnym przeciwnikiem.
Miała szansę. Ring rozporządza na pewno dostateczną eskortą i transportem, by odkopać archiwum i przewieźć je na tereny, które zajmą Amerykanie. Do tego Kloss nie mógł dopuścić. Zanim to się jednak stanie, Ring musi przeciągnąć jego, Klossa, na swoją stronę: albo opłacić albo zlikwidować – innego wyjścia nie ma. Był pewien, że pułkownik za chwilę zechce z nim mówić sam na sam.
Tak też się stało. Stryj Ingi przerwał rozmowę z Anną-Marią, wezwał Bertę i kazał zamknąć Amerykankę w składziku, którego drzwi wychodziły na korytarz.
– Pilnuj jej, żeby ci przypadkiem nie zwiała – powiedział Bercie. – I potem jeszcze zapytał: – A gdzie jest Schenk?
– Nie pokazał się od rana – stwierdziła Berta i położyła ciężką dłoń na ramieniu Anny-Marii.
Zostali sami. Pułkownik długo milczał, potem podszedł do Klossa. Na jego twarzy pojawił się łaskawy uśmiech.
– Sporo o panu słyszałem, kapitanie. Jest pan podobno świetnym oficerem, jednym z tych, na których można liczyć. Skąd pan się tu właściwie wziął?
– Przedzierałem się.
– Tak, oczywiście, ale skąd pan się wziął w tym domu?
– Byłem pewien, że rodzina pułkownika Ringa udzieli mi schronienia.
– Tylko tyle?
– Tyle. – Kloss spostrzegł, że dłoń pułkownika Ringa wędruje.do kabury pistoletu. Zanurzył dłoń w kieszeni, przesunął bezpiecznik waltera. – Sądzę, panie pułkowniku -oświadczył sucho – że teraz pan się mnie nie pozbędzie.
– Nie zamierzam – odpowiedział Ring, nie zdejmując dłoni z kabury. – Pana zdanie?
– Nie mam własnego zdania. Jestem oficerem niemieckim. – Nie zabrzmiało to zbyt mądrze, ale Kloss nie miał nic innego w zanadrzu. Mógł tylko udawać uczciwego Niemca. Dzień paradoksalnych sytuacji!
– Proszę się nie wygłupiać! – Ring podniósł nieco głos. – Obaj dobrze wiemy, że archiwum nie może wpaść w ręce Polaków. Zawiera informacje o ludziach, którzy mogą być jeszcze pożyteczni. Chyba pan to rozumie?
– Świetnie rozumiem. Zaczynam także rozumieć, że chce pan je przekazać Amerykanom.
Długą chwilę trwało milczenie.
– Czy widzi pan inne wyjście? – odezwał się wreszcie Ring. – Nie grajmy w ciuciubabkę. Wojna zbliża się ku końcowi albo też w wojnie nastąpi niespodziewany zwrot. Kto wie, czy prędzej lub później ta dziewczyna nie zostanie naszym sojusznikiem.
Na to liczysz – pomyślał Kloss. – Stare niemieckie marzenie o zmianie sojusznika.
– Wierzy pan w amerykańskie gwarancje?
– W nic nie wierzę. Ale jeśli istnieje szansa, to tylko ta jedna.
Cóż mógł zrobić? Trzeba było dalej grać dość niewygodną rolę uczciwego Niemca.
– Ta szansa nazywa się po prostu zdradą – powiedział.
Czy Ring wyrwie pistolet z kabury? Nie, nie zdecydował się; odparował dość spokojnie:
– Nie lubię wielkich słów, Kloss. Pan tego nie powiedział.
– Dobrze, nie powiedziałem. – Kloss przygotowywał sobie nowe stanowisko. – Rozumiem, że musi pan ze mną pertraktować – ciągnął – bo przypadkowo wiem dość dużo. Ale proszę mi powiedzieć, jakie ja mam gwarancje?
– Te same co ja.
– Nie. Pan jest w lepszej sytuacji. Mnie chodzi o gwarancje osobiście dla mnie.
Teraz Ring sięgnął do kabury; Kloss był szybszy. Trzymał już waltera w dłoni.
– Strzelam szybciej niż pan – powiedział. – Nie sądzę, pułkowniku Ring, by takie rozwiązanie było dla pana najlepsze.
Ring z trudem odzyskiwał spokój.
– Obaj jesteśmy zdenerwowani i nie panujemy nad sobą. Niech pan wreszcie powie konkretnie, o co panu chodzi.
– O gwarancje – powtórzył Kloss. – Takie, które by mnie upewniły, że nie zechce się pan mnie pozbyć. Inaczej: proszę mi podać dokładne miejsce, w którym schowano archiwum.
– W innej sytuacji kazałbym pana rozstrzelać. Archiwum odkopiemy razem.
– To mi nie wystarcza, pułkowniku. Jeśli nie dowiem się, gdzie jest archiwum, amerykańska agentka wraz z odpowiednim meldunkiem zostanie przekazana do sztabu grupy Schórnera. – Szantażował Ringa na zimno, ale bez jakiejkolwiek pewności, że szantaż będzie naprawdę skuteczny.
– Bluff – mruknął Ring.
– Nie, handel. Muszę mieć gwarancje, że nie zostawi mnie pan na lodzie.
– Słowo niemieckiego oficera.
Tym razem Kloss roześmiał się naprawdę szczerze.
– Pan żartuje, pułkowniku Ring.
– Archiwum jest w zamku Edelsberg.
– To wie już nawet amerykański wywiad – odpowiedział Kloss.