– Od Ingi, co? Ta Marta wszystko wygadała… Czy Inga wie, kto dobił Martę?
– Nie, ona nie wie – odpowiedział Kloss.
– A pan?
– Ja tak. Chociaż ten człowiek dobrze grał swoją rolę. Nie boi się go pan?
Patrzyli na siebie w milczeniu. Ten człowiek, o którym obaj teraz myśleli i który gdzieś tu był w tym mieście, stanowił zagrożenie dla Ringa i pewną szansę dla Klossa…Tak, na pewno szansę, ale taką, po jaką się nie sięga.
– Bzdura! – rzucił Ring. Nie chciał brać już pod uwagę żadnych możliwych komplikacji.
– Więc gdzie jest archiwum?
Pułkownik wahał się jeszcze.
– Dobrze, powiem. W parku Edelsberg, ukryte w piwnicach szesnastowiecznej kapliczki. Wystarczy panu?
– Dowód?
– Tym razem pan żartuje, kapitanie Kloss.
Czy wygrał tę rundę? Nie miał żadnej gwarancji, że Ring powiedział prawdę, a jeśli nawet tak, to jak wykorzysta tę informację, jak zdąży ją wykorzystać, zanim Ring i panna Elken wywiozą stąd dokumenty?
Z północy dobiegła znowu silniejsza kanonada artyleryjska; ulicą przejeżdżały niemieckie działa pancerne, a potem szła piechota; ale ta piechota, gdy Kloss popatrzył na nią z okna, wyglądała już znacznie gorzej niż czołowe oddziały, które zajmowały Bischofsfelde. Starzy ludzie w źle dopasowanych mundurach, wlokący się z trudem, w milczeniu w kierunku pola walki, niezbyt odległego od miasta.
Ring kazał Bercie przyprowadzić Annę-Marię. Amerykanka, gdy weszła do pokoju, od razu domyśliła się, że targ został ubity. Oświadczyła, że chętnie napiłaby się kawy, a także i czegoś mocniejszego; bo w składziku było obrzydliwie i duszno. Zwracała się zresztą tylko do Ringa, traktując go trochę jak podwładnego.
Kloss szczerze podziwiał jej pewność siebie, a Ring nie protestował. Wezwał Bertę i wydał polecenie. Potem siedli przy stole i rozpoczęli rozmowę o sprawach konkretnych. Anna-Maria lubiła ścisłość i rzeczowość. Pytała Ringa o ciężarówki, o eskortę i możliwość poruszania się w kierunku południowo-zachodnim. Wyraziła mimochodem niezadowolenie, że Niemiec nie orientuje się zbyt dobrze w sytuacji na froncie i nie wie, gdzie można spotkać oddziały polskie. Ring nawet dość nieśmiało, potem nieco ostrzej powracał do sprawy gwarancji! Gwarancje to było to, co interesowało go najbardziej.
– Przewieziecie archiwum i oddacie się w ręce amerykańskie – oświadczyła sucho Anna-Maria.
– Musimy mieć pewność.
– Nikt nie ma pewności, panie Ring, ja też. A pan w dodatku me ma wyboru.
– Możemy walczyć do końca – oświadczył pułkownik.
– Proszę bardzo. – Anna-Maria znakomicie grała obojętność. -Walczcie sobie, jeśli macie ochotę, za fuehrera i Trzecią Rzeszę.
– Możemy zniszczyć archiwum i zlikwidować panią.
– To wam się także nie opłaci.
– Bluff! – szepnął Ring.
– Wszyscy trochę bluffujemy – roześmiała się Anna-Maria. -Ja mam przynajmniej nie fałszowane karty.
W tej chwili Berta wniosła na tacy dzbanek z kawą, butelkę, dwie filiżanki i dwa kieliszki. Ogarnęła zdziwionym spojrzeniem siedzących przy stole.
– Proszę podać trzecie nakrycie – polecił Ring, nie patrząc na Bertę.
To był błąd. Kloss od razu zrozumiał, że pułkownik Ring popełnił pierwszy poważny błąd. Wystarczyło spojrzeć na Bertę, żeby pojąć, co się działo w duszy starej kucharki. Opuściła pokój bez słowa, by po chwili wrócić z trzecią, filiżanką i z trzecim nakryciem.
Kloss był niemal pewien, że Berta, która znowu nad swoim łóżkiem w kuchni powiesiła portret fuehrera, pójdzie teraz do komendantury niemieckiej na rynku. Przez chwilę wahał się, czy nie ostrzec Ringa, ale zrozumiał, że wówczas on popełniłby błąd. Los pana pułkownika nic nie obchodził Klossa; obchodziło go archiwum i jeszcze…
Wiedział, że zależy mu na tym, by mimo wszystko uratować pannę Elken. A panna Elken wydawała się go w ogóle nie dostrzegać. Nie zauważyła również twarzy Berty, nie zobaczyła nienawiści w oczach starej kobiety.
Moja sojuszniczka – myślał Kloss – jest groźnym przeciwnikiem, ale popełnia zbyt wiele drobnych błędów, które mogą bardzo dużo kosztować.
Wychylił swój kieliszek i wstał od stołu. Ruszył ku drzwiom.
– Dokąd to, kapitanie Kloss? – zapytał groźnie Ring. – Niedługo wyjdziemy stąd wszyscy, gdy tylko nadjedzie ciężarówka.
– Zdążył pan już załatwić ciężarówkę? – uśmiechnął się Kloss.
– Proszę się o to nie martwić.
– I o mnie może pan być spokojny, pułkowniku Ring.
7
Inga była w swoim pokoju. Gdy wszedł, zerwała się gwałtownie z tapczanu; w oczach miała łzy.
– Proszę mi dać spokój! – krzyknęła.
Kloss usiadł na tapczanie i przyciągnął ją do siebie. Żal mu było tej dziewczyny. Widział, jak przeżywała śmierć Marty Stauding, potem uratowała mu życie. Wychowywał ją ojciec hitlerowiec, uczyła się w hitlerowskiej szkole i chodziła na zebrania BDM, ale przecież pozostało w niej coś, co rodziło nadzieje…
– Widziałaś Bertę? – zapytał.
Tak, kucharka zaglądała do niej, a potem wyszła do miasta. Bardzo niedawno. Nie rozmawiała z nią. Inga w ogóle nie ma ochoty z nikim rozmawiać; chce być sama.
– Słuchaj, Ingo – powiedział Kloss. – Idź stąd. Idź z tego domu i schowaj się u jakiejś koleżanki, u znajomych.
– Ja? Dlaczego? – jej oczy błyszczały. – Po co ta troska? Pan udaje troskę o mnie.
– Nie udaję, dziewczyno. Uratowałaś mi życie, a teraz ja chcę ci uratować życie. Grozi ci niebezpieczeństwo.
– Mnie? Niech pan mi da spokój. Ja już nikomu nie wierzę. Wierzyłam ojcu i wierzyłam stryjowi. Teraz mi wszystko jedno.
– Wiesz, dlaczego zginęła Marta?
Inga wtuliła głowę w poduszkę. Pogładził ją po włosach; pomyślał, że dużo trzeba będzie czasu i wysiłku, aby naprawdę uratować takie dziewczyny jak ona.
– Marta za dużo widziała – mówił powoli. – Widziała, jak Ring mordował robotników, a potem, co ważniejsze, jak zakopywali paki pod kapliczką w parku.
– Nieprawda! – krzyknęła Inga. – Wrzucali paki do lochów. Wejście jest na dziedzińcu, na prawo od bramy… – urwała gwałtownie, patrząc z przerażeniem na Klossa.
Więc jednak Ring go okłamał; oznaczało to, że pułkownik był zdecydowany wykończyć Klossa przed wydobyciem archiwum. Oznaczało to także, że Inga musi zginąć.
– Zwiewaj stąd jak najszybciej – powtórzył – i to postaraj się wyjść z domu tak, by nikt cię nie zauważył.
– Pan oszalał – szepnęła.
– Nie, nie oszalałem. Masz do czynienia z ludźmi zdolnymi do wszystkiego. Ten, który zabił Martę, nie będzie cię oszczędzał.
– Kto dobił Martę?
Kloss wstał.
– I tak wiesz zbyt dużo, Ingo. Zwiewaj.
– Nie.
– To są zbrodniarze.
– O kim pan mówi, panie kapitanie? – powiedziała nagle bardzo spokojnie. – Czy pan mówi o Niemcach?
– Tak- rzekł – o Niemcach.
Skoczyła do drzwi. Stała jeszcze w progu i patrzyła na niego pałającymi oczyma.
– Ja też jestem Niemką. I pan także. Muszą być Niemcy, którzy nie mordują, nie spiskują z Amerykanami; nie sprzedają tajemnic, którzy walczą…
– Ingo! – krzyknął.
Już jej nie było. Zobaczył ją jeszcze przez okno; biegła ulicą, środkiem jezdni w kierunku rynku, zapewne do niemieckiej komendantury. Żołnierze z transportera oglądali się za nią. Pomyślał, że znowu poniósł klęskę; tej dziewczyny nie udało mu się uratować.
Wyszedł na korytarz. Sądził, że pozostało mu już niewiele czasu do pojawienia się człowieka, którego Ring dobrze znał, a o którym postanowił zapomnieć. Wiedział, że rozegranie ostatniego aktu będzie bardzo trudne. Nie miał jeszcze żadnego planu, tylko parę pomysłów, parę pomysłów wykonalnych w pewnej bardzo określonej sytuacji…