Выбрать главу

– Co pan wie o Wolfie?

– Nic – powiedział Leutzke. – Tyle tylko, że rządził ostatnio w tutejszym gestapo i że go poszukujecie. Nie mam żadnych powodów – dodał po chwili – osłaniać teraz takich ludzi jak Wolf. Nie przynosili zaszczytu armii niemieckiej.

– Szkoda, że wcześniej nie doszedł pan do takich konkluzji – zauważył Karpinsky.

Leutzke milczał; obojętnie przyglądał się oficerom amerykańskim.

– Pan jest oczywiście antyfaszystą – roześmiał się Roberts.

Na twarzy pułkownika nie drgnął ani jeden muskuł.

– Jestem oficerem niemieckim – powiedział – i nigdy nie lubiłem Hitlera. Wykonywałem tylko swoje obowiązki.

– Wszyscy mówicie to samo – stwierdził zniechęcony Karpinsky i zwrócił się do Robertsa: – Masz jeszcze jakieś pytania?

Roberts zapytał o Klossa. Co pułkownik wie o tym oficerze Abwehry? Gdzie go spotykał? Czy nie dostrzegł nic dziwnego w jego zachowaniu?

Leutzke nie rozumiał tych pytań. Zna Klossa niedawno, wie o nim tylko tyle, że działał w Polsce i w Rosji, że otrzymał Krzyż Żelazny, co w Abwehrze nie było zbyt częste.

– Nic więcej? A co pan o nim myśli?

– Nic nie myślę – powiedział Leutzke. – Nie mogę o nim wydać żadnej opinii, ponieważ nie był moim podwładnym.

Roberts popatrzył na niego z nie ukrywaną ironią.

– Niech pan już idzie – powiedział. – Sporo czasu upłynie, zanim nauczymy was czegokolwiek.

Leutzke wyprostował się jeszcze na progu i złożył obu amerykańskim oficerom sztywny, wojskowy ukłon. Zniknął za drzwiami. Zostali sami. Roberts rozlał koniak do dwóch szklanek.

– Wypij, Karpinsky – powiedział. – Rozmawiałem przed chwilą telefonicznie z generałem. Był w sztabie oficer z misji rosyjskiej. Oświadczył, że według ich informacji, na naszym terenie znajduje się z całą pewnością ten gruppenfuehrer Wolf. Mają zbyt dobre informacje. Co o tym sądzisz?

– Jeśli tu jest – oświadczył Karpinsky – musimy go znaleźć.

– Oczywiście. – Roberts przełknął potężną porcję koniaku: – Ale skąd Rosjanie o tym wiedzą? To musimy ustalić.

Karpinsky usiadł przy biurku, wertował jakieś papiery.

– Nie mogę zapomnieć – szepnął nagle – jak wydobywano zwłoki jeńców zamordowanych w fabryce. Te twarze ludzi uduszonych albo rozstrzeliwanych w pośpiechu… Po co on to kazał zrobić?, F

– Zostaw tę makabrę – powiedział Roberts.

– Ten człowiek jest tutaj. I o tym przede wszystkim powinniśmy pamiętać.

– Zdaje się – powiedział Roberts – zdaje się, że popełniłeś błąd wstępując do CIC.

– A może to ty popełniłeś błąd? – szepnął Karpinsky. t Roberts nie odpowiedział. Stał przy oknie i patrzył na wielki dziedziniec koszarowy, na którym porucznik Lewis ćwiczył swoich podopiecznych. Były to owe codzienne zajęcia. Lewisa, którym komendant obozu oddawał się zresztą z ogromną pilnością. Stał przed nim długi dwuszereg jeńców uzbrojonych w wiadra, szczotki, miotły. Dwuszereg był znakomicie wyrównany i zapewne nawet najbardziej wymagający kapral nie miałby mu nic do zarzucenia.

– Prezentuj broń! – krzyczał Lewis.

Jeńcy podnosili na wysokość ramienia miotły, szczotki i wiadra. Lewis przechadzał się wzdłuż szeregu, z wyraźną satysfakcją przyglądając się wyprężonym postaciom.

– Nieźle, nieźle – mruczał. – Będą z was jeszcze ludzie. Może kiedyś zrobię z was wojsko.

Potem jeńcy skakali naokoło dziedzińca, czołgali się, nacierali na budynek koszarowy.

– Lewis jest niezły – stwierdził Roberts.

– Wyżywa się – powiedział Karpinsky podchodząc także do okna. – To nie jest metoda edukacji.

– A jaką ty byś zaproponował metodę? – zapytał Roberts: – Co chciałbyś z nich zrobić? To oni wykonywali rozkazy Wolfa. Zapomniałeś? Może nadają się tylko do tego, żeby stać w dwuszeregu. Może nie możemy dla nich zrobić nic innego poza doborem odpowiednich kaprali?

Tymczasem pułkownik Leutzke wrócił do swojej izby i zastał Klossa przyglądającego się przez okno ćwiczeniom na dziedzińcu.

– Widziałem te zabawy Lewisa – powiedział Leutzke. – Obrzydliwe. Odbiera im ludzką godność.

– A co z nimi robiono przez cały czas? – zapytał Kloss, odwracając się gwałtownie od okna. – Przez tyle lat wojny. Gdyby zamiast Lewisa stał niemiecki kapral, nie miałby pan żadnych pretensji.

Leutzke milczał. Usiadł na łóżku i starannie dzielił papierosa na trzy części.

– Niech pan zostawi, Kloss – mruknął. -Ja także wiem, że to było wielkie świństwo.

– Od kiedy pan wie? Od Stalingradu? Od pierwszego dobrego lania?

– A pan? – zapytał Leutzke. – A pan kiedy zmienił poglądy?

– Nie mówmy o mnie – szepnął Kloss.

– Zostawmy w ogóle ten temat. – Leutzke podał Klossowi jedną trzecią papierosa. – Wojna jest przegrana, ale nie jest to ostatnia wojna naszego narodu. Nie możemy pozwolić, żeby upodlano niemieckich żołnierzy. Będą jeszcze potrzebni.

– Ciągle to samo – w głosie Klossa brzmiało zniechęcenie – Czy naprawdę niczego nie zdołał się pan nauczyć? Czy naprawdę nic pan nie zrozumiał?

– To pan nic nie rozumie – powiedział Leutzke. – A zresztą nic dziwnego: szok po klęsce. Przegrał hitleryzm, pociągając w przepaść armię niemiecką. Ale armia niemiecka nie została stworzona przez Hitlera. Istniała wcześniej i będzie istniała potem. Nie wolno odbierać narodowi rzeczy najcenniejszej: szacunku dla własnych żołnierzy.

– Bzdura – powiedział Kloss. – Mówi pan: żołnierzy, a myśli o szacunku dla bandytów i morderców.

– Myślę – stwierdził Leutzke – o oczyszczeniu naszych szeregów z morderców.

– Za późno.

– Nigdy nie jest za późno. Amerykanie szukają Wolfa, trzeba im dać tego Wolfa, żeby tych, co zostaną, traktowali tak, jak na to zasługują. Musimy dowiedzieć się – ciągnął – gdzie on jest i pod jakim nazwiskiem się ukrywa.

– Pan także – roześmiał się Kloss. – Zęby mieć w ręku jakiś atut, co?

– Nie. Żeby ocalić honor niemieckiej armii.

– Pan żartuje, pułkowniku. Nic pan nie zdoła ocalić. Nic.

6

Gdzie jest gruppenfuehrer Wolf? To pytanie nie dawało spokoju Klossowi, to pytanie nie dawało także spokoju Karpinsky'emu. Kloss włóczył się po dziedzińcu koszarowym, po korytarzach budynków, zaglądał w twarze oficerom i szeregowym, słuchał rozmów, częstował papierosami. Który z nich jest Wolfem? Wielu noszących teraz mundury szeregowców służyło z pewnością w SS i SD, zabijało i wydawało rozkazy mordowania. Wolf miał szansę. Mógł ukryć się w tym tłumie; wysokich blondynów było tu dziesiątki i nawet wyselekcjonowanie wszystkich z tatuażem SS nie rokowało zbyt wielkich nadziei.

Karpinsky przesłuchiwał. Wszystkie odpowiedzi były niemal identyczne. Obaj amerykańscy oficerowie tracili cierpliwość i jednocześnie nadzieję, że zdobędą jakieś informacje. Wolfa widziało tylko tych czterech, nikt poza nimi, a ci czterej wydawali się kpić z przesłuchujących.

Sturmbannfuehrer Ohlers na większość pytań odpowiadał po prostu „nie wiem".

– Zajmowałem się sprawami gospodarczymi – powtarzał. – Nie wiedziałem o rozkazie wysadzenia fabryki. Wolf polecił to osobiście.

– Niewiniątko! – krzyczał Karpinsky. – A kto dostarczał cyklon do obozu. Kto obliczał, ile potrzeba gazu i ile kosztuje zamordowanie jednego człowieka?

– Byłem urzędnikiem – szeptał Ohlers – Pracowałem przy biurku. Zajmowałem się tym teoretycznie.

Karpinsky zerwał się i z rozmachem uderzył go w twarz.