– Prawdopodobnie przerwana linia – powiedział głośno – ale to przecież jeszcze nic nie znaczy. Proszę mi podać adres pańskiego domu, imiona rodziców, żony i dziecka. Spróbuję się dodzwonić przez wojskową linię.
Meier skreślił kilka słów na kartce, długo w milczeniu ściskał dłoń porucznika.
To głupie – myślał Kloss -współczuję mu teraz, rozumiem jego trwogę. Ale przecież dziś o północy na falach eteru pobiegnie mój meldunek, którego konsekwencją będzie zburzenie tej fabryki, zniszczenie owoców wielomiesięcznej pracy tego mężczyzny o wpadniętych głęboko oczach, a może nawet jego śmierć.
– Przeklęta wojna – powiedział Meier i odwrócił się na pięcie. Zaczął porządkować papiery. Gdy Kloss był już przy drzwiach, usłyszał łamiący się głos Meiera: – Musi pan powiedzieć mi prawdę! Musi pan!
6
Chłopak płakał cicho, nie wstydząc się łez: – Zostanę tutaj – powiedział.
– Zostaniesz – powiedział Bartek. – Na razie zostaniesz, a potem coś się wymyśli. Jedz – podsunął mu talerz z parującą zupą.
– Gdybym przyleciał od razu do sklepu, gdybym nie kluczył ulicami, zdążyliby ostrzec Filipa, a tak…
– Musiałeś kluczyć – powiedział Bartek. – Dobrze, że uprzedziłeś Zegarmistrza.
– Przy mnie wystawił pajaca – powiedział chłopak. -Ale co to pomoże Filipowi?
– Przestań się mazać – uciął Florian, ten sam kędzierzawy mężczyzna, który odbierał meldunek od ślepca w pakamerze za sklepem. Jest szorstki i tą szorstkością chce pomóc chłopakowi, który musi udźwignąć ciężar zbyt wielki jak na jego szesnastoletnie barki.
Florian pomyślał o śmierci ślepego. Dwa tygodnie temu Florian dał mu osobiście fiolkę z cyjankiem. Stary nudził go o tę fiolkę już od dawna.
– Boję się – mówił – że jeśli dostaną mnie w swoje ręce, mogę wygadać. Jestem cholernie wrażliwy na ból. Musisz mi dać coś, co działa natychmiast.
Dał mu ten cyjanek. I chociaż wie, że nie mógł postąpić inaczej, czuje się, jakby i on miał swój udział w śmierci starego.
– Prześpij się – powiedział Bartek i rzucił małemu kożuch na drewnianą skrzynię.
W sąsiedniej izbie, największej w tej leśniczówce, gdzie siedzieli już trzeci miesiąc, Anka-radiotelegrafistka szykowała się do nadawania.
– Gdybyś nie mieściła się w czasie – powiedział Bartek – to przede wszystkim nadawaj te ostatnie informacje Filipa. Wiesz, te od J-23.
– Spróbuję zdążyć wszystko, zaczynam. Nie przeszkadzajcie. -Jej palec zaczął drgać na kluczu telegraficznym.
Bartek przez chwilę przyglądał się jej, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, potem ostrożnie przysunął dwa krzesła do okna, siadł i wskazał miejsce Florianowi.
– Zdążył nas ostrzec – powiedział. – Chyba jego aresztowanie nie ma nic wspólnego z akcją, którą szykują tutaj. Bo przecież wtedy… – urwał.
– Myślisz o J-23? – zapytał Florian. – Kto to właściwie jest?
Bartek przyjrzał mu się badawczo. Czyżby Florian? Nie, to niemożliwe. Ale meldunek Filipa mówił wyraźnie: „Niewykluczone, że wewnątrz oddziału znajduje się informator gestapo". Ale Floriana skierował Filip. Pozostają ze sobą w kontakcie ponad rok. Było wiele okazji, żeby wsypać grupę z radiostacji. Florian wiedział zawsze, gdzie są zamelinowani. Co znaczyło to ostrzeżenie Filipa? Czy podejrzewał kogoś specjalnie? Niestety, Filip już nic nie powie.
Florian zmieszał się pod uważnym spojrzeniem Bart-ka. Dobrze znanym Bartkowi gestem zmierzwił kudły na głowie.
– Wybacz – powiedział – głupio pytam. Nie wiadomo dlaczego, ten gest uspokoił Bartka, zniweczył jego podejrzenia.
– Najgorsze – powiedział Bartek – że jeszcze dziś miał przesłać wiadomość o terminie zbombardowania fabryki. Ciotka Zuzanna będzie czekała na tę wiadomość. Czy Filip też ma cyjanek? – zapytał szeptem.
– Nie myślisz chyba, że to zrobi?
– Nie myślę. Jeśli ci w gestapo mają cokolwiek oleju w głowie, będą go oszczędzać. W tym cała nadzieja.
– Myślisz o odbiciu?
– O tym decyduje okręg. Ale o tym nie możemy nawet marzyć bez człowieka, który spotykał się z Filipem. Bez J-23.
– O ile też nie wpadł – zasępił się Florian.
– Miejmy nadzieję. Będę się widział z kimś z okręgu jeszcze dzisiaj. Jest odprawa. Dobra okazja, żeby ostrzec chłopaków z innych oddziałów o zamiarach SD. Do mego powrotu – wstał i przeciągnął się – ty obejmiesz dowództwo oddziału. W razie czego wiecie, gdzie pryskać. Wyślij ubezpieczenie od strony toru.
– Tak jest – wyprężył się Florian. Anka skończyła nadawanie, zamknęła szafę, podeszła do Bartka.
– Co zrobić o północy? Mam czas nadawania. Ciotka Zuzanna upomina się, żeby podać jej dzień i godzinę nalotu.
– Zapowiesz ciszę – pogłaskał ją po policzku. – Odezwiemy się po trzech dniach na rezerwowe) fali. Powiesz, że jest wielka wsypa, że aresztowano Filipa, a być może także J-23. – Przytulił ją gwałtownym ruchem i pocałował w usta.
– Mam nadzieję – powiedział już w drzwiach – że zastanę was tutaj…
7
– Janek, Janek! – wrzeszczała okutana w chustkę baba, wychylając się z okna przepełnionej niemiłosiernie kolejki wąskotorowej. – On zostanie, ten głupi, zostanie! – lamentowała.
Mała, śmieszna lokomotywa drgnęła, pociągnęła z wysiłkiem kilka wagoników. Młody mężczyzna, biegł chwilę obok pociągu, uczepił się poręczy ostatniego wagonu, na parę sekund zawisł, bo lokomotywa nabrała już szybkości, ale wreszcie udało mu się przycupnąć na stopniu.
– W porządku – powiedział Kloss. – Zdążył wsiąść.
Baba podziękowała mu wzrokiem i, powodowana widać wdzięcznością, przesunęła nieco tobół, który przygniatał mu nogę.
Dobrze mu, mimo tłoku. W stroju, który przyodział, wsiąkł w okupacyjną rzeczywistość. Dystyngowany Rhode otworzyłby pewnie usta ze zdziwienia, gdyby zobaczył go w tej cywilnej kurtce z barankiem, w bryczesach i butach z cholewami, w cyklistówce niedbale zsuniętej na ucho. Kloss bardzo rzadko zmienia się w cywila. To zbyt niebezpieczne. Chociaż paradowanie w mundurze Wehrmachtu po ulicach miast Generalnej Guberni także nie należy do rzeczy bezpiecznych. Na wszelki wypadek zapewnił sobie alibi. Zadzwonił do Rhodego i powiedział o podejrzeniach gestapo, że w okolicznych lasach działa partyzancka radiostacja. Szkoda, że Geibel ją zlikwiduje, a nie Abwehra. Rhode chwycił przynętę. A wtedy Kloss zaproponował mu, że sam spróbuje dotrzeć do radiostacji. Rhode ucieszył się, ale na wszelki wypadek ostrzegł Klossa, że idzie na własną odpowiedzialność. Cóż, jutro trzeba mu będzie zameldować, że niestety nie udało się radiostacji znaleźć, skrzywi się zapewne, powie, że przecież od początku nie wierzył w powodzenie tego przedsięwzięcia, może – jeśli będzie w dobrym humorze -pochwali Klossa za odwagę. Ale Kloss dotrze do radiostacji. Musi do niej dotrzeć właśnie dziś przed nocą, ponieważ wie, że o godzinie zero radiostacja ma ostatni termin nadawania. Ostatni, żeby informacja o dniu wyjazdu inżyniera Meiera wraz z prototypami jego czołgów dotarła, zdążyła dotrzeć tam, skąd można wysłać eskadrę bombowców, która uniemożliwi wyjazd.
W zdobyciu dokładnej daty wyjazdu pomógł mu przypadek. Zadzwonił do Meiera w pół godziny po wyjeździe z fabryki, żeby mu powiedzieć, że wojskowa linia do Hamburga jest tak przeciążona, że dopiero koło piątku będzie mógł zasięgnąć informacji o losie jego rodziny.