Выбрать главу

Jedną ręką trzymał mnie za ramię, sprawiając mi ból, drugą popychał głowę do muru, dociskając mocno mą twarz do chropowatej, omszałej powierzchni.

– Nie ruszaj się – rozkazał.

Czekałam na następny ruch, byłam podniecona, ale i przestraszona. Zadawałam sobie pytanie, jak naprawdę bym się czuła, gdyby zgwałcił mnie jakiś nieznajomy, a nie mój słodki profesor. Potem odrzuciłam tę myśl, przypominając sobie jeden z wcześniejszych wieczorów i wszystkie te gwałty na duszy, jakim wielokrotnie zostałam poddana… i pragnęłam jeszcze więcej gwałtu, tyle gwałtu, że więcej nie da się już wytrzymać. Przyzwyczaiłam się, być może już nie potrafię bez tego żyć. Wydawałoby mi się to dziwne, gdyby pewnego dnia delikatność i czułość zapukały do moich drzwi i chciały wejść od środka. Przemoc zabija mnie, wyniszcza, kala mnie i żywi się mną, ale dzięki niej i dla niej udaje mi się przeżyć, jest moim pokarmem. Wykorzystał wolną rękę, by poszukać czegoś w kieszeni spodni. Ściskał mocno moje białe nadgarstki, na chwilę mnie zostawił i uchwycił drugą ręką tę rzecz, którą wyjął z kieszeni. To był bandaż, którym owinął górną część mojej twarzy, zakrywając mi oczy.

– Tak wyglądasz pięknie – powiedział. – Podnoszę ci spódnicę, kurwo, nie odzywaj się i nie krzycz.

Czułam, jak jego ręce wsuwają się do moich majtek, a palce pieszczą moją cipkę. Potem wymierzył mi tak bolesny policzek, że aż zajęczałam z bólu.

– No nie… powiedziałem ci, żebyś nie wydawała żadnego dźwięku.

– Przecież powiedziałeś mi, żebym się nie odzywała i nie krzyczała, a ja tylko zajęczałam – wyszeptałam, świadoma, że mnie za to ukarze.

Istotnie, wymierzył mi jeszcze bardziej siarczysty policzek, a ja nie wydałam żadnego dźwięku.

– Grzeczna, Loly, grzeczna.

Nachylił się, przytrzymując mnie rękami tak, bym się nie ruszała, i zaczął całować moje pośladki, na które rzucił się z całą gwałtownością. Zaczął je powoli lizać, a moje pragnienie, by mnie posiadł, nasiliło się jeszcze bardziej i nie mogłam się powstrzymać. Wygięłam się odpowiednio, by mógł zrozumieć moje intencje. W odpowiedzi dostałam kolejny policzek.

– Kiedy ci powiem – rozkazał.

Pozbawił mnie możliwości patrzenia, a także najwyższej rozkoszy, mogłam tylko chłonąć dźwięki i dotyk jego dłoni na mym ciele.

Zwolnił moje nadgarstki i przywarł do mnie całym ciałem. Obiema rękami schwycił moje piersi, wolne od czegokolwiek, co mogłoby je uciskać. Schwycił je mocno, sprawiając mi ból, zaciskał je palcami, które wydawały mi się rozpalonymi kleszczami.

– Delikatnie – szepnęłam słabiutkim głosem.

– Nie, będzie tak, jak ja powiem. – Wymierzył następny, siarczysty policzek. Gdy podwijał moją spódnicę aż po biodra, powiedział: – Chciałbym wytrzymać jeszcze trochę, ale już nie mogę. Za bardzo mnie prowokujesz i nie pozostaje mi nic innego, jak tylko cię zadowolić.

Jednym ostrym pchnięciem wszedł we mnie głęboko, wypełniając mnie swym podnieceniem, swą niekontrolowaną namiętnością.

Silny, bardzo silny orgazm przeszył moje ciało, opadłam na mur, zdzierając sobie skórę; przytrzymał mnie i czułam na szyi jego gorący oddech, a jego zadyszanie napełniało mnie radością.

Staliśmy tak przez długi czas, zbyt długi, i chciałam, żeby ten czas nigdy się nie skończył. Powrót do samochodu był powrotem do rzeczywistości, zimnej i okrutnej, do rzeczywistości, przed którą -jak zrozumiałam w tym samym momencie – nie można uciec. Ja i on, ten związek naszych dusz musiał się na tym skończyć; okoliczności nie pozwolą nigdy żadnemu z nas, byśmy całkowicie i duchowo byli ze sobą złączeni.

W drodze powrotnej, gdy staliśmy w korku, jaki panuje nocą w Katanii, spojrzał na mnie, uśmiechnął się i powiedział:

– Loly, kocham cię.

Wziął mnie za rękę, uniósł do ust i pocałował. Loly, nie Melissa. On kocha Loly, o Melissie nigdy nie słyszał.

4 kwietnia 2002

Pamiętniku, piszę do ciebie w pokoju hotelowym, w Barcelonie. Jestem na szkolnej wycieczce w Hiszpanii i bardzo dobrze się bawię, nawet jeśli moja złośliwa i tępa profesorka patrzy na mnie krzywo, bo nie chcę zwiedzać muzeów – dla mnie jest to strata czasu. Nienawidzę zwiedzać jakichś miejsc tylko po to, by poznać historię. OK, wiem, że ona też jest ważna, ale co z nią zrobię potem? Barcelona jest taka żywa i wesoła, ale kryje w sobie jakąś głęboką melancholię. Przypomina piękną, fascynującą kobietę o głębokim, smutnym spojrzeniu, które drąży wnętrze duszy. Taką jak ja. Chciałabym przejść się nocą po ulicach, pełnych lokali i ludzi wszelkiego pokroju, ale zmuszają mnie do spędzania wieczorów w dyskotece, gdzie – jeśli dobrze pójdzie – udaje mi się poznać kogoś, zanim się jeszcze kompletnie upije. Nie lubię tańczyć, wkurza mnie to. W moim pokoju jest jeden wielki burdel – ktoś skacze na łóżku, ktoś inny sączy sangrię, ktoś wymiotuje w kiblu; teraz zmykam, Giorgio ciągnie mnie za ramię…

7 kwietnia

Przedostatni dzień, nie chcę wracać do domu. Tu jest mój dom, tu czuję się dobrze, czuję się swobodna, pewna, szczęśliwa, rozumiana przez tutejszych ludzi, mimo iż nie mówimy tym samym językiem. Dobrze mi, gdy nie dzwoni telefon od Fabrizia lub Roberta i gdy nie muszę wymyślać jakiegoś pretekstu, by się z nimi nie spotkać. I że mogę do późna rozmawiać z Giorgio, bez konieczności wsuwania mu się do łóżka i oddawania mu swego ciała.

Gdzie jesteś, Narcyzo, która tak siebie kochała i tak często się śmiała, tak wiele chciała dać i równie dużo otrzymywać; gdzie się podziałaś razem ze swymi snami, swymi nadziejami, swymi szaleństwami, szaleństwami życia, szaleństwami śmierci; gdzie jesteś, wizerunku odbity w lustrze, gdzie mogę cię szukać, gdzie mogę cię znaleźć, jak mogę cię zatrzymać?

4 maja 2002

Dziś pod szkołą czekała na mnie Letizia. Podeszła do mnie, a jej okrągła twarz oprawiona była w wielkie słoneczne okulary, bardzo podobne do tych, które widzę na zdjęciach mojej matki z lat sześćdziesiątych. Były z nią dwie dziewczyny, oczywiście lesbijki.

Jedna nazywa się Wendy, jest w moim wieku, ale patrząc jej w oczy, ma się wrażenie, że jest o wiele starsza. Druga, Floriana, jest niewiele młodsza od Letizii.

– Miałam ochotę się z tobą spotkać – powiedziała Letizia, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Dobrze, że przyszłaś; ja też miałam na to ochotę – odpowiedziałam.

W tym czasie inni wychodzili ze szkoły i zajmowali miejsce na ławkach na placyku. Zaciekawieni chłopcy obserwowali nas i obgadywali, podśmiewając się, a – kumoszki od świętego Hilarego – złośliwe i ciemne bigotki, patrzyły na nas, kręcąc nosem i odwracając wzrok. Wydawało mi się, jakbym słyszała słowa którejś z nich: „A widziałaś tamtą, z kim się prowadza? Zawsze mówiłam, że jest dziwna"… i być może – mówiąc to – poprawiała sobie warkoczyk, który mamuśka zrobiła jej rano przed wyjściem do szkoły.

Letizia zdawała się rozumieć, że czuję się niezręcznie i powiedziała:

– Idziemy na obiad do stowarzyszenia, chcesz iść z nami?

– Jakiego stowarzyszenia? – spytałam.

– Lesbijek i gejów. Mam klucze, będziemy same. Zgodziłam się, poszłam po skuter. Letizia usiadła z tyłu, przyklejając się biustem do moich pleców i oddychając tuż przy mojej szyi. Śmiałyśmy się przez całą drogę i ciągle znosiło mnie na boki, bo nie jestem przyzwyczajona do wożenia dodatkowego ciężaru, a ona, ściskając mnie w pasie, pokazywała staruszkom język. To, co pojawiło się przed moimi oczyma, gdy Letizia otworzyła drzwi, wydało mi się jakimś specjalnym światem. Był to po prostu dom, ale dom ten nie był własnością jednej osoby, lecz całej gejowskiej komuny. Było w nim wszystko, a nawet jeszcze więcej, ponieważ w bibliotece, obok książek, znalazł się też wielki pojemnik pełen prezerwatyw, a na stole gejowskie czasopisma i żurnale z modą oraz kilka pism motoryzacyjnych i medycznych. Po pokojach krążył kot i ocierał się wszystkim o nogi. Pogłaskałam go tak, jak głaszczę Morino, mego ukochanego, prześlicznego kotka (który teraz jest tutaj, zwinięty na moim biurku; słyszę, jak oddycha).