Выбрать главу

Była spocona, włosy miała zmierzwione i wilgotne, szeroko otwartymi ustami łapała ciężko powietrze.

— Ktoś widział Yernich niedaleko naszego domu i ojciec się boi. Nie zostanie tam ani chwili, bierze wszystko i ucieka z ludźmi na zachód. Lęka się, że tym razem zginie i on, i cała reszta. Uważa, że Yerni są opętani jak jeleń w rui i że nie będzie czekał, aż go dopadną. Musicie wrócić ze mną i powstrzymać go.

— Niech sobie idzie. Nie mamy zeń żadnego pożytku.

— Żadnego! — krzyknęła dziewczyna i zacisnęła pięści. — To niby jak uruchomiliście kopalnię, dzięki komu kopiecie cynę? Tylko dzięki hojności mego ojca. To on zapłacił Donbaksho za chłopców. On daje wam żywność, dał wam nawet miedziany toporek. Wykorzystałam jego ślepotę, by dał wam wszystko, czego potrzebujecie. A teraz machasz na niego ręką? Gdzie ci Yerni, których zabiłeś dla zemsty? Gdzie masz ich głowy? Bierzesz wszystko, sam niczego nie dajesz. I jeszcze mówisz, że mój ojciec jest niczym.

Ason odwrócił się do niej plecami i założył ręce na piersi. Patrzył na pracujących, starając się nie słyszeć gniewnych słów. Gdyby nie była tak ważna i potrzebna, zaraz by ją uciszył. Jednak nie mógł. Nie mógł też zniżyć się do kłótni z kobietą. Poczekał, .aż dziewczyna sama umilknie i wtedy znów na nią spojrzał.

— A co takiego mógłbym powiedzieć Lerowi, żeby go zatrzymać?

— Powiedz, że go obronisz, że zabijesz Yernich, że pomścisz śmierć jego synów i ludu. Może rozbudzisz w nim złość, ja tego nie potrafię. Wciąż mówi o ucieczce.

Asonowi wcale się to nie spodobało. Potrzebny był tutaj, w kopalni. Kłótnia z Lerem zapowiadała długą wymianę zdań pełną przy tym obietnic, których może nie uda się dotrzymać. Dużo czczego gadania i nic więcej, Ason nie cierpiał marnować czasu w ten sposób. Ale będzie musiał. Jeśli słowa zastąpią wojowników, to dobrze, bo tych drugich wciąż jeszcze nie miał.

— Idę — powiedział niechętnie. — Tylko powiem Intebowi, w czym rzecz.

Nie miał wyboru. Spojrzawszy raz jeszcze na przygasający piec i na obozowisko, ruszył żwawym krokiem. Naikeri została niebawem w tyle. Uśmiechnął się, słysząc jej ciężki oddech.

Gdy byli już dość daleko, tam gdzie ścieżka biegła parowem i omijała porośnięte gęsto mokradła, Ason poczuł na sobie czyjś wzrok. Instynkt myśliwego nie zwodził go nigdy; młodzieniec wiedział, że jest tu zwierzyna płowa, są dziki, sporo ptactwa i wszelakiego drobiazgu leśnego, ale to wrażenie było inne. Przystanął, ujął miecz i spojrzał przed siebie. Naikeri dogoniła go.

— Czemu przystajesz? — spytała dysząc, a młodzieniec wskazał mieczem na stok.

Na dnie parowu, w trawie tuż przy zaroślach, stał mężczyzna w towarzystwie niezgrabnego psa, który miał w sobie coś z wilka. Obaj stali nieruchomo. Mężczyzna był niski i pękaty, z białą skórą, pod którą widać było obrosłe tłuszczem mięśnie. Za jedyne odzienie służyła mu przepaska z lisiego futra i wodoodporne buty, wysokie ponad kolana, zrobione zapewne z pęcin dzikiego konia. W dłoni trzymał cienką włócznię z kościanym grotem i doczepioną poniżej pętlę sideł. U pasa widniała sieć, złowiony zając i ciemnopióra kaczka.

— Kim jesteś? — krzyknął Ason, unosząc miecz. Słysząc ten dźwięk mężczyzna zniknął w gęstwinie, Naikeri odezwała się jednak w dziwnym, chrapliwym języku i pociągnęła Asona za rękę.

— Zostaw miecz — powiedziała. — To jeden z mieszkańców mokradeł, nazywają siebie Myśliwymi. Handlują z nami, nie prowadzą wojen jak Yerni. Musiał mieć jakiś powód, aby tu przyjść. Pójdę pierwsza i porozmawiam z nim.

Ason opuścił miecz, ale nie wypuścił go z dłoni, a Naikeri wyminęła go i ruszyła w dół. Pies warknął i pokazał kły, gdy podeszła bliżej, ale Myśliwy trącił go w bok końcówką drzewca, zmuszając zwierzę do wycofania się za plecy pana. Naikeri przyklękła, zaś mężczyzna spojrzał z dala na Asona, wyszedł na otwartą przestrzeń i przycupnął na piętach. Rozmawiali przez dłuższą chwilę. Ason zaczął się porządnie niecierpliwić, nim Naikeri go zawołała.

— Odłóż miecz i złaź. Ale powoli. On ma nam wiele do powiedzenia.

Tak Myśliwy, jak i pies podejrzliwie śledzili ruchy Asona, gdy podszedł i siadł ledwie trzy kroki od gromadki.

— Ten Myśliwy to Chaskil — wyjaśniła dziewczyna. — Spotkałam go już nie raz, mówi naszym językiem równie dobrze jak własnym.

Na razie jednak Chaskil wyglądał tak, jakby nie władał żadnym językiem. Wyzierające spod grubych powiek ciemne oczy wpatrywały się uważnie w Asona. Przybysz miał płaską twarz, nos zagłębiony w obliczu i pozbawiony mostka, włosy gładkie i czarne. Po dłuższej chwili oderwał spojrzenie od Asona i wbił wzrok gdzieś w przestrzeń. W końcu odezwał się i chociaż dziwnie akcentował słowa, to można go było zrozumieć.

— Jestem Chaskil, a to jest Naikeri i ty jesteś Ason, tak przynajmniej mi powiedziała. Jestem Chaskil z Myśliwych, którzy polowali tu od zawsze i o tym rozmawiamy. Polujemy, gdy jest zimno i w każdej porze roku i o tym rozmawiamy. Albi przyszli i o tym rozmawiamy. Przyszli na mokradła i robią swoje, a my robimy swoje i o tym rozmawiamy. Potem przyszli Donbaksho z toporami do ścinania drzew i o tym rozmawiamy. Potem przyszli Yerni na wzgórza z krowami i toporami do zabijania ludzi i o tym rozmawiamy. Rozmawiamy o toporze do ścinania drzew.

Umilkł, wodząc palcami po swym nożu z misternie obrobionego krzemienia osadzonego w goleni jelenia. Naikeri wiedziała, jak rozmawiać z tym skrytym plemieniem samotników, ale Ason gotów był uznać, że ma do czynienia z szaleńcem.

— O tym rozmawiamy — powiedziała Naikeri. — Rozmawiamy o Yernich i rozmawiamy o toporze. Czy rozmawiamy o twoim toporze?

Chaskil poruszył się na te słowa i uniósł lewą stopę, pod którą leżał, jak się okazało, złamany kawałek zielonej skały, rzadki rodzaj jadeitu, który Albi dobywali z ziemi i polerowali jako materiał na topory bojowe oraz siekierki.

— To kawałek pękniętego topora — powiedziała Naikeri. — Topora Albich. Czy to twój topór?

Mężczyzna przytaknął.

— Albi są przyjaciółmi Myśliwych. Dajemy im topory, aby mogli dłubać łodzie z pni. Wtedy mogą wypływać na połów. Pomagają nam. Prowadzą podczas wypraw kupieckich. Mówią nam, co widzieli. Czy widziałeś coś?

— Rozmawiamy o Yernich. Rozmawiamy o moim toporze.

— Będziesz miał nowy topór, gdy tylko go zrobimy. Przyjdziesz do domu mojego ojca, jak zawsze przychodziłeś, i porozmawiamy o toporze. Ale ty nie przyszedłeś teraz do domu mego ojca, ale czekałeś na nas tutaj. Czemu tak?

— Rozmawiamy o Yernich.

Asona nagle coś tknęło.