Выбрать главу

— Czy są w pobliżu? — spytał. Chaskil spojrzał na niego krzywo.

— Rozmawiamy o Yernich, którzy zabili Myśliwego. Którzy obserwują miejsce, gdzie ty kopiesz w ziemi i robisz dym. Rozmawiamy o Yernich, którzy kryją się i obserwują…

— I czekają, aż gdzieś pójdę! — krzyknął Ason, zrywając się na nogi. — Przyglądali się tylko, bo widzieli, że mam miecz, czekali, aż mnie nie będzie… — Pobiegł jak najżywiej z powrotem w stronę kopalni. Naikeri zamieniła jeszcze kilka zdań z Chaskilem i pospieszyła za nim.

Uspokoiwszy się nieco, Ason zwolnił kroku. Nie chciał dobiec do kopalni zdyszany i wyczerpany. Uśmiechnął się nawet myśląc o rychłej walce. Jeśli Myśliwy miał rację, to nadarza się wreszcie okazja do zemsty. Yerni! Tym warto się zająć. Naprawdę pragnął zastać ich w kopalni.

Gdy był już blisko, zwolnił i zaczął poruszać się ostrożniej na wypadek, gdyby kryli się gdzieś w zaroślach. Był już u stóp zamykającego dolinkę wzórza, gdy zza szczytu wypadł biegiem jeden z chłopców. Uciekał, jakby sama śmierć deptała mu po piętach. W tej samej chwili Ason usłyszał wysoki krzyk.

— Tam są! — wrzasnął Mykeńczyk i ruszył pędem, po drodze dobywając miecza. Nie było go tu ledwie kilkanaście minut, ale i to starczyło, by widok dolinki zmienił się diametralnie.

Osłony nad piecami zostały zwalone, ich szczątki płonęły. Chłopcy zniknęli. Ciało Inteba leżało zanurzone do połowy w wodzie, która spływała z płukadła. Obok leżał trup kogoś obcego, nieco dalej drugi.

Wrzeszczący wściekle Aias stał na skalnej półce ściany i ciskał kamieniami w trzech Yernich, którzy usiłowali wspiąć się za nim. Traktowani w ten sposób reagowali dość żywo i głośno, próbując sięgnąć pięściarza toporkami. Jeden, któremu udało się wejść po skalnej ścianie, zaraz pożałował śmiałości, bowiem Aias zeskoczył na skałę tuż obok niego i zanim Yerni zdążył zrobić cokolwiek, dostał taki cios w bok głowy, że spadł bezwładnie na sam dół. Pięściarz zaś wspiął się jeszcze wyżej. Klął przy tym siarczyście. Oberwał już w walce, tors i ramiona mokre miał od krwi.

Ason podbiegł cicho i był już bardzo blisko sceny zdarzeń, gdy wreszcie go zauważono. Ten strącony przez Aiasa gramolił się na nogi i sięgał właśnie po swój topór, gdy dojrzawszy Asona krzyknął coś ostrzegawczo. Uniósł broń i zginął z przeciętym gardłem. Pozostałych dwóch rzuciło się w stronę Asona, który tylko uśmiechnął się i poczekał, aż zejdą na dół.

Mógł zabić ich szybko, ale chciał, żeby najpierw dowiedzieli się z czyjej ręki i dlaczego muszą umrzeć. Spoceni zaatakowali Asona. Wywijali dziko toporami, on zaś obrzucał ich wyzwiskami. Jeden próbował zaatakować, ale zaraz padł z nogami pociętymi tak dokładnie, że ledwie mógł dźwignąć się na kolana.

Powiedziawszy swoje, młodzieniec kilkoma ciosami dokończył dzieła. Potem wrócił i sprawdził, czy pozostałych dwóch też nie żyje. Obaj padli pod ciosami pięści Aiasa. Jeden leżał z otwartymi oczami i głową wykręconą pod dziwnym kątem. Miał złamany kark i najpewniej zginął od razu. Drugi wiercił się i trzymał za głowę. Aias musiał go ogłuszyć, uderzając prosto w nos i łamiąc kości twarzy. Jednak mężczyzna z wolna dochodził do siebie. Trząsł się cały, a gdy poczuł miecz na gardle, otworzył przekrwione oczy.

— Kim jesteś? — spytał Ason.

Yerni spojrzał na niego dziko i chciał chwycić ostrze, ale cofnął dłonie, gdy Ason nacisnął trochę mocniej.

— Nair — wykrztusił, dławiąc się z lekka.

— Skąd jesteś?

— Z teuty Der Daka.

Asonowi nic to nie mówiło. Kopnął mężczyznę w brzuch.

— Czemu tu przyszliście? Czemu napadliście na nas?

— Dla darów od Mrocznego Męża…

Odtoczył się szybko na bok, odtrącając równocześnie ostrze, które wbiło się w ziemię. Zanim Ason zdążył unieść miecz, Nair był już przy nim i wyciągał zza pazuchy brązowy sztylet. Ason złapał nadgarstek napastnika, tamten przytrzymał młodzieńcowi dłoń z mieczem. Siłowali się tak, stojąc twarzą w twarz. Ason czuł śmierdzący oddech tamtego wymieszany z odorem nie mytego ciała. Nad ramieniem Naira dostrzegł Aiasa biegnącego z pięścią uniesioną do ciosu.

— Nie! — zawołał młodzieniec. — Ten jest mój.

Aias zatrzymał się obok, gotów wszakże do natychmiastowej interwencji. Ason nie próbował nawet wykręcić miecza, do takich zadań sztylet nadawał się o wiele lepiej. Powoli i drżąc aż z wysiłku, oddalił ostrze od swej skóry i skierował je w korpus właściciela. Nair spojrzał przerażony. Choć wysilił wszystkie mięśnie, nie mógł już uciec śmierci. Nie pomyślał nawet, by puścić sztylet. Jednym, ostatecznym pchnięciem Ason wbił ostrze głęboko w pierś Naira i przytrzymał je tam, aż Yerni zadrżał konwulsyjnie i skonał. Dopiero wtedy młodzieniec odstąpił i pozwolił upaść ciału.

8.

Inteb nie zginął. Topór musnął go, zostawiając paskudną szramę na głowie, jednak Egipcjanin oddychał. Naikeri przybyła akurat na czas, by ujrzeć śmierć ostatniego napastnika. Z przejmnością chłonęła widok będący pierwszą ratą zapłaty, zapowiedzią upragnionej zemsty. Teraz po-śpiewywała sobie z cicha i przemywała głowę Inteba zimną wodą ze strumienia.

Ason przysiadł ciężko obok ciała i rozprostował obolałą rękę.

— Zjawili się, ledwie odszedłeś — powiedział Aias. — Chyba musieli nas obserwować. Zbiegli w dolinę wrzeszcząc wniebogłosy, byli bardzo pewni siebie. Wiedzieli, kogo zastaną. Inteb był bez broni, próbował uciekać. Powalili go. Złamałem kark jednemu, zanim zdołał zabić Egipcjanina. Wszyscy chłopcy uciekli. W tego tu najpierw rzuciłem pałką, potem złamałem mu nos. Inny mnie trafił, więc uciekłem na górę. Potem wróciłeś. — Rozciągnął zakrwawione usta w uśmiechu, zaczerpnął dłonią wody i opłukał twarz.

— Odszukaj chłopców i zagoń ich z powrotem do pracy — powiedział Ason. — Zbudujcie nowe osłony.

Podszedł do Inteba, który otworzył już oczy i mrugając w oszołomieniu powoli odzyskiwał przytomność.

— Yerni… — powiedział słabo i spróbował rozejrzeć się wkoło.

— Wszyscy zabici. Ale jeden pogadał ze mną nieco przed śmiercią. — Słysząc to, Naikeri spojrzała z zainteresowaniem na młodzieńca. — Co to jest teuta i Der Dak? To właśnie powiedział.

— Der Dak to byk, czyli wódz jednego ze szczepów Yernich — odparła dziewczyna. — Jednego z pięciu szczepów, to jest teut, które przez cały czas walczą ze sobą. Zawieranie sojuszy pozostaje w wyłącznej gestii byka, czyli wodza. Teuta Der Daka jest jedną z najbliższych i ci mężczyźni musieli przyjść właśnie stamtąd. To cztery dni drogi na wschód. Ale czemu przyszli? Czy to Der Dak ich wysłał?

— Wspomniał coś o Mrocznym Mężu. Czy to jeden z ich wodzów?

— Nigdy nie słyszałam o nim. Ani o nikim o podobnym imieniu. Może to jakiś ich bóg.

Inteb jęknął i usiadł.

— Na czas wróciłeś, dzięki niech będą Horusowi — mruknął. — Nie żyją?

— Wszyscy i wcale nie stało się tak za sprawą Horusa. Pewien człowiek zatrzymał nas po drodze, jakiś tutejszy myśliwy, i powiedział, że widział szpiegujących nas Yernich.

Ason spojrzał na Naikeri.

— A czemu twoi ludzie nie wystawili posterunków, by strzec nas przed napaścią? Świetnie wiedzieliście o zagrożeniu, które zawisło nad waszą wioską, ale o mnie to nie pomyśleliście.

— Moi ludzie mają inne rzeczy do roboty. Ciężko pracujemy i musimy się bronić. A co z moim ojcem? Obiecałeś, że z nim porozmawiasz.