Выбрать главу

— Wspaniale by się dzisiaj żeglowało — powiedział Ason, zerkając na niebo. — Gładkie morze, łatwo wiosłować.

Ostatnio niemal codziennie rozmyślali o statku i Ason przemawiał w imieniu wszystkich.

— Mamy już dość cyny — stwierdził Aias, spoglądając na przybudówkę, gdzie składowali srebrzyste dyski. Było ich ponad czterysta osiemdziesiąt, dowód wytężonej pracy przez całe niemal lato.

— Najpewniej jest już w drodze — powiedział Inteb, by nieco podtrzymać się na duchu.

— Wiesz więcej niż ja — zauważył Ason. — Byłeś przy tym, gdy mój ojciec dostał wiadomość. Pamiętam, jak nieustannie powtarzał, że nade wszystko Mykeny potrzebują cyny. Możemy być pewni, że Perimedes wysłał statek, gdy tylko stało się to możliwe. Ale pogoda potrafi przeciągnąć podróż, sami widzieliśmy, jak groźny jest wzburzony ocean. Przypłynie, a my będziemy już czekać z cyną. Przywiezie specjalistów, którzy zajmą się kopalnią, wojowników do ochrony. My spełniliśmy naszą misję.

— I będziemy mogli wrócić na tym statku — powiedział Inteb głosem mimowolnie rozmarzonym. Ason zawahał się nieco, nim odpowiedział.

— Oczywiście. A po co mielibyśmy zostawać w tej zimnicy na krańcu świata? Wino czeka na nas w Argolidzie. I Atlantydzi czekają, by ich pozabijać. I do jednego, i do drugiego po równi tęsknię. Nic tu po mnie.

Obejrzał się na Naikeri, która wyłoniła się z chaty niosąc tacę na krótkich nóżkach. Taca pełna była mis z rozwodnionym piwem i pasków zimnej dziczyzny upieczonej jeszcze wieczorem. Dziewczyna postawiła tacę obok Asona, który sięgnął pierwszy. Aias pochylił się i wziął miskę, siorbnął głośno i odetchnął szczęśliwy. Inteb wybrał sobie kawałek mięsa i zaczął żuć go powoli.

— Nadchodzi pora Samhain — powiedziała Naikeri.

— Nie mam pojęcia, co to jest — wymamrotał Ason z pełnymi ustami.

— Mówiłam ci. Taka pora roku, kiedy Yerni spędzają bydło z pastwisk do grodziska. Potem część bydła zabijają. Moi ludzie idą wtedy na targ, inni kupcy przybywają nawet z bardzo daleka. Czas bardzo ważny dla wszystkich.

— No to idź i zobacz, jak się szlachtuje krowy. Mnie to nie ciekawi.

— To coś więcej. Właśnie wtedy obiera się nowego wodza. Ar Apa zostanie nowym wodzem-bykiem.

Ason żuł w milczeniu twarde i słodkawe mięso. Ar Apa. Oczekuje najpewniej, że Ason zjawi się, być może nie zostanie nawet wodzem, jeśli Mykeńczyka zabraknie. Ci barbarzyńcy nie wiedzą, co to królewska krew i dziedzictwo tronu. Nie znają prawa. Żeby zostać wodzem, wystarczy być silnym w barach i w gębie. Ale co to za wybór! Jednak najlepiej, żeby to Ar Apa został nowym bykiem, zawsze to ktoś znany. Ar Apa bał się Asona, widział go w walce. Jeśli on będzie władać grodziskiem, nie zagrzeje tam miejsca żaden nowy Mroczny Mąż, nie namówi nikogo, by napadał na kopalnię. Ason walczył w dość wielu bitwach, by pamiętać o zabezpieczeniu skrzydeł i tyłów. Dun i pastwiska teuty Ar Apy leżały pomiędzy kopalnia a terenami pozostałych szczepów Yernich i tędy musiałby maszerować każdy pragnący najechać dobra Mykeńczyków. Ar Apa będzie najlepszy. Pozwoli spokojnie wydobywać cynę, nawet po wyjeździe Asona.

— Pojadę na zgromadzenie z okazji święta Sam-hain — powiedział głośno.

— Nie możesz jechać sam — odparła Naikeri.

— Co ja robię, to nie twoja sprawa, kobieto Albich. Nie zabiorę cię ze sobą, tego możesz być pewna.

Spojrzała na niego hardo, nijak nie speszona gniewnym tonem Asona.

— Ja i tak pójdę tam z moimi, jak co roku. Ale ty jesteś wielkim wodzem i wszyscy tam słyszeli już o tobie. Wielki wódz nie przybywa na takie święto samotnie.

W jej słowach było wiele prawdy, ale młodzieniec nie miał ochoty przyznawać głośno racji dziewczynie.

— Może wybrałbyś się ze mną, Intebie? Zapowiada się interesująco.

— Wątpię, czy dzień spędzony w taniej jatce może być interesujący, ale dobrze. Pójdę z tobą. Król winien otaczać się świtą, ale liczniejszą niż jeden poddany. Aias mógłby nieść twój miecz jako giermek, a ja wystąpię w roli seneszala.

— A kto przypilnuje chłopców, jeśli Aias też pójdzie?

— Nikt, po prostu będą pracować mniej wydajnie. Musimy iść wszyscy, musimy pokazać Yernim, że długie ręce Myken sięgają i do ich grodziska. Lepiej żeby o tym nie zapomnieli. Pójdziemy w zbrojach i z orężem, bo i kto z nich domyśli się, że ja akurat czmycham zwykle na pierwszy odgłos bitwy? Albo że ten pokryty bliznami ciołek rzuca od razu broń gdzie popadnie i wali wrogów pięścią w pysk? To co, idziemy wszyscy?

— Chyba tak. Chociaż ktoś powinien przypilnować kopalni.

— Po co? Jeśli chłopcy uciekną, pójdziemy do ich rodziców i ściągniemy smarkaczy z powrotem. Cyna sama w sobie do niczego nie służy, może tu sobie leżeć tak samo bezpiecznie jak sterta kamieni. Nikt na tej wyspie nie ma pojęcia, do czego jest nam potrzebna. Widziałem, jak paru nadgryzało dyski i spoglądało potem ze zdumieniem na ślady własnych zębów. Za miękka na broń, nie dość lśniąca jak na biżuterię. Skąd mają wiedzieć, że używamy cyny do produkcji brązu, który tak sobie cenią, zresztą, nawet gdyby wiedzieli, sporządzenie stopu dwóch metali to dla nich czarna magia…

Asonowi przyszło nagle coś do głowy i przerwał Intebowi machnięciem ręki.

— A jeśli statek przypłynie, gdy nas akurat nie będzie? Musimy zostać.

— Moi ludzie pilnują wybrzeża — powiedziała Naikeri. — Zauważą statek i powiedzą załodze, gdzie jesteś. I zabiorą ich do grodziska, gdybyś długo nie wracał.

— Zatem idziemy? — spytał Aias.

— Musimy — odparł Ason.

— Zarzynanie krów i koronacja — mruknął Inteb. — Krew i pijaństwo. Walki i żarcie. Mocna rzecz.

— Brzmi nieźle — uśmiechnął się Aias.

2.

Wyruszyli wczesnym rankiem. Ason z mieczem i w świeżo odmalowanej skórzanej zbroi, z okrągłą tarczą z wypolerowanymi brązowymi ćwiekami na lewym ramieniu. Sztylet, zwyczajem Yernich, zawiesił na szyi. Odzyskany mykeński hełm został gładko wyklepany, nie było tylko czym zastąpić brakującego końskiego włosia. W tym kraju konie występowały jedynie pod postacią dzikich kucyków, na które polowano tak, jak na inną zwierzynę, Ason zabił jednak włócznią dzika, bestię o wiele groźniejszą niż dziki spotykane w kamienistej Argolidzie. Starczyło włosia, by ozdobić nim hełm. Nie był to żaden wstyd, mieszkańcy wyspy cenili dziki równie wysoko, jak Mykeńczycy dumne konie. Wojownicy Yernich bielili i usztywniali wąsy, by upodobnić je do kłów odyńca. Z tego samego powodu stroszyli czupryny. W tej okolicy noszenie szczeciniastego hełmu mogło tylko wzbudzać szacunek.

Aias też prezentował się niezgorzej w skórzanym pancerzu i brązowym hełmie, tym samym, który Ason nałożył do walki z Der Dakiem. Jego zbroja nie była, rzecz jasna, równie efektownie pomalowana, jednakże solidny topór z brązu robił wrażenie. Była to broń pochodząca z majątku zabitego wodza i w zasadzie miała służyć do ścinania drzew, jednak Aias uznał, że człowieka też można tym powalić.

Inteb, normalnie ostatni do bitki, wybrał prosty strój i drewnianą tarczę obitą grubo skórą, jednak uzupełnił to kamiennym toporem, nie ustępującym w niczym broni Yernich. Na ramieniu niósł nieduży węzełek z prowiantem, Aias zaś dźwigał większy tobołek z darami dla nowego wodza.