Zaraz potem przez okna ujrzeli wyłaniającą się z lasu hordę, która z wściekłym rykiem rzuciła się na pojazd, ciskając w niego kamieniami i przylepiając twarze do szyby. Sassa, która nie miała do czynienia z Hannagarem i jego kompanami, odskoczyła w tył, krzycząc ze strachu.
Rzeczywiście, nieznane istoty budziły grozę. Miały głębokie oczodoły, brody wyciągnięte w szpic, przesadnie zaznaczone wysokie kości policzkowe, kły drapieżnika i prawie ani śladu nosa. Długie, przypominające szpony owłosione ręce obmacywały Juggernauta w poszukiwaniu jakiegoś otworu. Chor jednym naciśnięciem wyłącznika sprawił, że nie dało się już wyglądać z pojazdu. Okna zrobiły się czarne.
– Straszliwie hałasują – westchnęła Sol.
– Nie mogą przedostać się do środka ani w żaden sposób uszkodzić Juggernauta – uspokajał Kiro. – Chodźcie, pójdziemy wszyscy do Chora i Joriego, a przy okazji obejrzymy rany Yorimoto.
Wkrótce potem siedzieli bezpieczni w pomieszczeniu dowódcy, niektórzy na krzesłach, inni na podłodze. Byli razem i nic im nie groziło. Przynajmniej na razie. Chwilowo nikt nie ośmielił się wspomnieć J2, dość mieli własnych kłopotów. Indra i Jori zajęli się rannym samurajem.
– Co się właściwie stało? – spytał Jori.
– Ja zobaczyłam Huberta Ambrozję – poskarżyła się Sassa. – Miała na sobie swoją niebieską kokardę, wiem więc, że to na pewno była ona.
– Złudzenie – oświadczyła Indra.
– Tak, to czary, zjawy – przyznała jej rację Sol.
– Sądzę, że można to wytłumaczyć w następujący sposób – zaczął Oko Nocy, podczas gdy pozostali przysłuchiwali mu się z uwagą. – Zrobili dla nas dolinę marzeń, a my wszyscy jak jeden mąż ulegliśmy pokusie.
– Skąd mogli wiedzieć, co się dzieje w naszych myślach? – zaprotestował Chor.
– Przeniknęli w nie – wyjaśniła Indra. – To my, poddając się ich woli, tworzyliśmy te życzenia. Sassa zatęskniła za domem, za swoim kotem. Jori ma wiele serca dla zwierząt, jak my wszyscy zresztą, on jednak jest w tym zupełnie wyjątkowy. Oko Nocy zapragnął naradzić się z duchami swoich przodków, nieprawdaż?
– Owszem, tak właśnie było – odparł Indianin.
– Chor… No właśnie, co z tym twoim wynalazkiem, Chorze?
Madrag siedział zakłopotany.
– Oszukali mnie tak, że uwierzyłem, iż dzięki mojemu wynalazkowi znaleźliśmy się z powrotem w Królestwie Światła.
Większość w grupie odniosła takie właśnie wrażenie i kiwając głowami, potwierdziła jego słowa.
– Zapewne chodziło właśnie o to, byśmy uwierzyli – westchnął Kiro. – A potem zobaczyłeś Misę, prawda?
– Najpierw spotkałem Tama, to on miał mnie zaprowadzić do Misy i jej dziecka.
– A ja ujrzałam Rama – krótko oświadczyła Indra. – Chyba każdy dałby się złapać na taki lep. Ale Yorimoto, co się przytrafiło tobie? Dlaczego oni uparli się koniecznie pojmać ciebie?
Samuraj ze wstydem spuścił głowę.
– Ponieważ ja zawiodłem. Złamałem obietnicę daną Marcowi. Zrobiłem właśnie to, czego miałem nigdy nie robić, szczególnie w tych niebezpiecznych górach. Te demony doskonale wiedziały, jak postąpić. Przysłały do mnie mego najbardziej znienawidzonego wroga, a ja dałem się złapać w pułapkę. Ogarnęła mnie bezsilna wściekłość i zabiłem go.
Zapadła cisza, którą wreszcie Sol przerwała pytaniem:
– Ale przecież on żył, kiedy go widziałam?
– To nie był ten sam, prawdopodobnie zabiłem swego największego wroga zbyt prędko, wysłali więc kolejnego, by zwabić mnie na łąkę.
– Rzeczywiście, krucho było z tobą.
Olbrzymi kamień z wielkim hukiem trafił wieżyczkę, lecz nie wyrządził żadnej szkody.
– Tak – westchnął Yorimoto. – Okazałem się najsłabszym ogniwem. Tym, który najłatwiej może ulec ich mocy, wciąż zły w głębi duszy. Jak zdołam to naprawić? Co powie Marco, przecież on mi zaufał? Teraz będę dla was tylko ciężarem.
– No cóż – spokojnie odparł Kiro. – Nie wydaje mi się, aby twoje przewinienie, dopuszczenie do głosu tłumionego od stuleci upokorzenia i krzywdy, było aż tak wielkie. Każdy mógł stracić kontrolę nad sobą, gdy nadarzyła się okazja do zemsty. Sądzę, że Marco cię zrozumie.
Yorimoto zdobył się na lekki uśmiech.
– W każdym razie dziękuję wam za to, że mnie ocaliliście. Obawiam się tylko, że teraz, tu w tych górach, łatwo będzie mnie zranić. Łatwo pojmać.
– Postaramy się, aby nic takiego ci się nie przytrafiło. A Dolg być może podda cię działaniu niebieskiego szafiru.
Było to powiedziane na pociechę, lecz rozdrapało starą ranę. Gdzie się podzieli Dolg, Marco i wszyscy inni?
– No a ty, Sol? – zainteresował się Jori. – Co się działo z tobą? Dlaczego te straszne głosy wrzeszczały, że krzyżujecie im plany?
Sol i Kiro popatrzyli na siebie z pewnym onieśmieleniem. Wreszcie Sol wyznała:
– Zauroczył mnie rycerz jak z bajki, szkoda, żeście go nie widzieli.
– Widzieliśmy go doskonale – odpowiedziała Indra lakonicznie. – Dokładnie w twoim typie.
– Obiecał, że pokaże mi, jak dojść do drogi prowadzącej do źródła z jasną wodą, a ja rzecz jasna dałam się złapać na ten lep. Taka się czułam dumna: nareszcie Sol przyjdzie do was i będzie triumfować. Bardzo proszę, oto droga do źródła podana na srebrnym półmisku.
– Na coś takiego każdy dałby się złapać – zgodziła się Indra. – Zresztą nasze zmysły, dusze i myśli otaczała tak gęsta mgła, że każde z nas dałoby się złapać wszystko jedno na co, a to był doprawdy smaczny kąsek.
– Dziękuję ci, Indro – rzekła Sol z wyraźną ulgą. – Później ja i ten rycerz wyszliśmy na łąkę i wtedy dopiero zaczęło się dziać. Kiro się pojawił.
Dalszy ciąg opowieści pozostawiła jemu.
– Tak – podjął z pewnym zakłopotaniem. – Ja także odczuwałem pragnienie, tęsknotę. Odnalazłem więc tę…
– Aha – mruknęła Indra.
– Nikt tak jak ty nie potrafi powiedzieć „aha” – syknęła Sol. – Mów dalej, Kiro, zaczyna się robić naprawdę przyjemnie.
Usłyszeli, że bestie, choć zdołały się przedostać na dach J1, zsuwają się na dół, prychając z rozczarowania. Chor podniósł ciężką głowę i tylko się uśmiechnął.
– Chwileczkę – poprosiła Sol. – Chciałabym jedynie, abyście wiedzieli, że sama siebie wprawiłam w zdumienie. Oto kroczyłam wraz z bohaterem swoich marzeń, a przez cały czas myślałam o innym. O kimś, o kim w ogóle nie spodziewałam się, że mogę w ten sposób myśleć.
Kiro popatrzył na nią pytająco, lecz Sol postarała się, by jej twarz niczego nie wyrażała. Musiał więc podjąć sam.
– Wydarzyło się coś dziwnego, ja też tego nie pojmuję. Zobaczyłem, że Sol stoi wraz z bardzo przystojnym rycerzem w zbroi, od którego wprost bije męskość. A potem moje oczy i jej się spotkały i nagle zobaczyłem go takim, jakim był naprawdę. Okazał się jednym z tych monstrów, którymi stają się służalcy Gór Czarnych. Zawołałem „Stój”, bo oczywiście śmiertelnie się przestraszyłem tego, co on może zrobić Sol, i w tej chwili cała ta fatamorgana się rozwiała.
– No tak – przypomniał sobie Jori. – Te ochrypłe głosy wrzeszczały coś, że wszystko jest źle, że nasze życzenia się krzyżują.
– Właśnie – przyznał Oko Nocy. – Zapewne nie wzięli pod uwagę, że Kiro za obiekt swych tęsknot obierze sobie kogoś z nas. Dzięki temu zdołał wyrwać Sol spod złego uroku.
– Oczywiście – szczerze przytaknęła Sol. – Gdy tylko zobaczyłam Kira, od razu pojęłam, że ten rycerzyk nic dla mnie nie znaczy.