Tak więc Siska, poza, rzecz jasna, Tsi, była osobą najmniej zainteresowaną tym, co się dzieje z ekspedycją. Oczywiście dotarło do niej, że utknęli w tunelu i że J1 zniknął. Sprawiała jednak wrażenie, jakby wcale jej to nie dotyczyło, jakby uważała zewnętrzne okoliczności za mało ważne, a liczyło się jedynie to, aby Tsi wreszcie się polepszyło.
Polepszenie jednak kazało na siebie czekać.
Na górze w wieżyczce Tich wreszcie zawołał:
– Wydaje mi się, że zbliżamy się do końca tunelu!
Te słowa na nowo obudziły do życia członków ekspedycji. Zebrali się obok Ticha przy oknie, żeby móc wyglądać w przód, aż Madrag musiał w końcu poprosić, by i jemu zostawili kawałek wolnego miejsca.
– Byle tylko nie spadła kolejna kamienna lawina – ściszonym głosem powiedział Ram. – Obyśmy tylko zdołali się stąd wydostać, a potem niech się dzieje, co chce.
Wszystkich zdziwiło, że dostrzegają leciutki prześwit. Nie zrobiło się o wiele jaśniej, po prostu czerń przybrała inny odcień.
Wkrótce byli na zewnątrz. Drogi nie zagrodziły im kolejne spadające głazy, nie natknęli się też na żadną inną przeszkodę.
– Ojej! – westchnął Faron. – Czyżbyśmy mogli mówić o zrobieniu prawdziwego kroku naprzód? Czy…
Okolica nie budziła zachwytu. Jak okiem sięgnąć w słabym świetle rozciągała się górzysta kraina, oni zaś znajdowali się na dnie jakiejś doliny. Większego pustkowia nigdy chyba nie widzieli. Wszyscy byli wrażliwi na piękno ubogiego, surowego krajobrazu, lecz tu o pięknie nie mogło być mowy. Dokoła panował nieskoordynowany bałagan. Wykrzywione czarne drzewa ostatkiem sił trzymały się wśród chaosu porozrzucanych głazów. Odnosiło się wrażenie jak gdyby cała góra rozpadła się na drobne kawałeczki, które trafiły do tej doliny. W bezładnej plątaninie nie widać było żadnej drogi, żadnej możliwości jakiegokolwiek przemieszczania się, z pofałdowanej ziemi wystawały ostre szczyty skał. Taki pejzaż trudno nazwać inspirującym.
– A cóż to, do licha, takiego? – Armas wskazał na żółtawy księżyc, zauważony także przez pasażerów J1. Wisiał niemal na środku nieba. – Tutaj? We wnętrzu Ziemi?
Freke po cichu przysunął się bliżej niego.
– Nie wiesz? – warknął. – Nie widzisz, co to jest?
Armas spojrzał prosto w żółtozielone ślepia. Po chwili powątpiewającego milczenia spytał:
– Królestwo Światła?
– Oczywiście.
– To znaczy, że jesteśmy niemal tuż w linii prostej nad nim – stwierdził zdziwiony Faron.
Marco dodał:
– To może oznaczać, że znajdujemy się bardzo blisko jądra Gór Czarnych.
– Prawdopodobnie. Nigdy się nie spodziewałem, że zobaczę naszą ojczyznę jako księżyc na kopule nieba. Jakaż ona maleńka! Jak większa gwiazdka.
– To fantastyczne, że światło dociera nawet tutaj – powiedział Dolg. – Wiecie, aż ssie mnie w żołądku z tęsknoty za domem!
– Na pewno nie jesteś w tym osamotniony – uśmiechnął się Ram krzywo. – Gere i Freke, co wiecie o tej dolinie?
Gere odparł:
– Musicie pamiętać, że Góry Czarne ciągną się bardzo daleko. Nas przetrzymywano w surowej izolacji w naszej części. Przypuszczam jednak, że wiemy co nieco o rym zakątku, prawda, Freke?
– Owszem – przyznał drugi wilk. – Wydaje mi się, że istniało tu kiedyś coś w rodzaju społeczności. Ale tutejsi mieszkańcy, czy jak ich nazwać, wszczęli spór z potężnymi panami, a ci zesłali na to miejsce kamienną lawinę. Przypuszczam, że pod usypiskami głazów znajdują się jakieś osady.
– Wspaniali władcy – mruknął Faron. – Tich, co sądzisz o możliwościach posuwania się naprzód w tym miejscu?
– J2 radził sobie w trudniejszym terenie – odparł Madrag. – Ale trochę nas pohuśta.
– O, bez wątpienia. Co ty na to, Ram?
Lemuryjczyk zastanawiał się.
– To będzie właściwie jazda na oślep. Jak myślicie, może powinniśmy wysłać gondolę na zwiad?
Wszyscy uznali pomysł za świetny. Ponieważ najlepsi kierowcy gondoli, Jori i Tsi, byli poza zasięgiem, Ram zdecydował, że poleci osobiście. Chciał zabrać ze sobą jednego z duchów i oba wilki, one bowiem najlepiej znały okolice.
– Boję się zabierać kogoś więcej – przyznał. – Nie możemy zanadto się rozpraszać. Nie możemy już nikogo utracić.
To, że sam pragnął kierować gondolą, wynikało stąd, że nie potrafił dłużej znieść bezczynności, musiał zacząć szukać Indry. Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna zniknęła już na zawsze.
Reszta uczestników wyprawy obiecała, że będzie się trzymać J2 i do powrotu gondoli nigdzie się nie ruszy. Zwiadowcom wyznaczono dwie godziny, ani chwili więcej, później J2 miał znów potoczyć się naprzód.
Ale szybko przemieszczającą się gondolą w ciągu dwóch godzin można dotrzeć daleko.
Wilki sprawiały wrażenie zadowolonych z przydzielonego im zadania. Ostrożna prośba Armasa, by przynajmniej jeden został w J2, nie spotkała się z entuzjazmem. Oba chciały wyruszyć na zwiad, naprawdę do czegoś się przydać.
Stały na przedzie gondoli i tak wyciągały pyski, że aż uszy im powiewały. Ram wybrał z duchów Heikego, ponieważ Mar musiał zostać przy Shirze, której starano się nadzwyczajnie strzec, a Cień niedawno wykonał ważne zadanie.
Gondola w oszałamiającym tempie sunęła przez powietrze. Najpierw wzdłuż krawędzi zniszczonej doliny, zorientowali się jednak, że niczego ciekawego tu nie znajdą. Aby móc dokładnie przyjrzeć się całemu obszarowi, musieli wznieść się wyżej.
Ram zawrócił więc gondolę i przez chwilę pozwolił jej lecieć tą samą drogą co poprzednio, ale w pobliżu J2 skręcił w lewo i gwałtownie wzniósł się w górę wzdłuż skalnej ściany. Zatrzymał pojazd dopiero wtedy, gdy znaleźli się ponad wzniesieniem.
Widok był zaiste przerażający. Jak okiem sięgnąć rozciągały się jedynie wierzchołki gór, ostre, postrzępione.
Freke poprosił:
– Podjedź do krawędzi tego szczytu, tylko ostrożnie.
Ram zrobił, o co go proszono. Górski masyw ciągnął się szeroko, wreszcie jednak dotarli do jego krawędzi i stamtąd roztoczyła się rozległa perspektywa na kolejną dolinę. A stamtąd jeszcze dalej na inne.
– Poznaję to miejsce – oświadczył Gere, a Freke kiwnął łbem.
– Prędko – warknął nagle. – Chowajmy się za ten grzbiet.
Ram skręcił i ukrył gondolę.
– Ale dlaczego? – spytał.
Oba wilki wskazały wysoki szczyt po drugiej stronie doliny.
– Jeśli ci, tam na górze, dostrzegą nas, będzie źle – odparł Freke.
– Wytłumacz nam, co widzimy.
– Dolina po drugiej stronie kolejnego łańcucha gór jest najważniejsza – odpowiedział Freke. – Właśnie tam znajduje się samo jądro Gór Czarnych.
– To znaczy, że musimy przebyć tę dolinę i wyminąć ten niebezpieczny szczyt, aby tam dotrzeć?
– Tak.
– A co wobec tego widać w dole?
Teraz włączył się Gere:
– Pracowaliśmy tu kiedyś dawno temu, do czasu aż przeniesiono nas do najsurowszego więzienia. Leży ono za kolejną doliną. Tutaj w dole przebywa wielu więźniów, którzy dobrowolnie zgodzili się przejść na służbę zła. Tu ćwiczy się żołnierzy, organizuje armie. Armie, które mają zająć Królestwo Światła.
– To znaczy, że właśnie tutaj mieszkali Hannagar i Elja?
– Prawdopodobnie. Wytwarza się tu również takie rzeczy, które mają uczynić życie władców w górach bardziej znośnym. Później mogę opowiedzieć o tym dokładniej, na razie nie mamy czasu. Faron chciał, żebyśmy ujawnili jak najwięcej szczegółów, i tak się stanie, ale w bardziej bezpiecznym miejscu.