Выбрать главу

– A nasi ludzie?

– Oddział Alfa jest na pozycjach, czeka w komorze dekompresyjnej na poziomie czwartym. Oddział Delta został zatrzymany w strefie dla zwierząt na poziomie piątym.

Cezar uśmiechnął się.

Choć oddział Delta został chwilowo zatrzymany, wciąż zmuszali prezydenta do wchodzenia wyżej – do miejsca, gdzie czekał oddział Alfa.

– Powiedz im, żeby przeszli przez drzwi, zaczęli wchodzić po pochylni i odcięli prezydentowi odwrót.

Nie mógł mieć więcej niż sześć lat.

Gęste ciemne włosy, opadające mu na oczy, podkoszulek z nadrukiem z Disneylandu i sportowe buty sprawiały, że wyglądał jak miliony amerykańskich dzieci.

Ale w odróżnieniu od nich mieszkał w szklanym sześcianie – głęboko we wnętrzu supertajnej bazy sił powietrznych Stanów Zjednoczonych.

– Witam cię – odparł Schofield.

– Dlaczego pan się boi?

– Boję się?

– Tak, boi się pan. Czego?

– Skąd wiesz, że się boję?

– Po prostu wiem – odparł tajemniczo chłopiec. Mówił tak spokojnym, obojętnym tonem, że Schofield miał wrażenie, iż wszystko to mu się śni. – Jak pan ma na imię?

– Shane, ale większość ludzi nazywa mnie Strachem na Wróble.

– Strach na Wróble? Śmieszne imię.

– A ty? Jak ty masz na imię?

– Kevin.

– A na nazwisko?

– Co to jest nazwisko? Schofield milczał przez chwilę.

– Skąd pochodzisz, Kevin? Chłopiec wzruszył ramionami.

– Chyba stąd. Nigdy nigdzie indziej nie byłem. Chce pan się o czymś dowiedzieć?

– Pewnie.

– Wiedział pan, że Twinkies dostarczają dziecku tylko połowę dziennego zapotrzebowania na glukozę, ale za to zapewniają mu smaczne desery?

– Ee… nie, nie wiedziałem.

– A wie pan, że gady są tak wrażliwe na zmiany ziemskiego pola magnetycznego, że zdaniem niektórych naukowców są w stanie przewidywać trzęsienia ziemi? Poza tym nikt nie zna się tak dobrze na robieniu wiadomości jak NBC – dodał chłopiec z powagą.

– Naprawdę? – mruknął Schofield i popatrzył na Gant. W tym momencie zza dzielącej pomieszczenie ściany doleciał głośny mechaniczny dźwięk.

Schofield i Gant odwrócili się i stwierdzili, że po drugiej stronie zwieńczonej szklaną przegrodą ściany zgasły światła.

Prezydent Stanów Zjednoczonych szedł ostrożnie w górę pochylni, łączącej poziomy 5 i 4 – wraz z trójką agentów Secret Service, czwórką komandosów piechoty morskiej i naukowcem.

Na szczycie pochylni znajdowała się wielka kratownica – było to coś w rodzaju zamontowanych poziomo garażowych drzwi.

Juliet Janson wcisnęła klawisz w ścianie i drzwi zaczęły się odsuwać, ukazując czarną przestrzeń w górze.

– Otwierają się drzwi pochylni… – szepnął do mikrofonu jeden z komandosów 7. Szwadronu, czekający w komorze dekompresyjnej poziomu 4.

Pozostałych dziewięciu członków oddziału Alfa ukrywało się we wschodniej części piętra – za różnymi osłonami – celując w środek pomieszczenia. W swoich zasłaniających dolną część twarzy maskach i goglach noktowizyjnych wyglądali jak czekające na ofiarę owady.

Poziome drzwi powoli się rozsuwały, przez rozszerzającą się szparę do zaciemnionego pomieszczenia docierało coraz więcej światła. Poza tym światło wpadało jeszcze tylko przez górną – szklaną – część ściany, dzielącej przestrzeń na dwie części.

– Nie pokazywać się, dopóki wszyscy nie wejdą… – powiedział cicho Kurt Logan. – Żaden z tych ludzi nie może wyjść stąd żywy.

W półmrok weszli najpierw agenci Secret Service, Curtis i Ramono – uzbrojeni w uzi. Za nimi szli Calvin Reeves i Elvis.

Potem pojawił się prezydent z Juliet Janson u boku. Trzymał w ręku – dość niezdarnie – sig-sauera 228. Dała mu go Juliet – ot, na wszelki wypadek.

Za tą dwójką wszedł Herbert Franklin, a na końcu Book II i Maszyna Miłości – obaj uzbrojeni w strzelby pump-gun.

Bookowi II od razu się tu nie spodobało.

Otaczały ich różne konstrukcje. Zaraz po prawej stronie stała sześciokątna komora. Z lewej miał osiem boksów o rozmiarach budek telefonicznych. W słabym świetle, wpadającym przez okna u szczytu ściany naprzeciwko, widać było zawieszone pod sufitem – na wysokości mniej więcej sześciu metrów – wąskie pomosty.

Kiedy tylko Book II wszedł do środka, poziome drzwi gładko się zamknęły, blokując wyjście.

To Calvin wcisnął znajdujący się w podłodze klawisz.

Book II przełknął ślinę. Wolałby, aby drzwi pozostały otwarte.

Zapalił ciężką policyjną latarkę, którą zabrał z poziomu 5. Trzymał ją pod lufą swojego karabinu i wodził bronią po pomieszczeniu.

Calvin Reeves przejął dowództwo.

– Wy dwaj – powiedział do Curtisa i Ramondo – sprawdźcie tył tych budek telefonicznych, a potem zabezpieczcie drzwi na klatkę schodową. Haynes, Lewicky, Riley – dodał, używając nazwisk Elvisa, Maszyny Miłości i Booka II – zbadajcie przestrzeń za komorą dekompresyjną i zabezpieczcie tamte drzwi. – Wskazał na przedzielającą pomieszczenie ścianę. – A ty, Janson, zostajesz razem ze mną z Szefem.

Curtis i Ramondo zniknęli między komorami testowymi i po chwili pojawili się ponownie przy schodach.

– Nikogo tu nie ma – oświadczył Ramondo.

Book II, Elvis i Maszyna Miłości weszli w ciemność za komorą dekompresyjną. Powitał ich wąski, pusty pasek podłogi.

– Tu też czysto – powiedział Book II, gdy wyszli zza długiej sześciokątnej komory. Ruszyli w kierunku drzwi w przedzielającej pomieszczenie ścianie.

Reeves zastosował standardową taktykę dla pomieszczeń zamkniętych: jeżeli nie widać wroga, zabezpiecz drzwi, po czym umocnij pozycje.

Był to jednak błąd.

Nie dlatego, że nie mieli się którędy wycofać, ale dlatego, że Kurt Logan – znajdujący się wewnątrz pomieszczenia – właśnie tego się spodziewał.

Kiedy Elvis i Maszyna Miłości szli w kierunku przedzielającej pomieszczenie ściany, Book II wodził latarką po wielkiej, mającej około dziesięciu metrów długości komorze dekompresyjnej.

Na jej końcu znalazł niewielki otwór. Zaświecił tam.

To, co zobaczył, ścięło mu krew w żyłach.

Patrzył na niego Azjata. Uśmiechał się i wskazywał palcem w górę – na sufit komory dekompresyjnej.

Book II podążył promieniem latarki we wskazanym kierunku i…ujrzał modliszkowatą gębę komandosa 7. Szwadronu w goglach noktowizyjnych i masce gazowej.

Przeżył jedynie dzięki latarce.

Światło oślepiło celującego w niego żołnierza. Kiedy silny promień padł na noktowizor, wzmacniający światło 150 razy, komandos zasłonił twarz.

Więcej Bookowi nie było trzeba.

Strzelił, rozwalając przeciwnikowi noktowizor zrzucając go na dno komory.

Było to jednak niewielkie zwycięstwo, bo w tym samym momencie ze wszystkich zakamarków pomieszczenia buchnął ogień z broni maszynowej, a z ukrycia wyszła gromada ciemnych postaci – z góry komory dekompresyjnej i ze środka przypominających budki telefoniczne komór testowych – które zasypały gradem pocisków stojącą pośrodku pomieszczenia grupę.

Znajdujący się przy drzwiach na klatkę schodową Curtis i Ramondo zostali ostrzelani z P-90 z boków. Obaj nie zdążyli zrobić nawet kroku – posiekani kulami, upadli tam, gdzie stali.

Juliet Janson pchnęła prezydenta jak atakujący hokeista, rzucając go na podłogę tuż przy komorze dekompresyjnej w chwili, gdy na wysokości ich głów przeleciał grad kul.

Calvin Reeves nie miał tyle szczęścia.

Krzyżujące się serie trafiły go w potylicę, co sprawiło, że najpierw uniósł głowę w górę, jakby podciągnięto mu ją na lince, a potem opadł na kolana. Miał bardzo zdziwioną minę – jakby do ostatniej chwili myślał, że to niemożliwe, by przegrali, skoro wszystko robili jak należy. Po sekundzie upadł ciężko na beton, uderzając o podłogę twarzą – tuż obok Herberta Franklina, który próbował zwinąć się w jak najmniejszą kulkę.