Выбрать главу

Każdy, kto ma do czynienia z kryptografią, wie doskonale, że jeśli złamało się szyfr przeciwnika, nie ogłasza się tego.

Szyfr złamał nieznany dwudziestopięcioletni matematyk pracujący dla DIA, David Fairfax.

Okazało się, że teoretyczny nieliniowy komputer Fairfaxa przestał być jedynie teorią. W celu złamania PGP zbudowano w ekspresowym tempie prototyp i okazało się, że urządzenie było w stanie bez najmniejszego trudu analizować nawet największe liczby.

Każdy szyfr jest do złamania.

Historia jest jednak dla kryptoanalityków okrutna: nie wolno im mówić o swoich największych sukcesach.

Podobnie było z Davidem Fairfaxem. Choć złamał PGP, nie mógł nikomu o tym powiedzieć – dostał skromną podwyżkę i zapędzono go do następnej roboty.

Tak więc tkwił w wydziale kosmicznym i analizował nieautoryzowane rozmowy telefoniczne, które przeprowadzono z jakąś bazą sił powietrznych w Utah.

W innym odosobnionym pokoiku po drugiej stronie korytarza działy się naprawdę ciekawe rzeczy: połączona grupa specjalna kryptoanalityków DIA i NSA badała zaszyfrowane komunikaty, które nadawał chiński prom kosmiczny, wystrzelony kilka dni temu z bazy w Xichang.

To jest dopiero ciekawe, myślał Fairfax. Lepsze od deszyfrowania jakichś pogaduszek przez telefon, prowadzonych z idiotycznej bazy na pustyni.

Nagrane rozmowy pojawiały się na ekranie monitora Fairfaxa w postaci kaskady przesuwających się cyferek – stanowiło to matematyczną reprezentację słów, wymienianych przez ostatnie kilka miesięcy w Utah.

Fairfax miał na uszach wielkie słuchawki, w których słychać było monotonny szum. Wpatrywał się w ekran.

Jedno było pewne: ktokolwiek prowadził te rozmowy, dobrze je zaszyfrował. Fairfax pracował nad nimi od dwóch dni.

Spróbował kilku starszych algorytmów.

Nic to nie dało.

Spróbował kilku nowszych.

Również niczego nie osiągnął.

Jeśli okaże się to konieczne, będzie siedział nad tym choćby miesiąc.

Spróbował programu, który napisał do łamania najnowszego systemu szyfrującego Vodafone.

Przez moment w słuchawkach słychać było wypowiadany gardłowym tonem tekst:

…Kan bevestig dat In enting plaasvind…

Oczy Fairfaxa zamigotały.

Mam cię…

Zastosował ten sam program do kilku następnych rozmów telefonicznych.

W jednej wspaniałej chwili bezpostaciowy szum stał się nagle prowadzonym w nieznanym języku dialogiem, przeplatanym angielskimi zdaniami.

…Toetse op laaste poging word op de vieren-twentigste verwag. Wat van die onttrekkings eenheid…

…Reccondo span is alreeds weggestuur…

…Voorberreidings onderweg. Vroeg oggend. Beste tyd vir onttrekking…

…wszystko gotowe. Potwierdzam: trzeciego…

…Onttrekking kann probleem wees. Gestel ons gebruik die Hoeb land hier naby. Verstaan hy is’n lid van Die Organisasie…

…Sal die instruksies oordra…

…misja rusza…

…Die Reccondos is gereed. Verwagte aankoms by beplande bestemming binne nege dae…

Oczy Fairfaxa błyszczały.

Każdy szyfr jest do złamania.

Sięgnął po słuchawkę.

Po potyczce w komorze dekompresyjnej grupa z Schofieldem i prezydentem wycofała się w drugi koniec poziomu 4 – do laboratorium obserwacyjnego z widokiem na wielki sześcian. Zamknęli za sobą drzwi i przestrzelili znajdujące się w ścianie elektroniczne urządzenie do ich zamykania i otwierania.

Zdaniem Schofielda było to miejsce najłatwiejsze do obrony w całej Strefie 7.

Pomijając windę osobową, były tu tylko dwa wejścia: krótka pochylnia, prowadząca do platformy podnoszącej samoloty, oraz drzwi na schody, którymi docierało się do szklanego sześcianu.

Juliet Janson padła wycieńczona na podłogę.

Prezydent zrobił to samo.

Komandosi piechoty morskiej – Book II, Elvis, Maszyna Miłości, Matka i Mózgowiec – zbili się w grupkę i szybko przekazali sobie informacje o tym, co się z nimi działo, opowiedzieli także o zalaniu szybu windowego oraz ucieczce rozpędzonym samolotem.

Ostatni członek grupy – naukowiec w kitlu – usiadł w rogu.

Schofield i Gant nie usiedli jednak.

Mieli teraz nieco broni i sprzętu, zabranego zabitym komandosom 7. Szwadronu – w tym zestawy słuchawkowo-mikrofonowe, trzy potężne granaty z materiałem wybuchowym RDX i dwa urządzenia wielkości pinezki do niszczenia zamków, znane jako „wywalacze zamków”.

Ale ludzie Logana niewiele im zostawili.

Brutalne serie z broni maszynowej, skierowane w ciała zabitych kolegów, nie miały ich dobić, lecz zniszczyć broń, by nie przejął jej przeciwnik. W efekcie grupie Schofielda udało się zdobyć tylko jeden pistolet maszynowy P-90. Pozostałe zostały roztrzaskane – podobnie jak samopowtarzalne pistolety komandosów.

– Matka! – powiedział Schofield, rzucając jej P-90. – Miej oko na wejście przy rampie. A ty, Elvis, pilnuj schodów do sześcianu.

Wymieniona dwójka natychmiast się oddaliła.

Choć niemal każdy inny członek ochrony zająłby się w takiej chwili prezydentem, Schofield nie podszedł do niego. Widział, że Szef nie jest ranny – miał wszystkie kończyny całe – a dopóki jego serce biło, wszystko było w miarę dobrze.

Zamiast tego podszedł do Juliet Janson. Powiedział tylko dwa słowa:

– Raport proszę.

Janson popatrzyła na Schofielda – prosto w skrywające jego oczy lustrzane okulary.

Widywała go już w pobliżu prezydenckich helikopterów, ale nigdy z nim nie rozmawiała. Słyszała o nim co nieco od kolegów agentów i wiedziała, że to on uczestniczył w akcji na Antarktydzie.

– Zrobili na nas zasadzkę w pomieszczeniu socjalnym na poziomie trzecim, zaraz po nadaniu komunikatu za pomocą Awaryjnego Systemu Nadawczego. Od tego czasu depczą nam po piętach. Pobiegliśmy na schody, dotarliśmy do Awaryjnego Szybu Ewakuacyjnego na poziomie szóstym, ale już tam na nas czekali. Zaczęliśmy wracać schodami do góry – znów na nas czekali. Uciekliśmy przez poziom piąty i weszliśmy pochylnią na czwarty – i znów na nas czekali.

– Ofiary?

– Ośmiu agentów z ochrony prezydenckiej zabitych. Do tego cała Grupa Osłaniająca na poziomie szóstym. Razem siedemnaście.

– Frank Cutler?

– Zabity.

– Coś jeszcze?

Janson skinęła głową w kierunku mężczyzny w kitlu laboratoryjnym.

– Wzięliśmy go z poziomu piątego, zanim weszliśmy w zasadzkę w komorze dekompresyjnej. Twierdzi, że jest naukowcem i pracuje tutaj.

Schofield popatrzył na Herberta Franklina. Niski człowieczek bez słowa skinął głową.

– A co z wami? – spytała Janson. Schofield wzruszył ramionami.

– Kiedy to wszystko się zaczęło, byliśmy w głównym hangarze. Popełzliśmy na dół szybem wentylacyjnym, dotarliśmy do podziemnego hangaru, zniszczyliśmy avengera, rozwaliliśmy boeinga.

– Czyli to, co zwykle – podsumowała Gant.

– Skąd wiedzieliście, że za drzwiami jest zasadzka? Schofield znów wzruszył ramionami.

– Byliśmy przy sześcianie, gdy nagle w pomieszczeniu z komorą dekompresyjną zgasło światło. Mieliśmy nadzieję, że to ktoś z naszych próbuje się ukryć przed kamerami, więc sprawdziliśmy sytuację z góry – z tych wiszących pomostów. Kiedy zobaczyliśmy, kto to jest i co robi, uznaliśmy, że szykują się do zdobycia wielkiej wygranej – skinął głową w kierunku prezydenta – i postanowiliśmy też zastawić na nich pułapkę.

Znajdujący się pod przeciwległą ścianą Mózgowiec podszedł do Szefa.

– Panie prezydencie… – zaczął z szacunkiem.

– Witam.

– Jak się pan czuje?

– Cóż, ciągle żyję, a biorąc pod uwagę okoliczności, to już coś. Jak się nazywasz, synu?

– Gorman, sir. Kapral Gus Gorman, ale zazwyczaj mówią na mnie Mózgowiec.