– No dobrze – przerwał mu Schofield. – Więc jeżeli chcemy stąd wyjść, musimy zaczekać na cogodzinne okienko, znaleźć komputer podłączony do sieci centralnej i wpisać poprawny kod, tak?
– Zgadza się.
– Jak brzmią kody?
Herbie bezradnie wzruszył ramionami.
– Nie mam pojęcia. Mogę w przypadku uwolnienia jakiegoś wirusa zainicjować zamknięcie kompleksu, ale nie mam upoważnienia, by cofnąć ten rozkaz. Może to zrobić jedynie dowództwo sił powietrznych.
– Chwileczkę, nie zapominamy przy tym wszystkim o czymś? – wtrąciła Juliet Janson.
– Na przykład o czym? – spytał Mózgowiec.
– Na przykład o Piłce. Teczce prezydenta. Tej, którą mu zabrano, aby nie uciekł z kompleksu. Ma co dziewięćdziesiąt minut przykładać do znajdującego się w niej czytnika dłoń, bo inaczej w miastach zaczną wybuchać bomby plazmowe.
– Cholera! – zaklął Schofield. Zupełnie o tym zapomniał. Popatrzył na zegarek.
Była godzina 8.12.
Wszystko zaczęło się o 7.00, co oznaczało, że prezydent musi przyłożyć dłoń do czytnika Piłki najpóźniej o 8.30.
– Gdzie jest w tej chwili Piłka? – spytał Schofield.
– Russell powiedział, że będzie w głównym hangarze, na poziomie zero – powiedział prezydent.
– Co o tym sądzisz? – spytała Schofielda Gant.
– Sądzę, że nie mamy wielkiego wyboru. W jakiś sposób musimy przyłożyć jego dłoń do Piłki.
– Ale nie możemy tego robić przez cały czas.
– Nie, to prawda. W którymś momencie będziemy musieli zastosować rozwiązanie długoterminowe. Do tego czasu jednak pozostają nam tylko krótkoterminowe.
– Wyprowadzenie prezydenta na schody to samobójstwo – stwierdziła Janson. – Na pewno będą tam na niego czekać.
– Masz rację. – Schofield wstał. – Dlatego zrobimy coś znacznie prostszego: przyniesiemy mu Piłkę.
– Pierwsze, co musimy zrobić, to zająć się kamerami – powiedział. – Dopóki działają, mamy przesrane. – Odwrócił się do Franklina. – Gdzie znajduje się główna skrzynka przełącznikowa?
– Chyba w hangarze na poziomie pierwszym, w północnej ścianie.
– W porządku. Matka, Mózgowiec – zajmijcie się tymi kamerami. Jeśli będzie trzeba, odetnijcie prąd. Nie interesuje mnie, jak to zrobicie – ale wyłączcie kamery. Jasne?
– Jasne – odparła Matka.
– I weźcie ze sobą doktora Franklina. Jeśli kłamie, zastrzelcie go.
– Oczywiście – powiedziała Matka, podejrzliwie spoglądając na niskiego naukowca. Herbie przełknął ślinę.
– A co z resztą? – spytała Juliet.
Schofield ruszył w kierunku krótkiej pochylni, prowadzącej do platformy podnoszącej samoloty.
– Resztę zapraszam na górę… pogramy w piłkę.
– Ponowne włączenie systemu przygotowane…
– Status? – spytał Cezar Russell.
Przed dziesięcioma minutami, podczas „przemowy” Russella Poprzez Awaryjny System Nadawczy, doszło do nagłej przerwy w dostawie prądu i wszystkie wewnętrzne systemy zostały na chwilę wyłączone.
– Przerwane zostało zasilanie główne – powiedział jeden z radiooperatorów. – Korzystamy w tej chwili z zasilania awaryjnego. Wszystkie układy sprawne.
– Straciliśmy powiększony obraz satelitarny Awaryjnego Szybu Ewakuacyjnego, który właśnie przechodził. Odnawiamy kontakt z satelitą…
– Zrozumiałem. Główne zasilanie zostało wyłączone w skrzynce przełącznikowej na poziomie pierwszym dokładnie o ósmej, przez operatora zero zero osiem siedemdziesiąt dwa…
– Osiem siedemdziesiąt dwa? – zdziwił się Cezar.
– Sir, nie mamy obrazu. Wszystkie kamery siadły wraz z przerwaniem zasilania.
Oczy Cezara zwęziły się.
– Wszystkie oddziały: raport!
– Tu Alfa – powiedział głos Kurta Logana. – Zacznij sprawdzian częstotliwości. Możliwe, że wróg przejął część naszego sprzętu radiowego.
– Sprawdzian częstotliwości zakończony – oświadczył główny operator. – Dowódca oddziału Alfa, mów.
– Jesteśmy w hangarze na poziomie drugim. Kierujemy się do windy osobowej na spotkanie w głównym hangarze. Zgłaszam sześciu zabitych.
– Tu dowódca Bravo. Jesteśmy w głównym hangarze, pilnujemy Piłki. Wszyscy ludzie obecni i sprawni. Bez ofiar.
– Tu dowódca Chanie. Poruszamy się z Echo przez pomieszczenie socjalne na poziomie trzecim. Mamy jednego zabitego i dwóch rannych od tego gówna z AWACS-em. Rozumiem, że cele widziano ostatnio na poziomie czwartym. Przygotowujemy się do wspólnego ataku przez luki sufitowo-podłogowe między poziomami czwartym i trzecim. Proszę powiedzieć…
– Charlie, Echo – tu dowództwo. Straciliśmy wszelki kontakt wzrokowy w strefie laboratoriów na poziomie czwartym…
– Charlie i Echo, atakujcie według swego uznania – wtrącił Cezar Russell. – Zmuszajcie ich do poruszania się. Nie mogą wiecznie uciekać.
– Tu Delta. Jesteśmy na poziomie piątym. Bez ofiar. Kiedy pokonaliśmy drzwi na ten poziom, cele przeszły na poziom czwarty. Uwaga – w strefie zamkniętej poziomu piątego jest poważne zalanie. Oczekujemy instrukcji…
– Delta, tu Cezar: wracajcie na poziom szósty. Osłaniajcie wyjścia torów X.
– Zrozumiałem, sir…
Dwudziestu ubranych na czarno komandosów pobiegło korytarzem na poziomie 3 – oddziały Charlie i Echo. Ich buty załomotały o podłogę.
Dotarli do przykrytej dywanem klapy w podłodze. Wpisano odpowiedni kod i okrągły luk otworzył się z sykiem, otwierając przestrzeń na tyle dużą, że dało się nią przepełznąć między poziomami 3 a 4.
Jeden z komandosów wsunął się w otwór.
– Dowództwo, tu oddział Charlie – powiedział do mikrofonu Pyton Willis. – Jesteśmy w otworze prowadzącym do laboratorium obserwacyjnego na poziomie czwartym. Przygotowujemy się do szturmu od góry.
– Do roboty! – odpowiedział mu Cezar Russell.
Pyton skinął głową swojemu człowiekowi stojącemu w wąskim otworze.
Komandos zwolnił hydrauliczny zamek i klapa z łoskotem opadła na znajdującą się trzy metry niżej podłogę. Zeskoczył na dół, a za nim podążyło trzech kolejnych komandosów. Broń trzymali gotową do strzału.
Nikogo tu jednak nie było.
Laboratorium było puste.
Skądś, jakby z wnętrza ściany, doleciało głośne, mechaniczne dudnienie.
Komandosi odwrócili się jednocześnie.
Natychmiast rozpoznali odgłos poruszającej się platformy do podnoszenia samolotów.
Pobiegli w górę krótkiej pochylni, prowadzącej z poziomu laboratorium do szybu centralnego.
Kiedy tam dotarli, zdążyli ujrzeć jedynie spód gigantycznej platformy, jadącej w górę, do hangaru głównego.
Pyton Willis przystawił usta do mikrofonu.
– Dowództwo, tu oddział Charlie. Idą po Piłkę.
Potężna platforma unosiła się z głośnym łoskotem.
Jechała powoli – musiała unieść wrak boeinga AWACS.
Samolot leżał przekrzywiony na bok i wyglądał jak zraniony ptak z szeroko rozłożonymi skrzydłami i połamanym dziobem. Obrotowa antena – wciąż sprawna – wznosiła się wysoko nad kupą złomu.
Wielka platforma sunęła w górę pokrytych smarem betonowych ścian.
Kiedy mijała otwarte wrota na poziomie 1, zeskoczyły z niej szybko trzy maleńkie postacie i podążyły do podziemnego hangaru.
Byli to Matka i Mózgowiec oraz ciężko dyszący Herbie Franklin.
Ich celem było dotarcie do centralnej skrzynki przełącznikowej, umieszczonej według Franklina w hangarze na poziomie 1, i zniszczenie systemu kamer obserwacyjnych.
W hangarze nikogo teraz nie było, komandosi 7. Szwadronu dawno sobie stąd poszli. Ogromną przestrzeń wypełniały jedynie oba „niewidoczne” bombowce i samotny SR-71 Blackbird – ciche i nieruchome niczym śpiący wartownicy.