Matka – sunąca pod lewą ścianą – spojrzała na zegarek.
8.20
Dziesięć minut na doprowadzenie prezydenta do Piłki.
Przed sobą, na końcu ściany, dostrzegła wielki sześcian. Jego trzymetrowe drzwi były poskręcane i pogięte.
– No proszę… – mruknęła.
– Co jest? – spytał zza jej pleców Herbie Franklin.
– Ślady po naszym wcześniejszym spotkaniu z Siódmym Szwadronem – wyjaśniła. – Wystrzelili dwa stingery… jeden walnął w ten schowek, a drugi przebił zbiorniki z wodą w ścianie przy windzie osobowej.
– O! – zawołał Herbie.
– Zobaczmy, co zostało.
Wielka platforma jechała dalej w kierunku głównego hangaru.
Najpierw na górze pojawiły się resztki boeinga.
Pierwszy nad krawędź wyjechał oderwany ogon…
…potem antena…
…połamane skrzydła…
Powoli ukazała się reszta poobijanego samolotu, po czym – z głośnym BUBUMMM – platforma dotarła na poziom podłogi i znieruchomiała.
Na długie sekundy zapadła cisza.
Hangar nosił liczne ślady potyczki, która odbyła się tu niemal półtorej godziny wcześniej.
Marine One – ciągle połączony liną z ciągnikiem holowniczym – stał przy zachodniej krawędzi platformy, podczas gdy bliźniaczy helikopter – Nighthawk Dwa i jego karaluch stały przy krawędzi pomocnej, przy windzie osobowej.
Po wschodniej stronie boeinga AWACS było dziesięciu komandosów 7. Szwadronu, z oddziału Bravo, ukrywających się za półkolistą barykadą ze skrzyń i waliz między platformą i piętrowym budynkiem.
Pośrodku tego półkola stała na krześle stalowa walizka – teraz otwarta, ukazująca czerwone i zielone światełka, klawiaturę oraz płaski szklany analizator linii papilarnych.
Piłka.
Kapitan Bruno „Boa” McConnell – szarooki dowódca oddziału Bravo – podejrzliwie obserwował zmasakrowanego boeinga.
Zniszczony samolot stał bez ruchu pośrodku wielkiego hangaru – był teraz wielką stertą złomu. Nic nie przerywało ciszy.
– Jak u was, Matka? – zapytał głos Schofielda w słuchawce Newman, pożyczonej od jednego z zabitych agentów Secret Service.
Na poziomie 1 Matka oglądała zniszczoną skrzynkę przełącznikową. Uderzenie stingera zniszczyło połowę z niej, druga połowa stanowiła bezładną plątaninę przewodów – niektóre połączenia były jednak sprawne. Herbie Franklin stukał w klawisze komputera, który jakimś cudem przetrwał uderzenie.
– Jeszcze sekundę – powiedziała Matka do mikrofonu na nadgarstku. – Co jest, Poindexter*?
* [Chodzi o admirała Johna Poindextera, doradcę, prezydenta Reagana do spraw bezpieczeństwa narodowego, skazanego za zawiązanie spisku, okłamywanie Kongresu, oszukiwanie rządu i niszczenie dowodów dotyczących afery Iran-Contras (przyp. tłum.).]
Herbie Franklin zmarszczył czoło.
– To nielogiczne… ktoś już tu był, mniej więcej dwadzieścia minut temu, o ósmej. Odciął główne zasilanie. Cała baza pracuje na zasilaniu awaryjnym.
– Możesz odciąć kamery?
– Nie muszę. Zostały odcięte wraz z przerwaniem zasilania. – Herbie popatrzył na Matkę. – Już są odłączone.
W hangarze głównym otworzyły się drzwi windy osobowej.
Z kabiny wysiadł Kurt Logan i trójka komandosów, pozostałych z oddziału Alfa. Podeszli do Boa McConnella i żołnierzy oddziału Bravo.
– Co się dzieje? – spytał Logan.
– Nic… – odparł Boa. – Na razie.
– Dowództwo, tu oddział Chanie – rozległ się w głośnikach głos Pytona Willisa. – Na poziomie czwartym nie ma nikogo.
– Rozumiem. Wjedź ze swoimi ludźmi windą na poziom zero. Echo, wy zostańcie na dole. Cezar chce, żebyście przeczesali niższe poziomy. Straciliśmy obraz ze wszystkich kamer i potrzebujemy na dole kilku par oczu…
Na poziomie 1 Matka włączyła mikrofon na nadgarstku.
– Strachu na Wróble, tu Matka. Kamery wyłączone. Powtarzam: kamery wyłączone. Idziemy do szybu centralnego.
– Dzięki, Matka.
– Doskonale, wracamy do gry – powiedział Schofield, zwracając się do prezydenta, Booka II i Juliet. Popatrzył na zegarek:
8.25:59
8.26:00
Będzie ciasno…
– Lis, Elvis, Maszyna Miłości – szykować się! Na mój znak. Na trzy…
W głównym hangarze panowała cisza.
– Dwa…
Marine One stał mniej więcej dziesięć metrów od wraku AWACS-a, połyskując w sztucznym świetle.
– Jeden…
Żołnierze oddziału Bravo wpatrywali się uważnie w samolot, trzymając uniesioną, gotową do strzału broń, ich palce mocno naciskały spusty.
– …teraz!
Schofield nacisnął guzik na niewielkim urządzeniu, które trzymał w ręku – zdalnym detonatorze granatu RDX, który znaleźli przy jednym z komandosów 7. Szwadronu w pomieszczeniu dekompresyjnym. RDX ma ładunek znacznie mocniejszy od C4 – wybucha z wielką siłą i na bardzo dużą odległość. Jest to tak zwany ładunek superwybuchowy.
Ledwie Schofield wcisnął guzik, ładunek RDX, który umieścił w kokpicie zniszczonego boeinga, eksplodował – zasypując hangar deszczem szkła i szrapneli.
W tym momencie zaczęło dziać się bardzo wiele rzeczy naraz.
Żołnierze oddziału Bravo skoczyli za osłony, próbując ratować się przed skutkami eksplozji.
Nad ich głowami przemknęła fala rozżarzonych kawałków metalu, wbijając się w drewno niczym strzałki w korek.
Kiedy zaczęli się podnosić, dostrzegli jakiś ruch i po chwili ujrzeli trzy cienie, wypełzające z szybu wentylacyjnego pod Marine One.
– Tam! – krzyknął Boa.
Jeden z cieni wybiegł spod prezydenckiego helikoptera, podczas gdy dwa pozostałe zaczęły wślizgiwać się do środka przez klapę w podłodze kadłuba.
Chwilę później silniki Marine One zaryczały.
Ogon rozłożył się z pozycji przeznaczonej do parkowania, tak samo rozłożyły się łopaty wirnika i zaraz potem zaczęły się obracać – choć helikopter w dalszym ciągu był połączony liną z ciągnikiem holowniczym.
Kiedy samotny Marine, który wybiegł spod helikoptera – Maszyna Miłości – odpiął przywiązanego do ogona Marine One karalucha i wpełzł do maleńkiej kabiny kierowcy, komandosi 7. Szwadronu zaczęli strzelać.
– Co się, kurwa… – wymamrotał Kurt Logan, kiedy ciągnik – zarzucając na boki – wyjechał zza Marine One, zakręcił szerokim łukiem i skierował się prosto na komandosów, strzegących Piłki. – Otworzyć ogień! – wrzasnął. – Natychmiast otworzyć ogień!
Rozkaz został wykonany.
O przednią szybę załomotała salwa ciężkich pocisków z P-90, natychmiast rozbijając ją na kawałeczki.
Maszyna Miłości kulił się za deską rozdzielczą. Pociski szarpały oparcie fotela za jego plecami, rozrzucając na boki kłaczki gąbki.
Karaluch pędził naprzód, dziko zarzucając.
Nagle tuż za nim w powietrze uniósł się Marine One – wewnątrz hangaru. Klekot łopat wirnika odbijał się od ścian, zagłuszając wszelkie inne dźwięki.
Siedząca w kokpicie Gant obsługiwała przyrządy pokładowe, a Elvis błyskawicznie naciskał kolejne klawisze komputera.
– Elvis! Daj mi rakiety! I nie traf w Piłkę! – zawołała. Elvis wcisnął klawisz odpalania.
WZZZIUMMM!
Z wyrzutni, zamontowanej na boku kadłuba prezydenckiego helikoptera, wystrzeliła rakieta Hellfire i ciągnąc za sobą smugę dymu, pomknęła w kierunku budynku pod wschodnią ścianą hangaru.
Trafiła dokładnie w jego środek – przelatując nad pilnującymi Piłki komandosami oddziału Bravo – i eksplodowała wewnątrz.
Budynek wybuchł od środka, wyrzucając potężną chmurę szkła i tynku. Część oszklonego piętra zapadła się tuż za komandosami 7. Szwadronu.