Выбрать главу

Odskoczyli od spadającego gruzu, zaraz jednak musieli uciekać w przeciwnym kierunku, by uniknąć innego niebezpieczeństwa – nadjeżdżającego karalucha z Maszyną Miłości za kierownicą.

Zapanowało kompletne szaleństwo.

Hangar zamienił się w dom wariatów.

Dokładnie tak, jak Schofield sobie wymarzył.

Obserwował całe to zamieszanie ze zniszczonego samolotu. Na jego zegarku przeskakiwały cyferki:

8.27:50

8.27:51

Zostały jeszcze dwie minuty.

– Book, ruszamy! – Odwrócił się do prezydenta i Juliet. – Zostaniecie tutaj, dopóki nie wrócimy. Jeżeli się da, przyniesiemy tu Piłkę. Jeżeli nie, będzie musiał pan wyjść.

Powiedziawszy to, wyskoczyli we dwóch z dziury, ziejącej w ogonie AWACS-a, i pobiegli przez otwartą przestrzeń hangaru.

Dokładnie w tym samym momencie z kadłuba, pod nosem Marine One, wysunęło się sześciolufowe minidziałko Vulcan i zaczęło wypluwać swoją niszczycielską zawartość.

Komandosi 7. Szwadronu – już i tak mocno rozproszeni – rozproszyli się jeszcze bardziej. Niektórzy schowali się za barykadę ze skrzynek, inni ukryli się między fragmentami wraka boeinga i zaczęli strzelać do prezydenckiego helikoptera.

Gant siedziała za jego sterami i choć pociski wroga drapały leksanową szybę, nie musiała się za bardzo bać, bo kadłub wytrzymywał uderzenie rakiety, więc broń ręczna niewiele mogła mu zaszkodzić.

Elvis pokrzykiwał JUHHUU! – i dawał wycisk komandosom 7. Szwadronu.

Schofield i Book II biegli na wschód, szybko zbliżając się do strażników Piłki.

Byli doskonale zgrani – równocześnie podnosili broń i strzelali, ale celowali w karalucha Maszyny Miłości i Marine One. Nie mogli inaczej, bo ich przebranie na nic by się nie przydało – mieli na sobie czarne kombinezony, czarne opancerzenia i czarne maski gazowe 7. Szwadronu, które zabrali zabitym komandosom w komorze dekompresyjnej na poziomie 4.

Odbili w bok, kierując się ku barykadzie przed Piłką, ale choć strzelali aż do rozgrzania się luf, nikogo nie trafiali.

W końcu dotarli do barykady i walizki na krześle.

Schofield przyjrzał się jej.

– Cholera! – zaklął.

Prezydencka walizka była przykuta do tkwiącego w betonie bolca za pomocą grubej liny. Prawdopodobnie z tytanu.

Zegarek!

8.28:59

8.29:00

– Janson! – powiedział do mikrofonu na nadgarstku. – Piłka jest przykuta do podłogi! Nie ruszymy jej. Musisz wyjść z prezydentem na zewnątrz!

Odpowiedź była krótka:

– Dobrze.

– Lis! Maszyna Miłości! Potrzebuję jeszcze pół minuty tego chaosu! Potem wiecie, co robić!

– Cokolwiek sobie życzysz, Strachu na Wróble – odpowiedział mu głos Gant.

– Jasne, szefie! – dodał Maszyna Miłości.

W tym momencie Janson i prezydent wyskoczyli z ogona boeinga – również ubrani w mundury 7. Szwadronu – i z pistoletami w rękach, z których natychmiast otworzyli ogień do karalucha.

Janson strzelała ze swojego sig-sauera, trzymając go oburącz, ale prezydent nie potrafił tak dobrze posługiwać się swoją bronią, choć jak na kogoś, kto nigdy nie służył w wojsku, radził sobie doskonale.

Marine One zataczał szerokie koło i mimo że złapał ogień, łopaty jego wirnika wciąż pracowały, ogłuszająco dudniąc w zamkniętej przestrzeni.

Ciągnik holowniczy Maszyny Miłości minął osłaniającą Piłkę barykadę, skręcił w lewo i ruszył na północ. Po chwili przemknął przez szczątki AWACS-a i zniknął za nimi.

Cezar Russel obserwował chaos na dole ze znajdującego się w budynku w hangarze pomieszczenia kontrolnego.

Widział, jak prezydencki helikopter krąży po hangarze, siejąc śmierć i zniszczenie. Patrzył na pędzącego karalucha, taranującego resztki zniszczonego samolotu.

Widział, jak jego ludzie – rozproszeni i zdezorientowani – strzelają bezładnie do obu obiektów, jakby nie umieli sobie poradzić z czymś tak szaleńczym.

– Niech to cholera! – wrzasnął. – Gdzie jest Charlie?

– Wjeżdżają windą osobową, sir.

Jak grom z jasnego nieba poraził Russella następny widok.

– O, nie…

Jeden z jego ludzi podbiegł do Piłki – wciąż otoczonej przez kilku ludzi z oddziału Bravo – ściągnął z dłoni rękawicę i pod osłoną trzech innych komandosów 7. Szwadronu przysunął dłoń do analizatora linii papilarnych we wnętrzu walizki.

Zegarek Schofielda tykał nieubłaganie.

8.29:31

8.29:32

Prezydent, ogłuszany kakofonią, tworzoną przez szalejący helikopter oraz strzelaninę, ochraniany przez Schofielda, Juliet Janson i Booka II, podszedł do Piłki.

Ściągnął rękawicę, rozejrzał się i przechodząc obok walizki położył dłoń na analizatorze – w chwili, gdy cyferki zegara przeskoczyły na 0:24.

Walizka zapiszczała i minutnik przeskoczył z 0:25 na 90:00 i znów zaczął odliczanie.

Kiedy zadanie zostało wykonane, cała czwórka ruszyła dalej równym krokiem.

– Broń do góry i strzelać! – rozkazał Schofield. Przyłożył mikrofon na nadgarstku do ust: – Lis, Elvis, Maszyna Miłości: wynoście się stąd! Spotkamy się z wami na dole. Matka: platforma! Natychmiast!

Matka stała w wejściu do hangaru na poziomie 1 i patrzyła w górę centralnego szybu.

Ponad sześćdziesiąt metrów wyżej znajdowała się platforma do podnoszenia samolotów, zza której dolatywały odgłosy walki.

Matka wcisnęła klawisz wzywający platformę i potężne urządzenie zaczęło powoli zjeżdżać w dół.

Potrzaskane resztki boeinga – wraz z platformą, na której leżały – zaczęły zapadać się pod poziom podłogi hangaru głównego.

Schofield, Book II, Juliet i prezydent ruszyli w jej kierunku, strzelając do Marine One, by wyglądać jak komandosi 7. Szwadronu.

Cezar złapał za mikrofon.

– Boa! Logan! Prezydent tu jest! Wszedł między was, a teraz idzie do platformy! Na Boga – ma na sobie nasz mundur!

Kurt Logan zawirował wokół własnej osi i ujrzał ich – czterech komandosów 7. Szwadronu, zeskakujących na powoli opadającą platformę i nie zwracających najmniejszej uwagi ani na Marine One, ani na ciągnik.

– Platforma! – wrzasnął. – Oddział Bravo! Ruszać na platformę! Alfa – zdejmijcie ten cholerny helikopter i rozwalcie karalucha!

Marine One powoli opadał na ziemię. Dywersyjna misja została zakończona.

Gant wylądowała dokładnie w tym samym miejscu, z którego wystartowała – nad szybem wentylacyjnym w podłodze, w zachodniej części hangaru – i z pomocą Elvisa tak poprowadziła maszynę, że luk w podłodze kadłuba znalazł się dokładnie nad klapą wentylacyjną.

Ledwie helikopter stanął w miejscu, zeskoczyła z fotela pilota i skierowała się ku lukowi w podłodze, a Elvis otworzył lewe drzwi kabiny, by wpuścić do środka Maszynę Miłości.

Maszyna Miłości przeżywał ciężkie chwile.

Jego pojazd nie był tak kuloodporny jak Marine One, więc komandosi 7. Szwadronu dali mu nieźle popalić.

Wokół niego waliły pociski, szkło się rozpryskiwało, opony piszczały.

A musiał jeszcze dostać się jakoś do Marine One.

Gdy otrzymał komunikat od Schofielda, właśnie zawrócił, by minąć ludzi 7. Szwadronu po wschodniej stronie platformy podnoszącej samoloty.

Był po przeciwnej stronie szybu centralnego niż Marine One i kierował się na północ, a platforma opadła już na tyle, że nie można było na nią wjechać.

Musiał objechać szyb centralny.

Kiedy trzech ludzi z 7. Szwadronu pojawiło się dokładnie przed nim i obsypało jego pojazd salwą, kolejne dziury przeorały kabinę karalucha.

Dwa pociski wbiły się w lewe ramię kierowcy.

Maszyna Miłości krzyknął z bólu.

Kolejna salwa trafiła w obie przednie opony. Pojazd nagle zaczął zarzucać na boki i niebezpiecznie blisko przysunął się do krawędzi szybu centralnego, skąd do opadającej platformy były już teraz tylko trzy metry.