Wielka platforma przez cały czas zjeżdżała w dół – wraz z komandosami 7. Szwadronu.
Grupa Schofielda kierowała się ku znajdującej się w głębi podziemnego hangaru pochylni dla pojazdów. Book II i Matka nieśli rannego Maszynę Miłości.
Juliet Janson podeszła do Schofielda.
– I co teraz?
– Mamy prezydenta i mamy Piłkę. Ponieważ jedynie Piłka kazała mu tu tkwić, myślę, że opuścimy to przyjęcie. Musimy tylko znaleźć podłączony do sieci komputer, otworzyć jakieś wyjście i kłaniamy się państwu! Doktorze Franklin – gdzie jest najbliższy komputer zabezpieczający? Coś, co podczas następnego okienka może nam otworzyć wyjście?
– Na tym poziomie są dwa – odparł Herbie. – Jeden w biurze, drugi w skrzynce przełącznikowej.
– A inne? Z tych tutaj nie możemy skorzystać, bo zaraz zjawią się tu niegrzeczni chłopcy.
– Na poziomie czwartym, w pomieszczeniu dekompresyjnym.
– No to idziemy.
Kiedy ruszyli, w słuchawkach Schofielda rozległ się kobiecy głos:
– Strach na Wróble, tu Lis. Jesteśmy na dole szybu wentylacyjnego. Co mamy robić?
– Możecie przejść dołem do szybu głównego?
– Chyba tak.
– Spotkajmy się w laboratorium na poziomie czwartym.
– Zrozumiałam. Jeszcze jedno: mamy paru nowych pasażerów.
– Wspaniale. Do zobaczenia.
Zbiegli pochylnią na poziom 2 i znaleźli się przy otworze w podłodze, wychodzącym na schody awaryjne. Zbiegli schodami w dół i wkrótce byli przy ciężkich drzwiach pożarowych, prowadzących do pomieszczenia dekompresyjnego na poziomie 4.
Mózgowiec sprawdził drzwi.
Otworzyły się bez trudu.
Schofielda bardzo to zaniepokoiło. Sami zamykali te drzwi i zniszczyli mechanizmy otwierające, a teraz były otwarte. Dał ręką znak: „posuwać się ostrożnie”.
Mózgowiec skinął głową.
Szybko i cicho uchylił drzwi. Book II i Matka wślizgnęli się do środka – przyciskając do ramienia broń.
Nie musieli jednak strzelać.
Pomijając leżące na podłodze ciała, pozostałe po ich niedawnej potyczce z komandosami 7. Szwadronu – pomieszczenie było puste.
Następni weszli Juliet i prezydent, a za nimi Schofield z przerzuconym przez ramię Maszyną Miłości.
W ścianie po ich prawej ręce, po części schowany za przypominającymi budki telefoniczne pomieszczeniami badawczymi, znajdował się szereg komputerów.
– Doktorze Franklin, proszę uruchomić jeden z nich – powiedział Schofield. – Mózgowiec, idź z nim. Musicie się dowiedzieć, co mamy zrobić, aby wyjść z tego labiryntu. Book, weź Maszynę Miłości, a ty, Matka – sprawdź laboratorium obok i poszukaj apteczki.
Matka ruszyła do laboratorium za ścianą, a Book II opuścił krzywiącego się Maszynę Miłości na podłogę i złapał za klamkę drzwi, by je zamknąć.
– Co to ma… – zaczął zdziwiony. Schofield podszedł do niego.
– Co jest?
– Popatrz na drzwi.
Mechanizm ryglujący, solidna sztaba, wysuwająca się z zamka i wchodząca do otworu w ościeżnicy, została odcięta.
Idealnie gładko.
Cięcie było tak równe, że można je było wykonać jedynie laserem…
Schofield zmarszczył czoło.
Ktoś tu już był.
– Strachu na Wróble… – odezwał się jakiś głos. Matka.
Stała w otwartych drzwiach, prowadzących do zachodniej części poziomu 4. Była z nią Libby Gant, która nadeszła z drugiej strony poziomu.
– Strachu na Wróble, rzuć na to lepiej okiem.
Schofield podszedł do drzwi w białej ścianie, dzielącej poziom 4 na dwie części.
Przyjrzał się znajdującemu się w nim zamkowi. I tutaj rygiel został przecięty laserem.
– Co jest? – spytał zdziwiony.
Podniósł głowę i z zaskoczeniem ujrzał nowych „pasażerów”, sprowadzonych przez Gant: pułkownika „Hot Roda” Hagerty’ego i Nicholasa Tate’a III, doradcę prezydenta do spraw polityki wewnętrznej.
Gant wskazała kciukiem za siebie – tam, gdzie stał wielki szklany sześcian.
Schofield spojrzał w tamtym kierunku i krew zamarła mu w żyłach.
Sześcian wyglądał, jakby został trafiony przez bombę.
Przezroczyste ściany były porozbijane i poprzewracane. Wielkie płaty szkła powpadały do środka. Zabawki zostały poprzewracane, kolorowe meble poniszczone i porozrzucane.
Nie było śladu Kevina.
– Wygląda na to, że wzięli sporo rzeczy z laboratorium na górze – powiedziała Gant. – To miejsce też zostało dokładnie splądrowane.
Schofield przygryzł wargę.
Nie chciał o tym myśleć ani mówić, ale zaprzeczanie prawdzie na nic by się nie zdało.
Był to afrikaans, oficjalny język białego reżimu, rządzącego Afryką Południową do 1994 roku, który jednak – z oczywistych powodów – przestał w tym kraju obowiązywać.
Po konsultacji z dwoma ekspertami DIA od afrikaans, Dave Fairfax przetłumaczył przechwycone rozmowy i były gotowe do prezentacji dyrektorowi.
Kolejny raz popatrzył na transkrypt i uśmiechnął się.
PRZEJ. ZABEZP. ROZM. KOM-SAT E/13A-2 DIA-WYDZKOSM-PENT-DC OPERATOR: T16-009 ŹRÓDŁO: SPSZ-OS(OOD)7
9 MAJA 22.10:56 AFRIKAANS-ANGIELSKI GŁOS 1: Kan bevestig dat in-enting plaasvindte. Mogę potwierdzić, szczepionka działa.
13 CZERWCA 18.01:38AFRIKAANS-ANGIELSKI GŁOS 1: Toetse op laaste poging word op de vier-en-twentigste verwag. Wat van die onttrekkings eenheid? Test ostatniego szczepu spodziewany dwudziestego czwartego. Co z oddziałem ratunkowym?
GŁOS 2: Reccondo span is alreeds weggestuur. Oddział Reccondo został właśnie wysłany.
15 CZERWCA____________________14.45:46____________________AFRIKAANS-ANGIELSKI GŁOS 1: Voorbereidings onderweg. Przygotowania w trakcie.
Vroeg oggend. Beste tyd vir onttrekking. Wcześnie rano. Optymalny czas na zabranie.
16 CZERWCA____________________19.56:09____________________ANGIELSKI-ANGIELSKI GŁOS 3: Wszystko gotowe. Potwierdzam: Wszystko gotowe, trzeciego. Potwierdzam: trzeciego.
21 CZERWCA____________________07.22:13____________________AFRIKAANS-ANGIELSKI GŁOS 1: Onttrekking kan n’probleem wees. Gestel ons gebruik die Hoeb land hier naby. Verstaan hy Wydobycie to główny problem. Plan zakłada użycie ziemi Hoeba. Członek is n lid van Die Organisasie. Organisasie. GŁOS 2:
Sal die instruksies oordra. Przekażę te instrukcje.
22 CZERWCA____________________20.51:59____________________ANGIELSKI-ANGIELSKI GŁOS 3: Misja rusza. Misja rusza.
23 CZERWCA____________________01.18:22____________________AFRIKAANS-ANGIELSKI GŁOS 1: Die Reccondos is gereed. Verwagte aankoms by beplande bestemming binne nege dea.
Reccondos są na miejscu. Przybycie do celu za dziewięć dni.
– To dość poważne gówno, przyjacielu – stwierdził jeden z ekspertów od afrikaans, wkładając marynarkę. Był niskim, miłym mężczyzną i nazywał się Lew Alvy. – Oddziały Reccondo… Organisasie… Jezu…
– A co to takiego? – spytał Fairfax. Alvy rozejrzał się ukradkiem.
– Reccondos są najstraszliwszymi oddziałami specjalnymi świata. To południowoafrykańskie oddziały rozpoznania. Przed Mandelą były oddziałami służącymi białemu reżimowi. To specjaliści od błyskawicznych rajdów przygranicznych i ataków z ukrycia – zazwyczaj skierowanych przeciwko czarnym przywódcom. Nigdy nie zostawiają śladu swojej obecności, zawsze wiadomo jednak, że to oni – podrzynają swoim ofiarom gardła. Twarde dranie. Słyszałem, że kiedyś, w Zimbabwe, ich oddział leżał w zasadzce przez dziewiętnaście dni – w buszu, pod specjalnymi, chroniącymi od gorąca pałatkami – aż pojawił się cel. Tamci byli przekonani, że okolica jest bezpieczna i nagle – BUMMM! – Reccondos mieli ich. Niektórzy twierdzą, że w latach osiemdziesiątych zasilali swoje szeregi angolańskimi najemnikami, ale kiedy w dziewięćdziesiątym czwartym władzę przejął Mandela, rozwiązano jednostkę, a jej członkowie stali się ludźmi do wynajęcia.