Выбрать главу

Poderżnięto im gardła.

Zginęli pierwsi, kiedy napastnicy wyszli z szybu za ich plecami, pomyślał Schofield.

Wszedł na peron.

Stacja była pusta.

Stały na niej tylko pojazdy kolei X – po jednym na każdym torze.

– O rany…

Kolejka X to bardzo szybkie pojazdy do poruszania się pod ziemią, wykorzystywane przez wojsko amerykańskie do transportu i dostaw sprzętu. Wagony tej kolejki – choć w zasadzie nie są to „wagony”, lecz zaopatrzone w potężne silniki jednostki transportowe – poruszają się tak szybko, że dla zachowania stabilności potrzebują czterech torów: dwóch na ziemi i dwóch na górze tunelu.

Sam wygląd wagoników świadczył o ich mocy i możliwościach.

Miały mniej więcej po dwadzieścia metrów długości, czyli tyle, co przeciętny wagon metra, ale smukłe kształty i spiczasty „nos” świadczyły o tym, że zaprojektowano je, aby poruszały się jak najszybciej.

Każdy wagonik wyglądem zewnętrznym przypominał najbardziej znany pociąg ekspresowy świata: japoński Shinkansen. Skośny przód, aerodynamicznie ukształtowane boki i wystające z przodu krótkie skrzydła – wszystko to służyło osiąganiu jak największej prędkości.

Pociąg stojący na lewo od Schofielda składał się z dwóch wagoników, połączonych harmonijkowym przejściem. Ustawiono je „plecami” do siebie, tak że ich nosy skierowane były w przeciwne strony. Oba wagony były śnieżnobiałe i cały skład wyglądał jak dwa zetknięte ze sobą ogonami wahadłowce.

Nazwę kolei X najlepiej wyjaśniały wystające z kadłuba wsporniki.

Z przodu i z tyłu każdego wagonika wychodziły po cztery płaskie „skrzydła”, które oglądane od przodu układały się w wielkie X. Dolne wsporniki dotykały szerokich szyn pod wagonikiem, górne – szyn biegnących nad wagonikiem. Wszystkie były tak wyprofilowane, aby umożliwiać osiąganie maksymalnych prędkości.

Przy jednych z pancernych drzwi stał mniejszy pojazd X – mini wagon, mniej więcej trzy razy mniejszy od głównego pojazdu. Wyglądał jak dwuosobowa kabina, zawieszona pośrodku krzyżujących się wsporników.

– To pojazd techniczny – wyjaśnił Herbie. – Używany do konserwacji tunelu i zachowania czystości. Szybszy od dużych maszyn, ale zabiera tylko dwie osoby.

– Dlaczego nie używa się czegoś takiego w nowojorskim metrze? – spytał Elvis, patrząc na dwuwagonowy skład.

– Patrzcie tutaj! – zawołał Mózgowiec, wskazując na otwarte pancerne drzwi, prowadzące do tunelu.

– To drzwi sześćdziesiąt dwa zachód – powiedział Herbie. – Tędy się wydostali.

– My też tędy pojedziemy – oświadczył Schofield. Pobiegli w kierunku dwuwagonowego pociągu, nie zwracając uwagi na to, że wybiegają na otwartą przestrzeń.

Schofield dobiegł pierwszy do przednich drzwi pierwszego wagonika i wcisnął znajdujący się obok nich przycisk. Z cichym sykiem otworzyły się wszystkie drzwi po ich stronie – po dwie sztuki na wagon.

Schofield zatrzymał się w wejściu i poganiał resztę. Po chwili do środka wskoczył Book II, zaraz za nim Herbie. Obaj natychmiast pospieszyli do kabiny maszynisty.

Jako następni – tylnymi drzwiami – weszli do wagonu Juliet i prezydent, osłaniani przez Gant i Matkę, a za nimi Wycior Hagerty i Nick Tate – jak zwykle dbający o to, by być w pobliżu prezydenta.

Na końcu truchtali Elvis i Mózgowiec – niosący rannego Maszynę Miłości.

– Elvis! Mózgowiec! Szybciej!

Schofield rozejrzał się po wnętrzu wagonika. Było to skrzyżowanie zwykłego wagonu metra z wagonem towarowym – w jednym końcu znajdowało się kilka rzędów ławek, a w drugim wolna przestrzeń do przewozu skrzyń i pojemników.

Schofield patrzył na znajdującego się w drugim końcu wagonika prezydenta – oddalonego mniej więcej o dwanaście metrów – który ciężko opadał na twardą ławkę.

W tym momencie się zaczęło.

Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia.

W jednej chwili Schofield rozglądał się po wnętrzu wagonu i patrzył na prezydenta, a w następnej każde okno od strony peronu eksplodowało i kawały szkła, wciskanego do środka przez impet setek pocisków, zasypały podłogę.

Ostrzał z każdą sekundą się nasilał – był ogłuszająco głośny i bezlitosny. Pociski z taką siłą uderzały w przeciwległą ścianę wagonika, że cały pociąg drżał.

Schofield skulił się i zasłonił twarz przed latającym szkłem. Odwrócił się i wyjrzał przez wybite okno na peron…

…z szybu wentylacyjnego w zachodniej części stacji wyskakiwała grupa komandosów 7. Szwadronu – z karabinkami P-90 i siejącymi zniszczenie sześciolufowymi minidziałkami.

Sprzężone lufy tej niezwykle silnej broni wirowały, wystrzeliwując niewyobrażalną liczbę pocisków, rwących boki pociągu.

– Nic panu nie jest?! – krzyknął Schofield do prezydenta, lecz jego głos ledwie się przebijał przez łoskot.

Prezydent, leżący twarzą w dół na podłodze, pokręcił słabo głową.

– Nie podnosić się! – zawołał Schofield. Nagle silnik pociągu zaryczał.

Kiedy Schofield odwrócił się ku przodowi, zobaczył, że siedzący w kabinie Book II i Herbie gorączkowo wciskają klawisze i przesuwają dźwignie. Silnik pociągu głośno pracował, rozgrzewał się.

Jedźmy, myślał Schofield. Jedźmy…

Nieoczekiwanie w jego słuchawce rozległ się głos:

– Hej, zaczekajcie na nas! Elvis!

Elvis, Mózgowiec i Maszyna Miłości byli w dalszym ciągu na peronie!

Obciążeni rannym, nie zdążyli dotrzeć do wagonika przed pojawieniem się komandosów 7. Szwadronu.

Tkwili teraz za betonowym słupem, zaledwie trzy metry od najbliższych drzwi pociągu, nie mogąc się ruszyć z powodu morderczego ostrzału.

– Przygotuj się! – wrzasnął Elvis. – Teraz! Wyskoczyli z ukrycia. Wszędzie waliły kule. Wokół ich głów latały kawały betonu. Dwa pociski przeszły Elvisowi na wylot przez ramię.

– Maszyna Miłości, trzymaj się!

Dotarli do tylnych drzwi pociągu i zaczęli wsuwać Maszynę Miłości do środka, gdy…

PŁASK!

Głową rannego szarpnęło gwałtownie w bok, przekrzywiła się pod nienaturalnym kątem i uderzyła mocno o bark Elvisa.

– Jasna cholera… – jęknął Mózgowiec. – Nie… Elvis odwrócił się.

Głowa Maszyny Miłości zwisała bezwładnie, a z jego potylicy sączyła się krew, zmieszana z mózgiem. Maszyna Miłości nie żył. Elvis zamarł. Chyba nawet nie czuł własnych ran.

– Elvis, chodź… – powiedział Mózgowiec. – Wciągnijmy go do środka. Pociąg zaraz ruszy.

Elvis nie odpowiedział. Patrzył bez słowa na martwe, oparte o jego ramię ciało Maszyny Miłości.

– Elvis…

– Idź – odparł cicho Elvis, nie zwracając uwagi na uderzające wokół niego pociski. Położył ciało Maszyny Miłości na ziemi, po czym popatrzył Mózgowcowi w oczy. – Idź.

– A ty co?

– Zostanę z moim przyjacielem.

Mózgowiec ujrzał w oczach Elvisa smutek i straszliwą groźbę – skierowaną przeciwko komandosom 7. Szwadronu, zbliżającym się do nich od końca peronu.

Kiwnął głową.

– Uważaj na siebie.

– Nie mogę – odparł Elvis.

– Mózgowiec! – wrzasnął Schofield, usiłując dostrzec, co się dzieje w tyle pociągu, i równocześnie próbując nie dać sobie odstrzelić głowy.

– Co się u was dzieje?!

W słuchawkach odpowiedział mu głos Mózgowca:

– Zabili Maszynę Miłości, kapitanie, a Elvis… och, kurwa… W tym momencie przez hałas przebiły się dwie tępe eksplozje.

DUMB!

DUMB!

Schofield odwrócił się…

…i ujrzał lecące w ich stronę dwa granaty wielkości piłki bejsbolowej.

Zostały wystrzelone z dwóch wyrzutni M-203, trzymanych przez komandosów 7. Szwadronu.