Nie robią nic innego poza uciekaniem. Jego Wysokość była widziana ostatnio na najniższym poziomie tego kompleksu, podczas rozpaczliwej próby ucieczki na zewnątrz. Przekazano mi, że doszło tam do potyczki, i oczekuję właśnie raportu…”.
Dla Gant był to stek bzdur. Zresztą cokolwiek Cezar by powiedział, nie miało to najmniejszego wpływu na ich sytuację. Nie zamierzała patrzeć, jak się puszy.
Zostawiła resztę przed telewizorem i zaczęła sprawdzać przesuwne drzwi w podłodze, prowadzące na poziom 5.
Dolatywały zza nich zduszone krzyki. Byli tam ludzie.
Wcisnęła klawisz otwierania drzwi i uniosła broń. Zapora zaczęła się odsuwać.
Kiedy więźniowie na poziomie 5 usłyszeli otwieranie się drzwi, ich okrzyki zamieniły się w wycie.
Gant spojrzała w dół pochylni.
– Dobry Boże…
Zobaczyła wodę. Pochylnia już w niej znikała.
Głos Cezara dalej dudnił, a Gant zaczęła ostrożnie schodzić. Wkrótce woda zalała jej wypolerowane buty.
Kucnęła i rozejrzała się po poziomie 5.
To, co ujrzała, wstrząsnęło nią.
Cały poziom był zalany do wysokości piersi mężczyzny.
Było tam też straszliwie ciemno, w efekcie czego zalany oddział więzienny wyglądał jeszcze okropniej.
Czarna woda znikała w oddali, drobne fale pluskały o pręty klatek, w których zamknięte były najpaskudniejsze indywidua, jakie kiedykolwiek widziała.
W tym momencie więźniowie ją dostrzegli.
Zawyli, zaczęli jęczeć, i wrzeszczeć, potrząsając prętami swoich cel, które przy dalszym podnoszeniu się wody wkrótce mogły stać się ich zbiorowym grobem.
Tak jak Schofield, Gant nie widziała dotychczas oddziału więziennego, słyszała o nim jedynie od prezydenta, kiedy opowiadał o szczepionce i Kevinie.
– Lepiej stąd chodźmy – powiedziała Juliet, która właśnie podeszła do niej. Najwyraźniej komunikat Cezara już się skończył.
– Oni się tu potopią…
– Nawet taka śmierć jest dla nich zbyt łagodna, uwierz mi – oświadczyła Juliet. – Chodź, poszukamy sobie jakiejś dziury i odsapniemy trochę. Nie wiem jak tobie, ale mnie bardzo przyda się odpoczynek.
Wcisnęła zamykanie drzwi i pozioma zapora zaczęła się zasuwać, tłumiąc wrzaski więźniów.
Cała grupa ruszyła ku zachodniej części piętra.
Wychodząc, nikt nie zwrócił uwagi na komorę dekompresyjną.
Tymczasem zegar na komorze skończył właśnie odliczanie i hermetyczne drzwi się otworzyły.
Ale komora była pusta.
Minęła godzina 9.06.
– Dowódca Bravo, zgłoś się. Raportuj – powiedział do mikrofonu jeden z radiooperatorów.
– Dowództwo, tu dowódca Bravo. Ponieśliśmy ciężkie straty na peronie kolei X. Pięciu zabitych, dwóch rannych. Jeden z ich ludzi miał granat RDXi zabawił się w pieprzonego kamikadze…
– Co z prezydentem?
– Jest w dalszym ciągu w kompleksie. Powtarzam: prezydent jest w dalszym ciągu w kompleksie. Ostatnim razem był widziany, jak wchodził na górę schodami pożarowymi. Niektórzy z jego marines odjechali tunelem w drugim pociągu X…
– A Piłka?
– Nie jest z prezydentem. Jeden z moich chłopców przysięga, że widział tego cholernego Schofielda, jak wsiada z nią do pociągu…
– Dziękuję, dowódca Bravo. Przyprowadź rannych do głównego hangaru. Każemy oddziałowi Echo przeczesać dolne poziomy w poszukiwaniu prezydenta…
– Gunther Botha był pułkownikiem w batalionie medycznym Afryki Południowej – zaczął Herbie.
Pociąg X gnał w kierunku pustynnego jeziora.
– Medycy… – mruknął z obrzydzeniem Schofield.
– Słyszał pan o nich?
– Słyszałem. Niezbyt miła banda. Ofensywna jednostka biomedyczna, wyspecjalizowany pododdział Reccondos. Elitarna jednostka, stosująca broń biologiczną na polu bitwy.
– Zgadza się. Przed nadejściem Mandeli Południowoafrykańczycy byli światowymi liderami w zakresie broni biologicznej. A jak ich kochaliśmy… Zastanawiał się pan kiedyś nad tym, dlaczego nie musieliśmy zbyt się wysilać, aby obronić apartheid? Wie pan, kto dostarczył nam sowiecki zarazek powodujący martwicze zapalenie powięzi? Południowoafrykańczycy. Choć byli tacy dobrzy, nie wszystko im się udało. Przez lata próbowali stworzyć wirusa, który by zabijał czarnych, a nie szkodził białym, nie potrafili jednak. Botha był jednym z ich najlepszych ludzi i chyba był blisko dokonania przełomowego odkrycia… ale wtedy obalono apartheid. Okazało się jednak, że jego badania można wykorzystać w programie prowadzonym przez rząd amerykański – mającym za zadanie stworzenie szczepionki przeciw sinowirusowi, działającemu wybiórczo na rasy.
– Więc go sprowadziliśmy.
– Zgadza się.
– A teraz odkryliśmy, że nie bardzo można temu człowiekowi ufać.
– Na to wygląda. Schofield milczał przez chwilę.
– Nie działa sam – powiedział w końcu.
– Skąd pan wie?
– Świadczą o tym zabici komandosi Siódmego Szwadronu, których widzieliśmy na poziomie szóstym. Nigdy nie miałem do czynienia z Guntherem Bothą, ale jestem niemal pewien, że sam nie byłby w stanie zlikwidować całego oddziału komandosów… Otworzył troje drzwi – dwie pary w systemie kolei X i Awaryjny Szyb Ewakuacyjny, wychodzące na poziom szósty. Wpuścił tamtędy oddział, którego członkowie pozabijali ludzi z Siódmego Szwadronu. Sądząc po strzałach w plecy i poderżniętych gardłach, przyjaciele Bothy zaatakowali ich od tyłu. – Schofield przygryzł wargę. – Ale w dalszym ciągu nie mówi mi to tego, co chciałbym wiedzieć.
– Czyli?
– Jeżeli Botha nas sprzedaje, to chciałbym wiedzieć, komu.
– Od początku było to ryzykowne, ale bez niego nie poradzilibyśmy sobie – oświadczył prezydent.
Siedzieli w laboratorium obserwacyjnym nad zniszczonym szklanym sześcianem na poziomie 4 i odpoczywali.
Kiedy przybyli tu kilka chwil wcześniej, znaleźli na podłodze laboratorium gruby stalowy krąg – była to klapa przejścia między poziomami, która spadła z sufitu.
A więc przechodził tędy 7. Szwadron.
Dawało to nadzieję, że szybko nie wróci. Przez jakiś czas będą mogli się tu ukrywać.
Libby Gant stała na skraju punktu obserwacyjnego i przyglądała się zniszczonemu sześcianowi. Od ostatniego komunikatu Cezara podziemny kompleks dziwnie ucichł – jakby komandosi 7. Szwadronu przestali po nim krążyć i ścigać prezydenta.
Gant wcale się to nie podobało.
Miała przeczucie, że coś się szykuje.
Właśnie dlatego spytała prezydenta o Gunthera Bothę, człowieka, który zabrał Kevina.
– Botha wiedział więcej o rasowo wybiórczych wirusach niż wszyscy nasi naukowcy razem wzięci – powiedział prezydent. – Miał jednak nie najlepszą przeszłość.
– Z czasów apartheidu?
– Tak, ale nie tylko. Najbardziej baliśmy się jego kontaktów z grupą o nazwie Die Organisasie, czyli Organizacja. To podziemna siatka, utworzona przez byłych ministrów rządu apartheidowego, bogatych południowoafrykańskich posiadaczy ziemskich, byłych członków elitarnych jednostek armii Afryki Południowej oraz usuniętych z armii dowódców, którzy uciekli z kraju po rozpadzie apartheidu, bo bali się, że nowy rząd zażąda ich głów za dokonane w przeszłości przestępstwa. Większość wywiadów uważa, że Die Organisasie chce jedynie odzyskać Afrykę Południową, ale my nie jesteśmy tego do końca pewni.
– To znaczy? Prezydent westchnął.
– Musi pani zrozumieć, o jaką stawkę toczy się ta gra. Selektywna etnicznie broń biologiczna, taka jak sinowirus, nie da się porównać z jakąkolwiek inną bronią w historii ludzkości, jest to argument negocjacyjny, na który nie ma odpowiedzi, może bowiem skazać określoną populację na śmierć – przy równoczesnym całkowitym oszczędzeniu innej. Nasze obawy co do Die Organisasie nie wynikają jedynie z tego, co mogłaby zrobić w Afryce Południowej – przeraża nas to, co mogłaby zrobić w całej Afryce.