Выбрать главу

Dwa prawe helikoptery były jakieś osiemdziesiąt metrów przed nimi – ścigały wodolot oraz jeden z tandemów. Trzymały się poniżej górnej krawędzi kanionu – szalejąca burza piaskowa nie pozwalała im wzlecieć wyżej – raz za razem kładąc się na boki i skręcając wraz z zakrętami skalnego przesmyku.

Z zamontowanych na ich dziobach działek wylatywały długie serie pocisków smugowych, a spod ich skrzydeł wypryskiwały pociski powietrze-ziemia, trafiając jednak tylko w pionowe skały po bokach obu pędzących południowoafrykańskich łodzi.

Ale uciekinierzy w łodziach nie czekali biernie na to, co się wydarzy.

Komandosi w tandemie byli nieźle przygotowani do obrony płynącego przodem wodolotu – mieli naramienne wyrzutnie stingerów. Jeden z nich prowadził tandem, drugi strzelał do helikopterów.

Penetratory musiały mieć jednak podobną osłonę jak stojący wewnątrz Strefy 7 boeing AWACS, bo stingery przelatywały obok nich i uderzały w ściany kanionu. Kiedy eksplodowały, od skalnych ścian odrywały się głazy wielkości samochodu, spadając do kanału i sprawiając spore kłopoty Schofieldowi, który musiał je uważnie omijać.

Nagle w podłodze kadłuba jednego z czarnych helikopterów otworzyła się klapa i wyleciał z niego długi, biały przedmiot, który opadł na małym spadochronie i plasnął o powierzchnię wody.

Sekundę później woda pod helikopterem zakotłowała się i zamieniła w linię pęcherzy powietrza, która zaczęła szybko sunąć w kierunku południowoafrykańskiego tandemu.

Torpeda!

Pięć sekund później pod rozpędzonym tandemem doszło do gwałtownej eksplozji.

Siła wybuchu była tak potężna, że katamaran uniósł się nad wodę i zaczął koziołkować. Przewrócił się kilka razy, odbijając się od powierzchni wody, dotarł do skraju i z prędkością kuli armatniej uderzył o skalny brzeg, po czym wybuchł i rozpadł się na kawałki.

Schofield robił, co mógł, by dogonić uciekające przed nim łodzie, i kiedy południowoafrykański tandem został trafiony, był za nim najwyżej jakieś pięćdziesiąt metrów. Ale zbliżał się do przeciwnika bardzo powoli – w chwili wyruszenia tamci mieli nad nim zbyt dużą przewagę.

Nagle kanion skręcił…

…i przeciął się z kanałem, z którym niedawno się rozdzielił – tym, którym w pogoni za pozostałymi dwoma południowoafrykańskimi tandemami popłynęli Mózgowiec i Herbie – obie drogi wodne tworzyły wielkie X.

Biały wodolot, którego gonił Schofield, dotarł do skrzyżowania w tym samym momencie, w którym z drugiego ramienia wpłynął na niejeden z pary południowoafrykańskich tandemów, ściganych przez Mózgowca.

Łodzie gwałtownie skręciły, próbując uniknąć kolizji. Wyrzuciły w górę gigantyczne fontanny wody i w ułamku sekundy straciły cały rozpęd.

Drugi tandem z pary gonionej przez Mózgowca nie mógł jednak zwolnić.

Przemknął jak pocisk między dwiema pozostałymi łodziami i pomknął odnogą prowadzącą na zachód.

Helikoptery również straciły koordynację. Jednemu udało się zawisnąć nieruchomo w powietrzu, a dwa pozostałe zaczęły latać chaotycznie nad skrzyżowaniem kanałów, przecinając sobie nawzajem drogę i mijając się o centymetry. Aby powrócić do szyku bojowego, musiały odlecieć na bok.

Tego właśnie potrzebował Schofield.

Teraz mógł dogonić uciekinierów.

Mózgowiec był mniej więcej osiemdziesiąt metrów przed skrzyżowaniem kanałów.

Widział całe zamieszanie, ruszający ponownie wodolot i unieruchomiony tandem.

Jego uwagę przykuł wodolot, który wirował na wodzie, próbując wjechać do odpowiedniego kanału.

Schofield dotarł do skrzyżowania w chwili, gdy wodolot skręcił na południe. Tuż za nim jechał Mózgowiec.

– Płynę za wodolotem, sir! – Widzę! – odparł Schofield.

Sam też zamierzał podążyć za wodolotem, ale nagle jego uwagę zwrócił jakiś ruch po prawej stronie. Odwrócił się i popatrzył na prowadzący na zachód kanał.

Znikał w nim właśnie jeden z południowoafrykańskich tandemów.

Był to ten sam tandem, który przed chwilą – nie mogąc się zatrzymać – przemknął między unieruchomionymi na chwilę dwoma południowoafrykańskimi łodziami. Dziwne, ale nawet nie próbował zawrócić, by wesprzeć wodolot.

Oczywiście!

W wodolocie nie było chłopca!

Był w tandemie.

W TYM tandemie.

– O, nie… – jęknął Schofield na widok łodzi Mózgowca, znikającej za zakrętem w pogoni za wodolotem.

Łódź Mózgowca płynęła szybko.

Bardzo szybko.

Wkrótce znalazła się na wysokości wodolotu. Obie jednostki gnały obok siebie wąskim kanałem jak samochody wyścigowe, które wyrwały się spod kontroli, a dwa penetratory leciały nad nimi i wściekle je ostrzeliwały.

– Mózgowiec… szysz… nie… – rozległ się w słuchawkach urywany głos Schofielda, ale z powodu hałasu łopat wirników, silników i strzelaniny młody komandos nie mógł zrozumieć, o co chodzi dowódcy.

Kazał Herbiemu podprowadzić tandem jak najbliżej pędzącego wodolotu, a sam wstał z fotela.

Obserwował pędzący obok wodolot – widział zamontowane na dziobie dwie przecinające wodę płetwy, ale ponieważ szyby kabiny były przyciemnione, nie mógł zajrzeć do jej wnętrza.

Wziął w końcu głęboki wdech i przeskoczył na wąski występ biegnący wokół wodolotu.

– …gowiec!…noś…tamtąd!

Słowa Schofielda były kompletnie niezrozumiałe.

Mózgowiec złapał za uchwyt, wystający z dachu kabiny wodolotu. Nie bardzo wiedział, czego się może spodziewać. Możliwe, że zaraz otworzą się drzwi, ktoś wyskoczy i zacznie do niego strzelać… nic takiego jednak nie nastąpiło.

Nieważne, pomyślał i skoczył szczupakiem na przedni pokład Wodolotu. Błyskawicznie przetoczył się po nim i strzelił w przednią szybę kabiny. Rozprysnęło się szkło, a kiedy dym się rozwiał, można było zajrzeć do środka.

Dziwne…

Kabina była pusta.

Mózgowiec wdrapał się do niej…

…i stwierdził, że drążki sterujące poruszają się same, prowadzone przez komputerowy antyimpedancyjny system nawigacyjny, nakazujący łodzi odsuwać się od wszystkich obiektów – w tym także od innych łodzi i skalnych ścian.

Nagle w uszach Mózgowca zabrzmiał głos Schofielda:

– Mózgowiec, wynoś się stamtąd! Wodolot to pułapka! Wodolot to pułapka!

W ciszy, która po chwili zapadła, Mózgowiec usłyszał głośne buczenie, sygnalizujące koniec jego życia.

Sekundę później wodolot eksplodował i wszystkie okna wyprysnęły na zewnątrz.

Impet wybuchu był tak silny, że tandem Herbiego został przewrócony jak zabawka. Rozpędzona łódka sunęła jednak dalej – dnem do góry – po czym uderzyła w skalny brzeg i znieruchomiała.

Pogięty wrak stał bez ruchu, a wokół niego opadały krople wody.

Schofield zamierzał właśnie ruszyć w pościg za południowoafrykańskim tandemem, który uciekł z pola walki, kiedy wodę wokół niego rozerwał nagle grad pocisków.

Strzelał do niego czwarty, ostatni południowoafrykański tandem.

Schofield popłynął na wschód – z powrotem, kanionem prowadzącym do krateru z kamiennym ostańcem pośrodku.

Zanim zdążył się zastanowić, co ma dalej robić, wokół jego łódki trysnęły dwie równoległe linie jeszcze większych gejzerów. Pociski padały tak blisko, że bryzgi wody ochlapywały mu twarz.

Zaatakował go trzeci helikopter, unoszący się nad skrzyżowaniem kanałów i obracający się wściekle w powietrzu w poszukiwaniu łodzi z Kevinem. Czarne sześciolufowe działko typu Vulcan głośno ryczało, wypluwając z siebie długie jęzory żółtych płomieni.

Schofield dodał gazu i skręcił ostro w lewo, by oddalić się od penetratora, ale oddaliło go to także od łodzi, w której jego zdaniem uprowadzono Kevina. Podążył za południowoafrykańskim tandemem, który wracał do krateru.