Właśnie tę łódź postanowił także ścigać penetrator. Opuścił nos i wystrzelił do przodu jak szarżujący nosorożec, a z jego rur wydechowych trysnęły snopy iskier.
Tandem Schofielda mknął po wodzie, jego kadłub ledwie dotykał jej powierzchni; gonili południowoafrykańską łódź wijącym się kanionem, czując cały czas obecność unoszącego się nad nimi penetratora.
– Jakieś pomysły?! – wrzasnął Book II.
– Jasne! – odkrzyknął Schofield. – Nie daj się zabić! Penetrator ponownie otworzył ogień i kolejne dwie linie wodnych gejzerów wystrzeliły z wody po bokach pędzącej motorówki.
Schofield znów ostro skręcił w lewo – tak gwałtownie, że prawy kadłub katamarana uniósł się nad wodę – dokładnie w chwili, gdy seria pocisków przecięła wodę pod nim.
W tym samym momencie z kadłuba helikoptera wypadły dwie torpedy.
Kiedy Schofield je ujrzał, strach rozszerzył mu oczy.
– Cholera…
Torpedy jedna po drugiej wpadły z pluskiem do wody i sekundę później dwie linie bąbelków ruszyły w kierunku tandemów.
Jedna z nich mknęła prosto na łódź Schofielda.
Schofield skręcił w prawo, w kierunku przedziwnie ukształtowanego głazu, wystającego nad wodę tuż przy prawym brzegu kanionu. Jego łagodnie skośnie wznoszący się wierzch wyglądał jak pochylnia…
Torpeda doganiała ich.
Tandem Schofielda śmigał jak strzała. Book II zrozumiał, co Schofield zamierza.
Motorówka uderzyła w głaz w chwili, gdy torpeda znalazła się pomiędzy silnikami i…
…oba dzioby łodzi uniosły się w powietrze, a oba kadłuby zaczęły – drapiąc i chrobocząc – sunąć po skale i nagle – ZZZUMMM! – niczym przelatujący przez beczki samochód kaskadera, tandem przeskoczył głaz, dokładnie w chwili, gdy torpeda eksplodowała po jego drugiej stronie, posyłając w niebo tysiące kamiennych kawałków, które rozłożyły się za uciekającą łodzią w kształt wachlarza.
Oba kadłuby plasnęły o wodę i pomknęły dalej.
Schofield spojrzał przed siebie. Tandem przed nim właśnie skręcał ostro w lewo, kierując się ku tunelowi, odchodzącemu w głąb lewej ściany kanionu.
Wykonał ten sam manewr, bo druga torpeda goniła ich jak głodny krokodyl.
Południowoafrykański tandem zniknął w tunelu.
Sekundę później to samo zrobił katamaran Schofielda. Torpeda skręciła za nimi.
Oba tandemy – z zapalonymi reflektorami – gnały tunelem z prędkością ponad 150 kilometrów na godzinę, co sprawiało, że szare ściany wokół nich rozmazywały się w niewyraźne pasy. Czuli się, jakby jechali superszybką kolejką górską w wesołym miasteczku.
Schofield musiał się maksymalnie koncentrować.
Tempo było niesamowite.
Tunel miał jakieś sześć metrów szerokości i lekko zakręcał. Mniej więcej dwieście metrów z przodu widać było małą plamkę światła – koniec tunelu.
– Zbliża się! – wrzasnął nagle Book II.
– Co?
– Torpeda!
Pocisk bardzo szybko skracał dystans.
Południowoafrykański tandem pędził pięć metrów przed nimi, wzbijając w górę wysokie fontanny wody. Ponieważ każda łódź miała około czterech metrów szerokości, nie było możliwości go wyprzedzić.
Schofield skręcił w lewo – przeciwnik przed nim zrobił to samo. Skręcił w prawo – łódź przed nimi też.
– Co robimy?! – krzyknął Book II.
– Nie mam… – zaczął Schofield, zaraz jednak dodał: – Trzymaj się!
– Co?
– Trzymaj się mocno!
Torpeda wiła się tuż pod powierzchnią płytkiej wody jak wąż, zbliżając się do ich rufy.
Schofield pchnął manetki przepustnic i zbliżył się do motorówki przed nim. Obie smukłe jednostki gnały z prędkością Ponad 150 kilometrów na godzinę, oddalone od siebie najwyżej o 30 centymetrów.
Prowadzący łódkę przed nimi Południowoafrykańczyk odwrócił się szybko.
– Cześć! – zawołał Schofield, machając mu. – I do Widzenia!
Powiedziawszy to, dokładnie w chwili, gdy torpeda zaczęła znikać pod rufą ich łodzi, Schofield pchnął do oporu manetki przepustnic i ostro szarpnął drążkiem sterowniczym w prawo.
Tandem wystrzelił w bok, oba jego kadłuby uniosły się nad wodę i zaczęły jechać po łukowato zakrzywiającej się prawej ścianie tunelu. Łódź uniosła się tak wysoko, że w pewnej chwili znajdowała się pod kątem prostym do powierzchni wody.
Kiedy torpeda straciła pierwotny cel, ruszyła na następny.
W zamkniętej przestrzeni tunelu eksplozja była ogłuszająca.
Południowoafrykański tandem rozprysnął się na drobne kawałki, które pomknęły w obu kierunkach tunelu. Za nimi runęła fala kłębiącego się, ryczącego ognia.
Nie zwalniając tempa, tandem Schofielda zsunął się na wodę, przemknął przez zwęglone resztki zniszczonej łodzi oraz ścianę ognia i wyprysnął do kanionu za tunelem.
Schofield ściągnął przepustnicę i tandem zatrzymał się pośrodku nowego kanionu.
Zarówno on, jak i Book II byli przemoczeni do suchej nitki.
Rozejrzeli się po wysokich ścianach, próbując zorientować się, gdzie się znaleźli, i stwierdzili, że nie są w żadnym nowym kanionie, ale w tym samym, którym popłynęli po rozłączeniu się z Mózgowcem. Byli bardzo blisko miejsca, gdzie się z nim rozdzielili.
Schofield dodał gazu i zaczął zakręcać, zamierzając podjąć pogoń za tandemem, w którym był Kevin, gdy nagle do jego uszu – od prawej strony – doleciał charakterystyczny hurgot.
Odwrócił się gwałtownie.
Zobaczył helikopter. Czwarty helikopter – słabo widoczny na tle pionowej skalnej ściany, unoszący się jakieś piętnaście metrów nad wodą, na skrzyżowaniu dwóch kanionów.
Nie był to penetrator. Był zbyt pękaty, miał całkiem inne proporcje.
Kiedy zmienił ustawienie w powietrzu i było go widać z boku, Schofield rozpoznał w nim CH-53E Super Stalliona – potężną maszynę transportową, taką samą jak te, które zwykle towarzyszą Marine One. Ten model helikoptera znany jest z ogromnej wytrzymałości i bardzo dużej ładowności – dzięki opuszczanej z tyłu rampie załadunkowej może zabrać pięćdziesięciu pięciu żołnierzy w pełnym rynsztunku bojowym, zawieźć ich do celu i przywieźć z powrotem.
Siły powietrzne musiały użyć super stalliona, by zabrać Kevina z powrotem do bazy, bo penetratory miały miejsce jedynie dla trzech członków załogi.
Helikopter wisiał w miejscu połączenia dwóch kanionów, powoli się obracając, i można było podejrzewać, że nie tylko miał służyć do transportu małego więźnia, ale także przywiózł jakieś wsparcie.
Schofield zawrócił łódkę i powoli ruszył w kierunku helikoptera.
– Co robisz? – zdziwił się Book II. – Dzieciaka zabrali w drugą stronę…
– Wiem, ale nie sądzę, aby udało nam się go złapać na wodzie. Czas wzbić się w powietrze.
Wszyscy trzej znajdujący się w super stallionie komandosi 7. Szwadronu mieli na głowach słuchawki. Jeden pilotował, a pozostali dwaj mówili szybko do mikrofonów, starając się przekrzyczeć hałas, robiony przez łopaty wirnika.
Oni także szukali zbiegłego południowoafrykańskiego tandemu, który uciekł, ledwie unikając kolizji na skrzyżowaniu kanionów.
– Penetrator Jeden, tu Luneta – powiedział jeden z komandosów. – Z prawej zaczyna się kanion. Poleć nim. Możliwe, że właśnie tamtędy uciekli…
– Penetrator Dwa, wracaj na kierunek zachód i sprawdź kanion po swojej lewej stronie… – powiedział drugi.
Na monitorach przed każdym z radiooperatorów jarzyła się zielono mapa systemu kanionów.
OBRAZ GEOSAT CZAS RZECZYWISTY SATELITA xs-0356-070 STREFA: (Jez.) POWELL, UTAH SIATKA GPS: 114o14’12” W; 23o45’11” N NAKŁADKA THCZKA USAFSA (R) 7-100W