– Co ty właściwie zrobiłeś? – spytał Book II
– Kiedy?
– Nie wiedziałem, że można zestrzelić rakietę pociskami smugowymi.
– Tylko sidewindera. Mają czujnik termiczny i kierują się na cel za pomocą systemu emitującego fale podczerwone. Aby było to możliwe, osłona dziobu musi je przepuszczać, nie może więc być zrobiona z kutej stali. Dziób sidewindera to bardzo kruchy, przezroczysty plastik. Najsłabszy punkt rakiety.
– I ty właśnie strzeliłeś w ten dziób?
– Zgadza się.
– Ryzykowna taktyka.
– Rakieta leciała prosto na nas. Niewielu ludzi ma okazję popatrzeć na sidewindera od przodu. Warto było spróbować.
– Zawsze tak ryzykujesz?
Schofield przez chwilę zastanawiał się nad tym pytaniem. Popatrzył na młodego sierżanta.
– Staram się tego nie robić, ale… czasami nie da się uniknąć ryzyka.
Dotarli do wąskiego przesmyku, w którym zniknął południowoafrykański tandem.
Był mroczny i znacznie węższy, niż Schofield się spodziewał. Łopaty wirnika ich helikoptera ledwie się w nim mieściły.
Ogromny helikopter leciał dudniąc między skalnymi ścianami, przeciął cień i po chwili wyprysnął na jaskrawe słońce. Znaleźli się w wypełnionym wodą kraterze o stumetrowych pionowych ścianach, przy którego pomocnym brzegu sterczał z wody maczugowaty kamienny ostaniec.
Tak samo jak w poprzednim kraterze również i tu pędzony burzą piasek smagał wodę. Nadlatywał falami i wyglądał niemal jak ulewa. Walił z ogromnym impetem o przednią szybę pilotowanego przez Schofielda helikoptera.
– Widzisz coś?! – krzyknął Schofield.
– Tam! – Book II wskazał na lewo, na pionową ścianę naprzeciwko ostańca. Od jeziora odchodził w tym miejscu kolejny kanał – najszerszy, jaki tu dotychczas widzieli.
Stała tam mała motorówka, walcząca ze wzburzoną przez wicher wodą.
Południowoafrykański tandem. Sam.
Super stallion pomknął tuż nad wodą. Łopaty wirnika dudniły.
Schofield uważnie obserwował motorówkę.
Łódź znajdowała się jakieś dwadzieścia metrów od wchodzącej pionowo w wodę skały.
Schofield zawisł w powietrzu trzydzieści metrów od tandemu i dziesięć nad powierzchnią wody. Gnany wichrem piach trzaskał o przednią szybę.
Przyjrzał się uważnie motorówce. Z jej dziobu odchodziła pionowo w dół lina.
Tandem był zakotwiczony.
Nagle Schofield dostrzegł jakiś ruch.
Na łodzi.
Przez zasłonę piachu dostrzegł w lewym kadłubie pulchnego, łysego mężczyznę w koszuli z krótkim rękawem. Człowiek ten właśnie wstawał.
Gunther Botha.
Kiedy helikopter Schofielda nadleciał pod osłoną burzy piaskowej, Botha był czymś zajęty i prawdopodobnie dlatego go nie zauważył.
W prawym kadłubie również ktoś był.
Drobna, dziecięca figurka, całkiem nie na miejscu w stanowisku strzeleckim.
Kevin.
Schofield poczuł ogromną ulgę.
Znaleźli go.
Po chwili Schofield zawołał przez zewnętrzne głośniki super stalliona:
– Doktorze Botha, tu piechota morska Stanów Zjednoczonych! Jest pan aresztowany! Proszę przekazać nam chłopca i poddać się!
Botha jakby go nie słyszał. Wyrzucił za burtę coś kanciastego, o metalicznym połysku. Przedmiot plusnął w wodę i natychmiast zatonął.
Co on robi? – zastanawiał się Schofield.
Odwrócił się do Booka.
– Otwórz rampę załadunkową i opuść się do łodzi.
Tył wielkiego helikoptera zaczął zbliżać się do motorówki. Schofield stał na otwartej platformie. Był teraz jakieś trzy metry nad powierzchnią wody – w jednej ręce trzymał pistolet, w drugiej mikrofon. Otaczały go rozszalałe chmury piasku.
Uniósł mikrofon do ust.
– Botha, oddaj chłopaka! – zadudnił jego wzmocniony głos.
Ale tamten w dalszym ciągu nie zwracał na niego uwagi. Kevin odwrócił się w fotelu i kiedy ujrzał Schofielda, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Pomachał – po dziecięcemu, całym ramieniem.
Schofield odmachał mu oszczędnym ruchem dłoni.
Zastanawiał się, co zamierza Botha.
Afrykański naukowiec miał na plecach sprzęt do nurkowania. Rzucił Kevinowi zakrywającą całą twarz maskę nurka i szybkimi gestami kazał mu ją założyć.
Schofield zmarszczył czoło. Sprzęt do nurkowania?
Bez względu na to, co Botha chce zrobić, nadszedł czas, by go powstrzymać, pomyślał.
Uniósł pistolet i właśnie zamierzał strzelić w motorówkę Bothy, by ściągnąć na siebie jego uwagę, gdy zupełnie niespodziewanie gdzieś w górze rozległ się głośny łoskot i tylny wirnik jego super stalliona rozpadł się na kawałeczki.
Ogon helikoptera odłamał się jak sucha gałąź i spadł do wody, a maszyna zaczęła wściekle wirować, oddalając się od motorówki Bothy.
Pozbawiony ogona super stallion zaczął gwałtownie opadać ku wodzie.
Book II ściskał drążek, ale nie mógł uratować helikoptera, który bujał się ostro na boki i mknął nosem naprzód ku wodzie.
Schofieldem gwałtownie rzuciło i stracił równowagę; na szczęście udało mu się przytrzymać obciągniętego płótnem fotelika.
Helikopter uderzył w wodę.
W górę wytrysnął gigantyczny gejzer.
Dziób potężnej maszyny wbijał się coraz głębiej i głębiej, aż w końcu cała się zanurzyła i dopiero po dziesięciu sekundach wielki kadłub wypłynął na powierzchnię.
Book II wcisnął klawisz awaryjnego wyłączania wszystkich systemów i silniki natychmiast zamarły. Łopaty wirnika powoli zwalniały obroty.
Do przedziału ładunkowego zaczęła wlewać się woda.
Nie wpływała przez otwartą rampę załadunkową, która była tak skonstruowana, że w przypadku wodowania unosiła się tuż nad powierzchnią, ale przez luk awaryjny, którym Schofield i Book II wtargnęli do helikoptera.
Super stallion przez jakiś czas po awaryjnym lądowaniu może utrzymywać się na wodzie, ponieważ jednak ich maszyna miała otwarty luk w podłodze kadłuba, od razu zaczęła tonąć. Schofield pobiegł do kokpitu.
– Co to było? Coś nas trafiło!
– Wiem – odparł Book II i skinął głową, wskazując na zewnątrz. – To chyba oni.
Schofield wyjrzał przez przednią szybę.
Tuż nad wodą po obu stronach motorówki Bothy, zasłaniane przez tumany piachu, unosiły się dwa pozostałe penetratoiy sił powietrznych.
Super stallion tonął przerażająco szybko.
Woda wlewała się z bulgotem przez otwarty luk, rozlewając się szybko po przedziale towarowym i ściągając tylną część helikoptera pod wodę.
W ciągu minuty rampa załadunkowa znalazła się pod powierzchnią, co spowodowało, że woda mogła się wlewać także szerokim tylnym otworem.
Schofield i Book II stali w kokpicie po kostki w wodzie. Nagle tonący wrak przekręcił się gwałtownie w bok.
– Jakieś ryzykowne pomysły? – spytał Book II, łapiąc się jakiegoś występu.
– Żadnych.
Super stallion powoli, ale nieustannie opadał – resztką ogona do dołu.
Schofield wyjrzał przez przednią szybę.
Jeden z penetratorów zbliżył się do motorówki Bothy i zawisł tuż przed nią niczym szykujący się do ataku drapieżnik.
Botha stał wyprostowany i patrzył na czarny helikopter. Zamachał obiema rękami. Wyglądał jak karzeł, próbujący przebłagać ptaka-boga.
Spod prawego skrzydła penetratora wystrzelił nagle stinger, ciągnąc za sobą białą strużkę dymu.
Rakieta trafiła w kadłub, w którym stał Botha, i lewa część motorówki wyskoczyła nad wodę.
Naukowiec zniknął. Pozostał po nim jedynie krąg spienionej wody.
Kadłub z Kevinem został gładko odcięty. Pojedynczy kadłub wraz z resztą łącznika podskakiwał na wodzie, obserwowany przez pilotów penetratora.