Выбрать главу

Oczywiście, że tak.

Wahadłowiec był najlepszym sposobem bezpośredniego komunikowania się z ludźmi na Ziemi.

Nieprawda.

Do utrzymania komunikacji z ludźmi na Ziemi Chińczycy mogli wykorzystać dowolny spośród ponad dziesięciu satelitów. Nie potrzeba było do tego wahadłowca.

Ale jeżeli wahadłowiec miał wykonać jeszcze jakieś zadanie…

Fairfax odwrócił się do jednego z łączników, których wezwała DIA.

– Jaki sprzęt trzymają siły powietrzne w Strefie Siedem? Mężczyzna wzruszył ramionami.

– Parę stealthów, SR-siedemdziesiąt jeden blackbirda, kilka AWACS-ów. Baza jest głównie używana jako kompleks biologiczny.

– A ta druga baza? Strefa Osiem? Oczy łącznika zwęziły się.

– To całkiem inna historia.

– Niech pan opowie. Muszę to wiedzieć. Naprawdę. Oficer sił powietrznych zawahał się. Po chwili jednak zaczął mówić.

– W Strefie Osiem znajdują się dwa działające prototypy wahadłowca X-trzydzieści osiem. Jest to zabójca satelitów – mniejsza, smukłej sza wersja standardowego wahadłowca, startującego z grzbietu wysoko lecącego boeinga siedemset czterdzieści siedem.

– Zabójca satelitów?

– Ma na skrzydłach specjalne bezgrawitacyjne rakiety AMRAAM. Jest przeznaczony do szybkiego startu i akcji na niewielkie odległości: wznosi się na orbitę, załatwia satelity lub stacje kosmiczne wroga i wraca na Ziemię.

– Ilu ludzi może wziąć na pokład? Łącznik zmarszczył czoło.

– Trzech pilotów w kabinie i dziesięciu, może dwunastu ludzi w przedziale zbrojeniowym… Dlaczego pan o to pyta?

Fairfax analizował te dane z szybkością komputera.

– O, nie! – zawołał po chwili. – Mowy nie ma! Sięgnął po leżący na biurku wydruk.

Był to transkrypt ostatniej odszyfrowanej przez niego wiadomości – tej, która ujawniała żołnierzy oddziału Echo jako zdrajców.

3 LIPCA 04.04:42 PRZECHWYCENIE SATELITARNE (ANGIELSKI)

GŁOS 1: Wu I LI wrócili dziś rano ze szczepionką do Strefy 7. Wasi ludzie są z nimi. Wszystkie pieniądze dotarły. Nazwiska moich ludzi, którzy muszą zostać wywiezieni: BENNETT, CALYERT, COLEMAN, DAYTON, FROMMER, GRAYSON, LITTLETON, MESSICK, OLIVER I Ja.

Przeczytał głośno:

– „Nazwiska moich ludzi, którzy muszą zostać wywiezieni”… wywiezieni?

– Co to pana zdaniem znaczy? – spytał łącznik. Fairfax nie odpowiedział. Po chwili jednak wrócił do rzeczywistości.

– Gdyby chciał pan wywieźć supertajną szczepionkę ze znajdującej się pośrodku pustyni supertajnej bazy sił powietrznych, jak by pan to zrobił? Nie można użyć do tego samolotu, bo odległość jest zbyt wielka. Zestrzelono by pana jeszcze przed Kalifornią. To samo dotyczy wywiezienia szczepionki drogą lądową – nigdy nie dotarłby pan do granicy. Morzem? Ten sam problem. A jednak ci pieprzeni Chińczycy znaleźli sposób.

– Co ma pan na myśli?

– Nie wywieziesz nic z Ameryki, jeśli pojedziesz na wschód, zachód, północ czy południe – odparł Fairfax. – Ale możesz to zrobić, uciekając w górę. W kosmos.

Schofield popatrzył na zegarek.

9.47

Trzynaście minut na dostarczenie Piłki do prezydenta.

Lecieli już kilka minut w małym samolociku nad pustynią, zbliżając się do celu z prędkością trzystu kilometrów na godzinę.

W oddali przed nimi widać było wyrastający z płaskiego terenu pagórek, pas startowy oraz grupkę budynków, tworzących Strefę 7.

Zaraz po starcie Schofield wykorzystał wolną chwilę i otworzył pojemnik, znaleziony na dnie jeziora.

W środku było 12 błyszczących szklanych ampułek, powciskanych w wycięte w piance otwory. Każda ampułka zawierała płyn o intensywnie błękitnej barwie i na każdej była biała nalepka z takim samym napisem:

Szczepionka dożylna Dawka wyważona: 55 ml Przetestowane działanie przeciwko SW, szczep W. 9.1 Certyfikat: 3/7 05.24:33

Oczy Schofielda rozszerzyły się.

Był to polowy zestaw zawierający szczepionkę, której dostarczyła stworzona sztucznie krew Kevina i którą można było natychmiast podawać w dożylnym zastrzyku.

Dzieło Bothy.

Antidotum na ostatni szczep sinowirusa. Schofield wsunął sześć ampułek do kieszeni kombinezonu. Może przydadzą się później. Klepnął Booka II w ramię i podał mu pozostałe sześć ampułek.

– Na wypadek, gdybyś złapał grypę.

Book od początku lotu nie odezwał się ani słowem, patrzył jedynie tępo przed siebie.

Wziął ampułki od Schofielda i schował je do kieszeni, po czym znów wbił wzrok w przestrzeń.

– Dlaczego mnie nie lubisz? – spytał Schofield.

Book II przekręcił głowę na bok. Po chwili w słuchawkach Schofielda rozległ się jego głos:

– Od dawna chciałem pana o coś zapytać, kapitanie…

– O co chodzi?

– Mój ojciec był z panem na Antarktydzie. Jak zginął? Schofield milczał przez chwilę.

Ojciec Booka II – Riley senior – zginął w straszliwy sposób podczas akcji w Stacji Lodowej Wilkes. Dowódca oddziału brytyjskich SAS, major Trevor Barnaby, dał go na pożarcie – żywcem – grupie wściekłych orek.

– Został pojmany przez wroga – odpowiedział w końcu Schofield. – Zabili go.

– Jak?

– Nie chciałbyś wiedzieć.

– Jak?

Schofield zamknął oczy.

– Powiesili go głową na dół nad grupą orek zabójców i spuścili do wody.

– Korpus nigdy nie mówi człowiekowi, jak zginął ktoś z jego bliskich – mruknął Book II. – Przysłali jedynie list, w którym napisali, jakim patriotą był tata, i że zginął w akcji.

– Wie pan, kapitanie, co się stało z moją rodziną po śmierci ojca?

Schofield przygryzł wargę.

– Nie. Nie wiem.

– Moja matka mieszkała w bazie Camp Lejeune w Karolinie Północnej, a ja byłem na szkoleniu podstawowym na wyspie Parris. Wie pan, co się dzieje z żoną Marine, kiedy jej mąż ginie w akcji, kapitanie?

Schofield wiedział, nie odezwał się jednak.

– Zostaje wywieziona z bazy. Prawdopodobnie żony żyjących żołnierzy nie lubią obecności świeżych wdów – wdów, które mogłyby próbować ukraść im mężów. Tak więc matka straciła nie tylko męża, ale i dom. Próbowała zacząć wszystko od nowa, próbowała być silna, nie udawało jej się jednak. Trzy miesiące po wyprowadzce z bazy znaleziono ją w łazience nowego mikroskopijnego mieszkania. Wzięła całą butelkę środka na sen. – Book II obrócił się w fotelu i popatrzył Schofieldowi prosto w oczy. – Dlatego pytałem przedtem o ryzykowne strategie. To nie jest zabawa. Jeżeli ktoś ginie, ktoś inny ponosi konsekwencje. Mój ojciec nie żyje, a matka zabiła się, ponieważ nie mogła bez niego żyć. Chciałem się tylko upewnić, czy nie zginął z powodu jakiegoś pańskiego ryzykownego manewru taktycznego.

Schofield milczał.

Nie znał zbyt dobrze matki Booka II.

Book senior nie przyjaźnił się z innymi żołnierzami, wolał spędzać wolny czas z rodziną. Schofield raz czy dwa spotkał Paulę Riley na jakimś oficjalnym przyjęciu czy towarzyskiej kolacji, ale nie poznał jej tak naprawdę. Słyszał ojej śmierci – i żałował, że nic dla niej nie zrobił.

– Twój ojciec był najodważniejszym człowiekiem, jakiego znałem – powiedział w końcu. – Zginął, ratując komuś życie. Z poduszkowca wypadła mała dziewczynka i on wyskoczył za nią, osłonił ją własnym ciałem przed upadkiem. Tylko dlatego go złapali. Zabrali go do stacji i zabili. Próbowałem wrócić do bazy na czas, ale… nie zdążyłem.

– Zdawało mi się, że twierdził pan, iż nigdy się nie spóźnia. Schofield nic na to nie odpowiedział.

– Sporo o panu mówił – mruknął Book II. – Uważał, że jest pan jednym z najlepszych dowódców, pod którymi służył. Mówił, że kochał pana jak własnego syna, jak mnie. Nie zamierzam przepraszać, że jestem w stosunku do pana nieco chłodny, kapitanie, ale musiałem wyrobić sobie własne zdanie o panu.