Widok, jaki ujrzała, mógł pochodzić z horroru.
Stali na platformie z wysoko uniesionymi pochodniami, w wolnych rękach trzymali strzelby i pistolety i wyli jak zwierzęta. Ich chrapliwe wrzaski przypominały drapanie pazurami po szkolnej tablicy.
Więźniowie z bloku na poziomie 5.
Połowa z nich miała nagie torsy, które błyszczały w światłach pochodni. Wokół głów i bicepsów poowijali sobie bandany.
Wszyscy mieli przemoczone spodnie.
Po chwili platforma minęła ukrytą za samolotem grupę, więc Gant wyszła ostrożnie i patrzyła na spód sunącej coraz wyżej platformy, która w końcu zatrzymała się z głośnym tąpnięciem na poziomie 0.
Cezar Russell szedł miarowym krokiem przez centralę dowodzenia.
Przed chwilą w jego polu widzenia pojawiła się platforma z wyjącymi i strzelającymi dziko więźniami. Ledwie się zatrzymała, więźniowie rozbiegli się we wszystkie strony.
– Przejdźcie na radiotelefony – rozkazał spokojnie Cezar. – Powiedzcie ludziom z oddziału Charlie, żeby czekali przy górnych drzwiach i przygotowali się na ewakuację do drugiego punktu dowodzenia. Zaraz do nich dojdziemy. Gdzie Echo?
– Nie mogę ich złapać, sir – odparł najbliższy radiooperator.
– Nieważne. Skontaktujemy się z nimi później. Idziemy! Wszyscy się poderwali. Logan i jego trzech ludzi z oddziału Alfa, Boa McConnell i jego czterech ludzi z oddziału Bravo.
Cezar otworzył kartą magnetyczną hermetyczne drzwi, ukryte w północnej ścianie.
Ukazał się betonowy tunel – opadający w lewo i w dół, gdzie stykał się z przejściem do „górnych drzwi”.
Pierwsi weszli do niego trzej ludzie z oddziału Alfa, za nimi Cezar, potem Logan.
Następny miał być pułkownik Jerome Harper, ale nie zdążył.
Ledwie Logan zniknął w korytarzu, drzwi wejściowe do centrali dowodzenia zostały wyłamane i stanęło w nich pięciu więźniów z karabinami.
BUMMM!
Jedna z konsolet rozpadła się na kawałki.
Logan na ułamek sekundy odwrócił się i stwierdziwszy, że nikomu więcej nie uda się schować w tunelu, zatrzasnął tajne drzwi, zamykając Harpera i resztę komandosów w centrali dowodzenia.
Zostawili w sumie jedenastu ludzi: Harpera, Boa McConnella, jego czterech ludzi, czterech radiooperatorów i człowieka, który od samego początku akcji trzymał się w cieniu.
Oddali ich wszystkich na łaskę i niełaskę więźniów.
Na poziomie 6 Schofield i Book II wypadli z kryjówki, wskoczyli na peron i pognali do drzwi prowadzących na schody pożarowe.
9.56
Schofield jednym szarpnięciem otworzył drzwi i natychmiast usłyszał echo strzału, po którym rozległo się głośne: ARRROOO!
Szybko zamknął drzwi.
– No, to znaleźliśmy się w piekle – stwierdził.
– Mamy cztery minuty na znalezienie prezydenta – przypomniał mu Book II.
– Wiem. Ale żeby tego dokonać, musimy w jakiś sposób wejść na górę. – Schofield przez chwilę rozglądał się, wbijając wzrok w ciemność. – Tędy! – rzucił i zaczął biec po peronie.
– Co chcesz zrobić?
– Jest jeszcze inna droga na górę! Używali jej chłopcy z Siódmego Szwadronu – to szyb wentylacyjny na drugim końcu peronu!
9.57
Kiedy dotarli do szybu, Schofield znów włączył mikrofon – ciągle miał nadzieję, że pływanie w jeziorze Powell nie uszkodziło go zbyt poważnie.
– Lis! Lis! Słyszysz mnie? Trzaski i chrzęsty. Brak komunikacji.
Weszli do szybu wentylacyjnego i pobiegli nim, głośno łomocząc butami.
Po chwili znaleźli się przy wysokim, studwudziestometrowym pionowym szybie.
– Rany… – jęknął Book II, patrząc na znikający w ciemnościach tunel.
9.58
– Szybko na górę! – rozkazał Schofield. – Przejdziemy poziomymi odnogami do szybu windowego, przetniemy platformę i zobaczymy, czy Gant i pozostali są gdzieś w pobliżu.
Wystrzelił w górę głowicę maghooka. Kiedy linka się rozwinęła, magnes natychmiast przykleił się do ściany szybu.
9.58:20
Schofield wjechał na górę pierwszy, Book II zaraz za nim.
9.58:40
Wbiegli w pierwszą poziomą odnogę i popędzili nią. Piłka bujała się w ręku Schofielda.
9.58:50
Dotarli do szybu centralnego. Tak jak wszystko, również i on był spowity ciemnościami. Widzieli jedynie kiwający się na boki, pomarańczowy blask ognia w prostokątnym wycięciu platformy, przeznaczonym dla małej windy. Główna platforma znajdowała się na poziomie ziemi, na wysokości głównego hangaru.
Schofield i Book II stali przy końcu szybu – na poziomie 3.
Kapitan przyłożył mikrofon do ust.
– Lis! Lis! Gdzie jesteś?
– Hej! – zadudnił echem znajomy kobiecy głos. Schofield natychmiast się rozejrzał i powiódł wokół lufą trzymanej w ręku broni.
Ujrzał małą białą plamkę – światło zamontowanej pod lufą latarki – migające z drugiej strony szybu, ale z wyższego poziomu – z wrót hangaru na poziomie 2.
Nad światełkiem, w kręgu słabego poblasku, widać było twarz mocno przestraszonej Libby Gant.
9.59:00
– Lis!
– Strach na Wróble!
Głos Gant był teraz głośny i wyraźny. Woda musiała pogorszyć jedynie zasięg urządzenia.
– Jasna cholera! – krzyknął Schofield. – Myślałem, że będzie tu platforma!
– Więźniowie wjechali nią do głównego hangaru.
9.59:05
9.59:06
– Strachu na Wróble, co mamy robić? Została nam jeszcze minuta…
Schofield doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Sześćdziesiąt sekund…
Za mało czasu, aby zejść na dół szybu, przepłynąć na drugą stronę i wejść z powrotem na górę. Za mało, aby wisząc na rękach, obejść szyb. Nie można było też przeskoczyć na drugą stronę, używając linki maghooka, bo była za krótka, aby sięgnąć przeciwległej ściany szybu.
Cholera jasna…
Niech to… niech to… niech to… niech to… niech to…
– A co z mostem portowym? – rozległ się w słuchawkach Schofielda głos Matki.
„Most portowy” był legendarną sztuczką z użyciem dwóch maghooków. Dwóch stojących naprzeciwko siebie ludzi musiało strzelić z maghooków w taki sposób, żeby rozłożone kotwice głowic zderzyły się i zahaczyły o siebie. Nazwa pochodziła od znajdującego się w Sydney słynnego mostu portowego, zbudowanego z dwóch oddzielnych łuków, które spotykały się pośrodku, między dwoma portami. Schofield widział wielu marines, próbujących wykonać tę sztuczkę, ale nigdy nie zdarzyło się, by komuś się udało.
– Nie, „most portowy” jest niewykonalny – odparł. – Nigdy nie widziałem, aby komukolwiek udało się trafić kotwicą drugą kotwicę w locie, chociaż może gdyby…
9.59:09
9.59:10
Popatrzył na prezydenta i Gant, stojących w drzwiach hangaru. Oceniał odległość.
Potem spojrzał w górę, na znajdującą się wysoko w górze platformę.
Sugestia Matki nasunęła mu pewien pomysł.
Może mogliby za pomocą dwóch maghooków…
– Lis! Szybko! Gdzie jest miniwinda?
– Tam, gdzie ją zostawiliśmy – na poziomie pierwszym.
– Wejdź na poziom pierwszy, wsiądź do windy, podjedź w górę i zatrzymaj się trzydzieści metrów pod główną platformą. Ruszaj się! Tempo!
Gant wiedziała, że z Schofieldem się nie dyskutuje, poza tym nie było czasu. Złapała prezydenta za rękę i zniknęli.
9.59:14
9.59:15
Schofield minął Booka II i pobiegł z powrotem w kierunku głównego szybu.
Kiedy tam dotarł, bez zastanowienia wystrzelił w górę głowicę maghooka.
Zaczekał, aż rozwinie się cała linka – 50 metrów – i dopiero wtedy aktywował magnes.
Tak samo jak poprzednio, potężny magnes szarpnął linką w bok, zadudnił o stalową ściankę szybu i przykleił się do niej.