Выбрать главу

Bardzo ciemno.

Ta część poziomu 4 była całkiem pusta – komora dekompresyjna była pusta, znajdujące się naprzeciwko niej boksy testowe były puste, tak samo biegnące górą pomosty. Przesuwne drzwi w podłodze – prowadzące na poziom 5 – były otwarte.

W ciągu ostatnich godzin poziom wody na poziomie 5 znacznie się podniósł – jej lustro zrównało się już z podłogą poziomu 4. O krawędzie prostokątnego otworu w podłodze pluskały drobne falki i sprawiał wrażenie wpuszczonego w podłogę basenu.

Wyglądało na to, że poziom 5 znajduje się całkowicie pod wodą.

Kiedy Schofield przechodził obok tego „basenu”, coś szybko przemknęło w wodzie. Odwrócił się błyskawicznie i skierował broń w kierunku ruchu, niczego jednak już tam nie było.

Sytuacja nie była zbyt przyjemna: ciemne wnętrza, po których krążą niedźwiedzie, ukryci gdzieś Cezar i Logan i wszędzie pełno wody – nie wspominając już o pozostałych przy życiu więźniach.

Doszedł do ściany, dzielącej poziom 4 na dwie części, pchnął drzwi i równocześnie uniósł broń.

Natychmiast dostrzegł Gant – za zmasakrowanymi resztkami sześcianu Kevina, rozciągniętą na dziwacznym stalowym krzyżu.

Przebiegł dzielący ich dystans i opadł przed Gant na kolana.

Odłożył broń, delikatnie ujął jej głowę w obie ręce i nie zastanawiając się, pocałował ją w usta.

Z początku była zaskoczona, kiedy się jednak zorientowała, kim jest, oddała pocałunek.

Gdy Schofield się odsunął, zobaczył mężczyzn po bokach Libby.

Najpierw ujrzał nieprzytomnego Hagerty’ego – podobnie ukrzyżowanego.

Potem zobaczył martwego pułkownika Harpera – zmasakrowanego i porąbanego jak zwierzę w rzeźni.

– Jezus Maria…

– Musisz się pospieszyć – powiedziała Gant. – On zaraz wróci.

– Kto? – Schofield zaczął odwijać taśmę z jej szyi.

– Lucifer Leary.

– Cholera… – Schofield przyspieszył tempo. Po chwili Gant miała uwolnioną głowę. Zaczął odrywać taśmę z jej pierwszego nadgarstka, gdy nagle…

…z wnętrza ścian doleciało głośne dudnienie. Oboje natychmiast popatrzyli w górę.

– Platforma… – jęknął Schofield.

– Musiała być na górze, a teraz wraca. Prędzej… Schofield próbował coraz szybciej odrywać taśmę z lewego nadgarstka Gant, była jednak bardzo ciasno owinięta i palce mu się ześlizgiwały. To trwało zbyt długo…

Rozejrzał się i zobaczył potrzaskane szkło, które mogłoby się nadać do przecięcia więzów. Podszedł do rozbitego sześcianu i zaczął grzebać w odłamkach, próbując znaleźć odpowiedni kawałek. Gdy w końcu zdecydował się na jeden z nich, Gant krzyknęła:

– Strachu na Wróble! Schofield odwrócił się i…

…zobaczył przed sobą niezwykle wysokiego, barczystego osobnika.

Zamarł.

Mężczyzna również stał bez ruchu – może metr od niego, jego twarz kryła się w cieniu. Wznosił się nad Schofieldem niczym wieża i w milczeniu gapił się na niego. Schofield nawet nie usłyszał, jak się zbliża.

– Wiesz, dlaczego łasica nigdy nie kradnie jaj z gniazda aligatora? – spytała skryta cieniem postać. Nie było widać ruchu jej ust.

Schofield przełknął ślinę.

– Ponieważ nigdy nie wie, kiedy aligator wróci – powiedział olbrzym i wszedł w krąg światła.

Schofield ujrzał najstraszliwszą, najpaskudniejszą gębę, jaką kiedykolwiek widział. Najbardziej przerażający był czarny, zakrywający całą lewą stronę twarzy tatuaż, wyglądający, jakby zadrapała ją potężna łapa, zaopatrzona w ostre pazury.

Lucifer Leary.

Był ogromny – miał przynajmniej dwa metry wzrostu oraz potężne bary i nogi jak słupy. Był wyższy od Schofielda przynajmniej o głowę. Miał na sobie więzienne dżinsy i jasnoniebieską koszulę z oderwanymi rękawami. W czarnych oczach wpatrujących się w Schofielda nie było śladu ludzkich uczuć.

Otworzył usta, ukazując żółte zęby.

Schofield popatrzył na Gant i na leżący przed nią karabinek P-90. Po chwili zastanowienia sięgnął po pistolety i najszybciej jak umiał, wyszarpnął je z kabur na udach.

Broń ledwie zdążyła się wysunąć. Leary przewidział jego ruch.

Z szybkością węża skoczył do przodu, złapał oba nadgarstki Schofielda i zaczął je ściskać.

Schofield jeszcze nigdy w życiu nie odczuwał takiego bólu.

Padł na kolana i zacisnął zęby. Krew przestała mu dopływać do dłoni. Miał wrażenie, że zaraz eksplodują mu palce.

Puścił pistolety, które zaklekotały o podłogę. Leary kopnął je na bok, a potem złapał Schofielda za gardło, uniósł go nad ziemię i wrzucił do porozbijanego sześcianu Kevina.

Schofield przejechał po podeście, potrącił kilka zabawek, uderzył we fragment jeszcze całej szyby, rozbił ją swoim ciałem i spadł z podestu na podłogę.

Lucifer ruszył za nim. Przy każdym kroku pod jego nogami chrzęściło szkło.

Schofield jęknął i spróbował wstać, ale Leary natychmiast znalazł się przy nim.

Podniósł Schofielda za mundur i uderzył go z taką siłą w twarz, że głowa kapitana odskoczyła do tyłu jak piłka.

Gant mogła jedynie bezradnie obserwować ze swojego krzyża, jak olbrzym katuje Schofielda.

Walka była jednostronna.

Kiedy Lucifer ponownie uderzył, Schofield poleciał do tyłu i zwalił się na podłogę.

Próbował wstać, ale Lucifer natychmiast złapał go i rzucił nim w kierunku drzwi. Sunąc po podłodze, Schofield wpadł do pomieszczenia dekompresyjnego.

Lucifer ruszył za nim.

Kolejny kopniak i Schofield potoczył się po podłodze – krwawiąc i dysząc – i zatrzymał się przy krawędzi zalanego wodą otworu w podłodze.

Z wody nagle wystrzelił wielki łeb i sięgnął zębami ku niemu.

Schofield przetoczył się szybko, w ostatniej chwili uciekając przed zatrzaskującymi się szczękami.

Boże drogi!

Był to smok z Komodo, największy żyjący na świecie jaszczur. Prezydent mówił, że kilka sztuk tych gadów jest trzymanych w bazie razem z niedźwiedziami z wyspy Kodiak – w klatkach na poziomie 5, do eksperymentów z sinowirusem.

Wyglądało na to, że elektryczne zamki zwierzęcych klatek również puściły z powodu zaniku napięcia.

Na widok wyskakującego z wody potwora na ustach Lucifera pojawił się złośliwy uśmieszek.

Podniósł Schofielda w górę i przytrzymał go nad prostokątem wody.

Bezradny Schofield kopał nogami i próbował złapać gigantyczne pięści Lucifera. Widział krążące w wodzie przynajmniej dwa jaszczury.

Lucifer puścił swoją ofiarę.

Schofield plasnął o powierzchnię wody, a chwilę potem Lucifer wcisnął umieszczony w podłodze przycisk i poziome drzwi zamknęły się ze szczękiem.

Kiedy rozległo się bębnienie pięści o spód zamykających się drzwi, Lucifer wydobył z siebie charkot, mający być prawdopodobnie śmiechem. Roześmiał się głośniej, gdy w wodzie się zakotłowało – pewnie smoki zaczęły już pożerać tego głupkowatego żołnierzyka.

Poczekał, aż odgłosy walki ucichły, po czym wrócił do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie czekał na niego przysmak w postaci ładnej komandoski.

Kiedy Lucifer Leary wrócił sam, Libby Gant gwałtownie wciągnęła powietrze.

O, nie…

Lucifer nie mógł…

O, nie…

Olbrzym szedł powoli przez laboratorium. Miał opuszczoną głowę i wpatrywał się w Gant.

Opadł przed nią na kolana i przyciągnął jej głowę do siebie. Jego oddech cuchnął – śmierdział ludzkim mięsem.

Pogłaskał Gant po głowie.

– Jaka szkoda… szkoda, że twój książę w błyszczącej zbroi nie okazał się tak odważny, za jakiego się uważał. Pozostaje nam teraz… hmm… lepiej się poznać…

– Nic z tego – odezwał się jakiś głos zza jego pleców. Olbrzym odwrócił się na pięcie.