Shane Schofield patrzył w dół na oddalającą się grupę ludzi otaczających prezydenta, ale nie wiedział, że na niego również ktoś patrzy.
Obserwujący go człowiek stał w zaciemnionej centrali dowodzenia Strefy 7, na piętrze budynku biegnącego wzdłuż wschodniej ściany hangaru. Wokół niego siedziało czterech radiooperatorów, a każdy mówił cicho do stojącego przed nim mikrofonu:
– Oddział Alfa, zabezpieczcie pomieszczenie socjalne na poziomie trzecim…
– Oddział Echo informuje, że trzeba było przy ASE zneutralizować oddział badawczy piechoty z Nighthawka Trzy. Znaleźli Drugą Grupę Osłaniającą. Echo parkuje właśnie helikopter w jednym z zewnętrznych hangarów. Kiedy skończą, wrócą do hangaru głównego…
– Oddziały Bravo i Charlie czekają w głównym hangarze… Oddział Delta zgłasza zajęcie pozycji…
– Secret Service próbuje się skontaktować ze swoją pierwszą Grupą Osłaniającą na poziomie szóstym. Symulowany sygnał „wszystko czyste” wydaje się spełniać zadanie… Do stojącej w cieniu sylwetki podszedł major Kurt Logan.
– Sir, prezydent i jego ochrona właśnie dotarli na poziom czwarty. Wszystkie oddziały są na pozycjach.
– Doskonale.
– Mamy ruszać?
– Nie. Niech sobie zwiedzi Strefę – odparł mężczyzna o niewidocznej twarzy. – Zanim zaczniemy, musimy załatwić jeszcze jedno…
– Cześć!
Schofield odwrócił się i ujrzał przed sobą uśmiechnięte twarze Libby Gant i Matki Newman.
– Cześć! – odparł.
– Ralph ciągle jest na ciebie wkurzony – powiedziała Matka. – Chce rewanżu.
Ralph był mężem Newman. Był niski i krępy, miał przypominającą księżyc, zawsze uśmiechniętą twarz i bezgraniczną zdolność akceptowania ekscentrycznych zachowań małżonki, a pracował jako kierowca osiemnastokołowego tira, którego był właścicielem. Z boku ciężarówki wymalował przebite strzałą serce, nad którym umieścił wielki napis MATKA. Ralph był w piechocie morskiej bardzo popularną postacią.
Niedawno został dumnym właścicielem nowiutkiego grilla i podczas obowiązkowego niedzielnego obiadu u siebie w domu wyzwał Schofielda na pojedynek. Chodziło o to, kto wrzuci więcej piłek do zamocowanego na garażu kosza. Schofield dał mu wygrać i Ralph wiedział o tym.
– Może w przyszły weekend? – zaproponował Schofield. – A co u ciebie? Jak badanie nogi?
– Sen-sac-jo-nal-nie – odparła Matka. – Mogę biegać prawie tak samo szybko jak przedtem. Łapiduchy chyba były zadowolone. Powiedziałam im, że w zeszłym tygodniu uzyskałam w kręgle dwieście siedemdziesiąt pięć punktów, ale nie za bardzo się zachwycili. W każdym razie, odkąd jestem po części mechaniczna, chcę mieć nowy przydomek: Darth Pieprzony Vader.
– W porządku, Darth – odparł ze śmiechem Schofield.
– Znów problemy z Wyciorem? – spytała z powagą w głosie Gant.
– Nic nowego – mruknął Schofield. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
– Dzięki.
– Mam coś dla ciebie. – Schofield sięgnął do kieszeni. – Nic wielkiego czy eleganckiego, ale… – Zmarszczył czoło i zaczął oklepywać kieszenie. – Cholera… na pewno miałem. Może zostało w helikopterze.
– Nie przejmuj się.
– Nie obrazisz się, jak dam ci później?
– Skądże.
Matka rozglądała się wokół.
– Co to, kurwa, za miejsce? Wygląda jak Fort Knox.
– To coś znacznie więcej niż Fort Knox.
– Czyli?
– Popatrz na podłogę przy wejściu.
Matka i Gant skierowały wzrok ku wrotom. W betonowej podłodze znajdowały się rozmieszczone w regularnych odstępach, biegnące prostą linią, kwadratowe zagłębienia o szerokości mniej więcej 30 centymetrów i podobnej głębokości.
– To hydrauliczne pancerne drzwi – wyjaśnił Schofield. – Jak na lotniskowcach klasy Nimitz. Służą do dzielenia ładowni okrętów na sektory w przypadku wybuchu lub pożaru. Zauważyłyście chyba jednak, że w tym hangarze nie ma innych pancernych drzwi, co oznacza, że to jedyne wyjście.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała Matka.
– To, że cokolwiek tu robią, może być znacznie ważniejsze, niż sobie wyobrażamy.
Platforma wioząca prezydenta Stanów Zjednoczonych stanęła z szarpnięciem przed wielkimi stalowymi drzwiami z namalowaną na nich gigantyczną czwórką.
Betonowy szyb wznosił się nad głowami ludzi jak ogromny tunel. Jaskrawe sztuczne światło, świecące w hangarze na poziomie ziemi, zamieniło się w niewielki kwadracik bieli – sto metrów nad platformą.
Kiedy tylko winda się zatrzymała, z łoskotem zaczęły się otwierać wielkie stalowe drzwi. Pułkownik Jerome Harper prowadził – i mówiąc bardzo szybko, przedstawiał prezydentowi szczegóły dotyczące Strefy 7.
– Ośrodek ten był kiedyś kwaterą główną NORAD – Północnoamerykańskiego Dowództwa Obrony Powietrznej – zanim w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym piątym roku przeprowadziło się do nowej siedziby w Colorado, wybudowanej pod górą Cheyenne.
Podał prezydentowi kartkę papieru, na której narysowano schemat podziemnych budowli.
Hangar znajdował się na górze kartki – na poziomie ziemi, zwieńczony wzgórzem – a w dół odchodził od niego szyb platformy transportowej, przechodzący przez kilka podziemnych poziomów.
– Część podziemna składa się z sześciu poziomów, z których dwa pierwsze – poziomy jeden i dwa – są hangarami dla wymagających specjalnego zabezpieczenia maszyn latających, podobnych do tych, jakie pan widział dziś w Strefie Osiem. Na poziomie trzecim znajdują się kwatery personelu oraz centrala komunikacyjna. Poziom piąty jest zamknięty. Na poziomie szóstym znajduje się kolej typu X. Każdy poziom można zablokować i odizolować, aby nie dotarło do niego promieniowanie ani niesione powietrzem skażenia, a cały ośrodek posiada zapas tlenu, pozwalający po całkowitym zamknięciu żyć załodze przez trzydzieści dni. Zapasy żywności znajdują się na poziomie trzecim, rezerwa wody – czterysta milionów litrów – w hangarze na poziomie pierwszym.
Po chwili doszli do krótkiego, wznoszącego się korytarzyka, na końcu którego znajdowały się masywne drzwi – przypominające drzwi do sejfu. Jeden z żołnierzy zaczął je otwierać.
– Tu znajduje się projekt Fortuna… od czterech lat, odkąd pierwszy przydatny embrion osiągnął dojrzałość – kontynuował Harper. – Teraz wszedł w stadium, w którym może zostać użyty.
Prezydent czekał cierpliwie na otwarcie mających prawie metr grubości drzwi.
Za jego plecami stali w milczeniu Frank Cutler i ośmiu pozostałych agentów Secret Service – Cutler co trzy minuty sprawdzał, czy w słuchawce ma sygnał „wszystko czyste” od obu Grup Osłaniających. Sygnały popiskiwały czysto i wyraźnie.
Wreszcie drzwi stanęły otworem i prezydent zajrzał za nie.
– O… mój… Boże… – jęknął.
– Stawiam na superbombę – powiedział Elvis Haynes i rozparł się na krześle.
Elvis, Schofield, Gant i Matka siedzieli w jednym z oszklonych biur przy wrotach hangaru. Byli z nimi komandor Grier i komandor porucznik Dallas, komandosi piechoty morskiej stacjonujący na pokładach prezydenckich helikopterów, oraz trzech pozostałych agentów Secret Service.
Niezbyt subtelny podział na „władzę” i „roboli” sprawił, że wszyscy urzędnicy z Białego Domu, którzy pozostali na górze, siedzieli w oszklonym biurze po drugiej stronie wrót albo pracowali na pokładach helikopterów, które – jak twierdzili, bardziej pasowały do ich stanowisk niż spartańsko urządzone pomieszczenia sił powietrznych.
Poza tym – jak wyraził się Nicholas Tate, zapraszając Gant do pozostania z nim na pokładzie Marine One – mieli tam lepszą kawę, „taką, co łatwiej wchodzi”.