Выбрать главу

– Pomogę ci wejść po schodach.

– Nie jestem chory!

– No, więc to kwestia napięcia – stwierdził Roger. Mówił cicho, bardzo łagodnie; tak przemawia się do beznadziejnych szaleńców. Brzmienie jego głosu sprawiło, że Johnny poczuł strach. A w dodatku zaczynała boleć go głowa. Weszli po schodach do domku dla gości.

2

– Lepiej się czujesz? – zapytał Roger.

– Co to jest„Cathy's"?

– Bardzo elegancka restauracja i cichy bar w Sommerworth. Zabawy u „Cathy's" z okazji ukończenia szkoły stały się czymś w rodzaju tradycji. Jeden Bóg wie czemu. Jesteś pewien, że nie chcesz tej aspiryny?

– Nie. Nie pozwól mu tam iść, Roger. W „Cathy's" uderzy piorun. Spali się do fundamentów.

– Johnny – Roger Chatsworth mówił powoli i bardzo, bardzo łagodnie – nie możesz tego wiedzieć.

Johnny wypił wodę z lodem wolno, małymi łykami. Odstawił szklankę, ręka drżała mu lekko.

– Mówiłeś, że mnie sprawdzałeś. Myślałem…

– Tak, sprawdzałem. Ale wyciągasz błędne wnioski. Wiem, że jesteś podobno jasnowidzem czy czymś takim, ale mnie nie był potrzebny jasnowidz. Chciałem nauczyciela. Jako nauczyciel spisałeś się doskonale. Osobiście nie wierzę w różnicę między dobrym a złym jasnowidzem; nie wierzę w żadnych jasnowidzów. Takie to proste. Nie wierzę.

– W ten sposób robisz ze mnie kłamcę.

– Ależ nie – Roger mówił dalej tym samym cichym i bardzo spokojnym głosem. – W fabryce w Sussex mam nadzorcę, który nie zapali trzech papierosów jedną zapałką, ale to wcale nie znaczy, że jest złym nadzorcą. Mam bardzo religijnych przyjaciół i chociaż sam nie chodzę do kościoła, nadal się z nimi przyjaźnię. Twoja wiara w to, że widzisz, co zdarzy się w przyszłości albo co dzieje się daleko stąd, nie zaważyła na mojej decyzji, kiedy angażowałem cię jako nauczyciela. No… to nie całkiem prawda. Nie zaważyła, gdy zdecydowałem, że nie będzie przeszkadzała w pomocy Chuckowi. I nie przeszkadzała. Ale nie wierzę w to, że „Cathy's" ma dziś spłonąć, tak jak nie wierzę, że księżyc zrobiony jest z zielonego sera.

– A więc nie jestem kłamcą, tylko szaleńcem – powiedział Johnny. W jakiś kretyński sposób było to jednak interesujące. Roger Dussault i wielu spośród tych, którzy przysyłali mu listy, oskarżało go o oszustwo, ale Chatsworth jako pierwszy oskarżył go o kompleks Joanny d'Arc.

– Nie, nie jesteś. Jesteś młodym człowiekiem, który miał straszny wypadek i który walczył ze strasznymi przeciwnościami, by wrócić do normalnego życia, prawdopodobnie płacąc za to straszną cenę. Na ogół nie mówię o tym głośno, Johnny, ale jeśli ktokolwiek z ludzi, którzy kłębią się tam, na trawniku -włączając w to matkę Patty – będzie chciał wyciągać z twego zachowania jakieś głupie wnioski, zostanie poproszony o zamknięcie gęby w sprawach, których nie rozumie.

– „Cathy's" – powiedział nagle Johnny. – Skąd znałem tę nazwę? I skąd wiedziałem, że to nie jest prywatny dom?

– Od Chucka. Przez cały tydzień opowiadał o zabawie.

– Nie mnie.

Roger wzruszył ramionami.

– Być może powiedział coś Shelley albo mnie, kiedy byłeś w pobliżu. Usłyszałeś to i zapisałeś w podświadomości…

– Jasne – stwierdził gorzko Johnny. – Wszystko, czego nie rozumiemy, wszystko, co nie pasuje do naszego sposobu pojmowania rzeczywistości, zapisujemy pod P jak podświadomość, prawda? Bogini XX wieku. Jak często robiłeś to, kiedy wpadłeś na coś, co nie zgadzało się z twoim pragmatycznym widzeniem świata, Roger?

Być może oczy Rogera zabłysły w tym momencie – a może była to tylko wyobraźnia?

– Połączyłeś błyskawicę ze zbliżającą się burzą. Nie widzisz? To takie pros…

– Wysłuchaj mnie – przerwał mu Johnny. – Tłumaczę ci to najprościej, jak potrafię. Piorun uderzy w „Cathy's". Restauracja spali się do fundamentów. Z a t r z y m a j C h u c k a w d o m u.

O Boże, migrena wróciła. Skoczyła na niego jak tygrys. Johnny przyłożył dłoń do czoła i potarł je. Dłoń mu drżała.

– Słuchaj, o wiele za ciężko pracujesz.

– Zatrzymaj go w domu – powtórzył Johnny.

– On sam zdecyduje. Nie mam zamiaru decydować za niego. Jest wolny, biały i ma osiemnaście lat.

Rozległo się pukanie do drzwi i jakiś głos zawołał: „Johnny!"

– Proszę – powiedział Johnny i do pokoju wszedł Chuck we własnej osobie. Sprawiał wrażenie przestraszonego.

– Jak się czujesz?

– Dobrze. Boli mnie głowa, to wszystko. Chuck… proszę, trzymaj się dziś z dala od „Cathy's". Proszę cię o to jako przyjaciel. Niezależnie, czy podzielasz zdanie ojca. P r o s z ę!

– Nie ma sprawy, chłopie – powiedział wesoło Chuck, padł na kanapę i stopą podciągnął sobie niski stołeczek pod nogi. – Nie zaciągnąłbym Patty na kilometr od tego miejsca, nawet pięciometrowym łańcuchem. Strasznie ją przestraszyłeś.

– Przepraszam. – Johnny odetchnął z ulgą. – Przepraszam, ale bardzo się cieszę.

– Coś ci się stało, prawda? – Chuck spojrzał na Johnny'ego, potem na ojca i powoli obrócił wzrok z powrotem na Johnny'ego. – Poczułem to. Niezbyt miłe.

– Czasami ludzie coś czują. Rozumiem, że to raczej nieprzyjemne.

– No, nie chciałbym przeżyć tego jeszcze raz – stwierdził Chuck. – Ale słuchaj… ta restauracja wcale się nie spali, prawda?

– Nieprawda. Trzymaj się od niej z daleka.

– Ale… – Chuck spojrzał na ojca, zaniepokojony. – Najstarsze klasy zarezerwowały cały ten cholerny lokal. Szkoła namawia do tego, wiesz? To bezpieczniejsze niż dwadzieścia czy trzydzieści różnych prywatek i mnóstwo ludzi pijących w samochodach na bocznych uliczkach. Może tam być… – Chuck zamilkł na chwile, jakby nagle się przestraszył. – Może tam być ze dwieście par – dokończył. – Tato…

– Chyba wcale w to nie wierzysz – powiedział Johnny. Roger wstał i uśmiechnął się.

– No, to jedźmy do Somersworth i pogadajmy z szefem tego interesu. To przyjęcie i tak było nudne. A jeśli wy dwaj nie zmienicie zdania po powrocie, to zaprosimy wszystkich tutaj. – Zerknął na Johnny'ego. – Ale stawiam jeden warunek. Masz być trzeźwy i robić za przyzwoitkę, przyjacielu.

– Z przyjemnością – zgodził się Johnny. – Ale dlaczego, jeśli w to nie wierzysz?

– Dla twojego świętego spokoju – powiedział Roger. – I dla Chucka. I dlatego, że jeśli nic się nie zdarzy, będę mógł się z ciebie śmiać aż do rozpuku.

– No, niezależnie od wszystkiego, dzięki. – Teraz, czując wielką ulgę, Johnny drżał bardziej niż przedtem, ale ból głowy przeszedł i czuł w niej jedynie tępy łomot.

– Tylko postawmy sprawę jasno – stwierdził Roger. – Mamy taką szansę, jak na śnieg w lipcu, że właściciel zmieni zdanie wyłącznie w oparciu o twoje słowo, Johnny. Najprawdopodobniej ten wieczór jest dla niego co roku najlepszym źródłem dochodów.

– No, moglibyśmy coś wymyślić – wtrącił Chuck.

– Co na przykład?

– Możemy mu coś opowiedzieć… zamydlić oczy…

– Masz na myśli kłamstwo? Nie, tego nie zrobimy. O to mnie nie proś, Chuck. Chłopak skinął głową.

– Zgoda.

– No, to ruszajmy. – Głos Rogera był pełen energii. – Jest za piętnaście piąta. Pojedziemy do Somersworth mercedesem.

3

Kiedy za dwadzieścia szósta weszli do „Cathy's", Bruce Car-rick, właściciel i zarządca lokalu, czyścił właśnie bar. Widząc nalepiony na drzwiach prowadzących do sali plakat: TYLKO DZIŚ WIECZOREM SALA ZAREZERWOWANA NA PRYWATNE PRZYJĘCIE OD 19.oo DO ZAMKNIĘCIA. DO ZOBACZENIA JUTRO, Johnny poczuł pustkę w sercu.

Tak naprawdę, Carrick nie pracował aż tak ciężko. Obsługiwał kilku robotników, którzy wpadli na piwo i oglądali pierwsze wydanie wiadomości, i trzy pary pijące koktajle. Wysłuchał opowieści Johnny'ego z rosnącym niedowierzaniem na twarzy, a potem zapytał: