Выбрать главу

– Właśnie otrzymaliśmy pilną wiadomość… – rozległ się głos w radiu.

Johnny, tasujący akurat karty, usłyszał zapowiedź i rozrzucił je po podłodze.

– Spokojnie, pewnie wiedzą coś o tym porwaniu na Florydzie.

– Nie sądzę. Spiker mówił:

– Według obecnie posiadanych przez nas informacji wydaje się, że najgorszy pożar w historii New Hampshire pochłonął ponad siedemdziesiąt pięć ofiar w mieście Somersworth, położonym na granicy stanu. Pożar wybuchł w restauracji i barze „Cathy's", gdzie odbywała się szkolna zabawa. Szef straży pożarnej Somersworth, Milton Hovey, powiedział dziennikarzom, że nie ma podstaw do podejrzewania podpalenia; pożar na pewno był wynikiem uderzenia pioruna.

Z twarzy Rogera Chatswortha spłynęła cała krew. Siedział wyprostowany na kuchennym krześle ze wzrokiem skierowanym gdzieś ponad głowę Johnny'ego, ręce luźno położył na stole. Z piwnicy dobiegały strzępki rozmów i śmiechy przebijające przez piosenkę Bruce'a Springsteena.

Do pokoju weszła Shelley. Spojrzała na Johnny'ego, na męża i z powrotem na Johnny'ego.

– Co się stało? Co się stało!?

– Zamknij się – powiedział Roger.

– …nadal płonie i Hovey twierdzi, że liczbę ofiar będzie można określić dopiero jutro wczesnym rankiem. Wiadomo, że ponad trzydzieści osób, głównie absolwentów ostatniej klasy liceum w Durham, zostało odwiezionych do okolicznych szpitali z poważnymi oparzeniami. Czterdzieści osób, również absolwentów, wydostało się przez małe okno w łazience za barem, lecz większość ugrzęzła w olbrzymim korku przed…

– Czy to „Cathy's"? – krzyknęła Shelley. – Czy to „Cathy's!"?

– Tak – powiedział Roger niesamowicie spokojnie. – Tak. „Cathy's".

Na dole nagle zapadła cisza, a potem na schodach załomotały kroki. Drzwi kuchni otworzyły się z rozmachem i do środka wpadł Chuck, szukający matki.

– Mamo, co się stało? Jakiś wypadek?

– Zawdzięczamy ci życie naszego syna – powiedział Roger tym samym, niesamowicie spokojnym głosem. Johnny nigdy nie widział tak bladej twarzy. Roger Chatsworth wyglądał jak obdarzona upiornym życiem woskowa kukła.

– Spaliło się? – W głosie Chucka brzmiało zdumienie. Za jego plecami, na schodach, gromadził się tłum. Słychać było pełne niepokoju szepty. – Mówisz, że się s p a l i ł o?

Nikt mu nie odpowiedział. I nagle, zaskakująco, gdzieś z tyłu Patty Strachan zaczęła krzyczeć cienkim, histerycznym głosem.

– To wina tego faceta! On to sprawił. Podpalił „Cathy's" siłą woli jak w tej książce, w Carrie. Ty morderco! Morderco! Ty… Roger odwrócił się w jej stronę.

– Zamknij się! – wrzasnął.

Patty zaczęła histerycznie szlochać.

– Spaliło się? – powtórzył Chuck. Wydawało się, że pyta teraz sam siebie, jakby zastanawiał się, czy użył właściwego słowa.

– Roger – szepnęła Shelley. – Rog? Skarbie? Na schodach i w pokoju zabaw na dole szmer głosów jak szelest liści brzmiał coraz głośniej. Muzyka ucichła.

– Czy był tam Mike? Shannon pojechał, prawda? Jesteś pewien? Tak, miałem już wyjeżdżać, kiedy zadzwonił Chuck. Moja matka była tu, kiedy ten gość się podniecił, powiedziała, że czuła się, jakby ktoś przeszedł po jej grobie, i poprosiła, żebym przyjechał tutaj. Czy był tam Casey? A Ray? Maureen Ontello? O mój Boże, co z nią? Czy…

Roger wstał i odwrócił się.

– Może powinniśmy znaleźć tu najtrzeźwiejszych gości, zdolnych poprowadzić samochód, żeby zawieźli nas do szpitala. Będą potrzebować dawców krwi.

Johnny siedział, nieruchomy jak głaz. Stwierdził, że zastanawia się, czy kiedyś będzie jeszcze w stanie się poruszyć. Na dworze zagrzmiało. I – na fali grzmotu jak echo – Johnny usłyszał głos swej umierającej matki.

Spełnij swój obowiązek, Johnny.

ROZDZIAŁ 24

12 sierpnia 1977

Drogi Johnny.

Odnalazłem Cię bez większych kłopotów – czasami myślę, że jeśli masz wystarczającą ilość gotówki, możesz w tym kraju znaleźć każdego, a gotówki mi nie brakuje. Być może będziesz oburzony, że wspominam o tym bez ogródek, ale Chuck, Shelley i ja zawdzięczamy Ci zbyt wiele, by owijać coś w bawełnę. Za pieniądze można kupić dużo rzeczy, ale nie uderzenie pioruna. W męskiej toalecie, do której wchodzi się z restauracji, tej z zabitym oknem, znaleźli ciała jeszcze dwunastu chłopców. Ogień tam nie dotarł, tylko dym, i tych dwunastu udusiło się. Nie potrafię zapomnieć tego obrazu, bo Chuck mógł by ć jednym z tych chłopców. Więc „wytropiłem Cię", jak to ująłeś w swym liście. l z tego właśnie powodu nie mogę zostawić Cię w spokoju, jak o to prosisz. A przynajmniej nie mogę do chwili, kiedy ten czek nie wróci skasowany, z Twoim podpisem potwierdzającym przyjęcie pieniędzy.

Z pewnością zauważyłeś, że opiewa on na sumę znacznie mniejszą niż czek, który zwróciłeś mi przed mniej więcej miesiącem. Skontaktowałem się z księgowością CMWM i częścią kwoty zapłaciłem Twe niebywałe rachunki za szpital. W ten sposób jesteś czysty i wolny, Johnny. Tylko tyle mogłem zrobić i zrobiłem – pragnę dodać, że z wielką przyjemnością.

Protestujesz, Że nie możesz przyjąć pieniędzy. Powiedziałbym, że możesz i przyjmiesz. Przyjmiesz, Johnny. Odszukałem Cię w Fort Lauderdale i jeśli je opuścisz, wytropię Cię w kolejnym miejscu, nawet gdybyś zdecydował się na Nepal.

Nazwij mnie wszą, która się od Ciebie nie odczepi, chociaż tego pragniesz. Nie chcę Cię śledzić, Johnny. Pamiętam, jak powiedziałeś mi tego dnia, że mogę stracić swego syna. Omal tak się nie stało. A co z innymi? Osiemdziesiąt jeden osób spłonęło, kolejne trzydzieści jest straszliwie poparzone. Myślę o Chucku mówiącym, że możemy coś zrobić, opowiedzieć jakąś historię czy coś, i o tym, co mu odpowiedziałem, ja, człowiek prawy i straszliwie głupi. Bo przecież mogłem coś zrobić. Ta myśl mnie prześladuje. Mogłem zapłacić temu rzeźnikowi Carrickowi trzy tysiące dolarów za to, żeby zamknął interes na ten wieczór. Wyszłoby po jakieś trzydzieści siedem dolarów za życie. Więc uwierz mi, kiedy piszę, Że nie chcę Cię śledzić; jestem zbyt zajęty samym sobą, żeby mieć jeszcze czas na Ciebie, Johnny. Sądzę, że zajmie mi to kilka najbliższych lat. Płacę za niewiarę w to wszystko, czego nie mogę dotknąć jednym z pięciu zmysłów, l proszę, nie wierz, że opłacenie Twojego rachunku i wysłanie czeku to balsam na moje sumienie. Pieniędzmi nie da się powstrzymać uderzenia pioruna i nie da się także skończyć z koszmarami. Te pieniądze są za Chucka, chociaż on nic o nich nie wie.

Przyjmij czek, a zostawię Cię w spokoju. To umowa. Wyślij go do UNICEF-u, jeśli chcesz, albo daj na dom dla osieroconych szczeniaczków, albo przegraj wszystko na wyścigach. To mnie nie obchodzi. Po prostu go przyjmij.

Przykro mi, że musiałeś wyjechać w takim pośpiechu, ale chyba Cię rozumiem. Mamy wszyscy nadzieję, że wkrótce Cię zobaczymy. Chuck wyjeżdża do szkoły w Stovington czwartego września.

Johnny, przyjmij czek. Proszę.

Z wyrazami szacunku, Roger Chatsworth

1 września 1977

Drogi Johnny.

Czy nie potrafisz uwierzyć, że ja tego tak nie zostawię? Proszę. Przyjmij czek.