Выбрать главу

– To potworne – wyjąkała przez łzy. – Po prostu nie mogę w to uwierzyć.

– Tak, to straszne – powiedziała Holly. – Masz już jakieś wiadomości z balistyki?

– Nie, powinny nadejść jutro po południu.

– A od doktora Harpera?

– Jeszcze nic.

– Znasz numer do szpitala?

– Połączę cię.

Kiedy Jane uzyskała połączenie, podała słuchawkę Holly.

– Mogę mówić z doktorem Greenem? Tu Holly Barker, zastępca komendanta z policji Orchid Beach.

Po chwili usłyszała głos lekarza:

– Tak?

– Czy zaszły jakieś zmiany w stanie Cheta Marleya?

– Na razie nie. I prawdę mówiąc, zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Nadal jest w śpiączce. Środki znieczulające już dawno przestały działać.

– Dziękuję, doktorze. Proszę mnie informować na bieżąco. – Odłożyła słuchawkę.

– I co? – zapytała Jane.

– Jeszcze nic. Nadal jest w śpiączce. Jane, przygotuj komunikat dla prasy i przefaksuj do wszystkich lokalnych mediów. Napisz, że poszukujemy osób, które między jedenastą a jedenastą dwadzieścia ubiegłej nocy przejeżdżały trasą A1A i widziały dwa samochody na poboczu.

– Rozumiem. Ach, byłabym zapomniała, dzwonił Charlie Peterson. Radni przeznaczyli dziesięć tysięcy dolarów na nagrodę za informacje, które doprowadzą do aresztowania i skazania sprawcy.

– Doskonale, umieść to w komunikacie.

– Hank Doherty miał córkę.

– Już z nią rozmawiałam, będzie tu jutro. Jeśli pojawi się pod moją nieobecność, znajdź mnie. Chciałabym się z nią spotkać.

– Co się stało z Daisy?

– Jest na parkingu z Jimmym Weathersem. Zabiorę ją do domu na noc. Nie chciałabym oddawać jej do schroniska. To bardzo bystre i wrażliwe stworzenie.

– Jest cudowna. Hank często przyprowadzał ją na komisariat, choć ostatni raz był tu całe miesiące temu.

Holly zerknęła na zegarek.

– Myślę, że na dziś wystarczy. Ty też idź do domu, gdy tylko przygotujesz oświadczenie.

– Dobrze.

Zabrzęczał telefon na biurku. Holly podniosła słuchawkę.

– Doktor Harper do pani.

– Dziękuję. – Przełączyła rozmowę. – Doktorze?

– Dobry wieczór, szefie. Właśnie skończyłem.

– I co?

– Zginął późnym wieczorem albo w nocy, powiedzmy między dwudziestą trzecią a trzecią. Śmierć nastąpiła natychmiast.

– Jakieś ślady szamotaniny? Coś pod paznokciami?

– Tylko brud. Żadnych obrażeń, pomijając ranę postrzałową. To wystarczyło.

– Czy jeszcze o czymś powinnam wiedzieć?

– Miał dwa i dwie dziesiąte promila alkoholu we krwi, ale u Hanka nie było to niczym niezwykłym. Miał wątrobę wielkości arbuza i twardą jak marmur, co też mnie nie dziwi. Za parę miesięcy i tak by umarł z powodu marskości.

– Dziękuję, doktorze. – Holly odłożyła słuchawkę i zwróciła się do Jane: – Autopsja niczego nie wniosła. Czy znasz sprzątaczkę Hanka?

– Pewnie, pracowała też u szefa.

– Zadzwoń do niej i poproś, żeby przyszła do domu Hanka i posprzątała w gabinecie. Nie chcę, żeby jego córka zobaczyła krew.

– Oczywiście.

Holly wstała.

– Wychodzę. Powiadom dyżurnych, że mają do mnie dzwonić, jeśli wyskoczy coś nowego.

W drodze do domu zatrzymała się przy biurze Jerry’ego Malone’a i przedstawiła mu Daisy.

– Mogę zatrzymać psa na noc? – spytała.

– Oczywiście – odparł Malone. – Wiele osób ma zwierzaki.

Życzyła mu dobrej nocy i pojechała do swojej przyczepy. Daisy wyskoczyła z samochodu i z zaciekawieniem rozejrzała się po terenie. Obwąchała krzaki i wyciągnęła nos w stronę rzeki. Holly wyłożyła do miski karmę, którą zabrała z domu Hanka, a obok postawiła miskę wody. Daisy natychmiast zabrała się do jedzenia. Rozpacz nie umniejszyła psiego apetytu. Zadzwonił telefon.

– O Boże – westchnęła Holly. Co prawda prosiła, aby w razie czego dzwonić, ale miała nadzieję na spokojny wieczór. Usiadła na łóżku i sięgnęła po telefon. – Słucham?

– Cześć, mała – usłyszała głos ojca.

– Cześć, Ham.

– Jak minął pierwszy dzień?

– Ham, nie uwierzysz. Chet Marley i Hank Doherty zostali postrzeleni ubiegłej nocy, prawdopodobnie przez tę samą osobę. Chet jest w śpiączce, a Hank nie żyje.

Po drugiej stronie linii zapadła długa cisza.

– Wiesz, kto to zrobił? – zapytał wreszcie Ham.

– Nie, jeszcze nie. Nie wiem też, dlaczego.

– Opowiedz mi wszystko.

Holly opisała szczegółowo oba przestępstwa, kończąc relację wynikami autopsji Hanka.

– To wszystko, co wiem.

– Co z tym detektywem, Hurstem? Dobry jest?

– Myślę, że tak, może tylko brakuje mu wyobraźni. Ale przecież ma na karku nowego szefa, więc pewnie przyhamowuje, żeby nie popełnić błędu.

– Podejrzewasz, że ma to jakiś związek ze sprawą, o której Chet powiedział nam przy kolacji?

– Na pewno, ale o ile mi wiadomo, Chet z nikim nie rozmawiał o tej sprawie. Kiedy zadzwoniłam do niego wczoraj, powiedział, że dziś rano wszystkiego się dowiem. Wieczorem miał się z kimś spotkać. Może to ten człowiek go postrzelił.

– Chciałbym ci jakoś pomóc. Ci faceci byli moimi przyjaciółmi.

– Wiem, co czujesz, Ham. Ja czuję to samo, choć nie znałam dobrze Cheta, a Hanka w ogóle. Wypruję flaki z tego drania.

– Ufasz swoim ludziom?

– Jeszcze nie wiem. Nie miałam czasu, żeby wyrobić sobie zdanie na ich temat.

– Chet miał sekretarkę, Jane. Z tego, co o niej mówił, wynikało, że miał do niej zaufanie.

– Zgadza się, jest bardzo pomocna, zapewniła mi dobry start.

– A co z facetem, który przymierzał się na twoje miejsce?

– Hurd Wallace. Jeszcze nic o nim nie wiem. Trudno go rozgryźć, jest zimny jak ryba.

– Uważaj na tyły, słyszysz?

– Obiecuję, Ham.

– A teraz odpoczywaj, maleńka.

– Dzięki, jestem ledwo żywa.

– Kocham cię.

– Ja ciebie też. – Odłożyła telefon i ciężko opadła na łóżko. Ham trochę ją zaskoczył; nigdy nie był wylewny. Daisy wsunęła się do przyczepy i trąciła pyskiem jej rękę.

– Och, Daisy, przydałoby mi się piwo. – Zmusiła się, żeby usiąść, zanim zaśnie w ubraniu. I szeroko otworzyła oczy, bo Daisy weszła do kuchni, rozejrzała się, podeszła do lodówki, pociągnęła zębami za uchwyt i otworzyła drzwi. Wsunęła łeb do środka i wzięła w pysk butelkę heinekena, a potem przyniosła piwo do sypialni i włożyła je w jej rękę.

Holly była oszołomiona.

– O kurczę – szepnęła. – Daisy, nie szukasz przypadkiem roboty?

9

Holly spała. Śniło jej się, że siedzi w swoim biurze i właśnie zadzwonił telefon. Zanim zdążyła odebrać, usłyszała inny dźwięk. Wytężyła słuch. Dźwięk się powtórzył, urywany, natarczywy, ledwo słyszalny. Otworzyła oczy i rozejrzała się. Daisy siedziała przy łóżku z wyrazem zatroskania na pysku. Znów zaskamlała, potem wsunęła nos pod rękę Holly i uniosła jej dłoń.

Holly roześmiała się.

– No czego chcesz, Daisy? Wyjść?

Popatrzyła na zegarek. Była siódma rano.

– Dobrze, że mnie obudziłaś. Zapomniałam nastawić budzik. – Przemknęło jej przez głowę, że może nie dlatego Daisy ją obudziła, ale odpędziła tę myśl. – Założę się, że jesteś głodna.

Daisy mruknęła, jakby na potwierdzenie.

– No dobrze, dobrze. – Holly wyskoczyła z łóżka i zarzuciła szlafrok.

Nakarmiła i napoiła Daisy, potem wypuściła ją z przyczepy, a sama stanęła w drzwiach i patrzyła. Suka biegała po polanie, to z nosem przy ziemi, to znów wznosząc go w górę. Na chwilę zniknęła za krzakiem, a później wróciła do drzwi.