Выбрать главу

– I co myślisz?

– Krabowe ciasteczka są przepyszne – odparła.

– Najlepsze, jakie jadłaś?

– Oczywiście.

– A wino?

– Doskonałe. Co to jest?

– Robert Mondavi Reserve Chardonnay, rocznik dziewięćdziesiąty czwarty. Dobry rocznik i najlepsze z kalifornijskich chardonnay.

– Wierzę ci – zapewniła, sącząc wino. – Jak to się stało, że jesteś sam, Jackson?

– Czysty przypadek, jak sądzę.

– Nigdy nie byłeś żonaty?

– Nie. A ty zamężna?

– Też nie.

– I nie myślałaś o wyjściu za mąż?

– Do tej pory nie. Nie chciałam poślubić wojskowego. Zbyt wiele komplikacji – przeniesienia, przydziały i tak dalej. A małżeństwo z cywilem byłoby jeszcze gorsze.

– A teraz?

– Nie wiem. Nie miałam czasu o tym pomyśleć.

– Ja miałem mnóstwo czasu, ale nie myślałem, przynajmniej niezbyt wiele.

– Czy w Orchid brakuje wolnych kobiet?

– Nie. Nigdy nie musiałem samotnie spędzać wieczorów. Czy jestem pierwszym facetem, który do ciebie startuje?

– Startujesz do mnie?

– A nie?

– Tak, pierwszym. Choć, parę razy przyłapałam przewodniczącego rady miejskiej, jak wpatruje się w moje cycki.

– Nie dziwię mu się. Zważywszy, że alternatywą jest Irma Taggert.

– Och, i tak by się gapił.

– Nie bądź zarozumiała.

– Nie jestem, po prostu znam swoje mocne strony.

– Jakie są inne?

– Doskonale strzelam z pistoletu.

– Co jeszcze?

– Będziesz musiał sam zgadnąć.

– Nie mogę czekać. – Wstał i zaniósł talerze do kuchni. – Masz ochotę na deser?

– A co proponujesz?

– Świeży jabłecznik, a la mode.

– Poproszę jabłecznik, a la mode możesz zostawić.

– Mądra dziewczynka. – Wrócił z dwoma talerzami, jednym z a la mode.

– Nie jestem taka chuda jak ty. Dziewczyna musi dbać o figurę.

– Tylko nie przesadzaj. Westoverowi i tak będziesz się podobać.

– Kamień spadł mi z serca.

Zjedli deser, a potem Jackson wyczarował dwa kubki espresso. Usiedli na kanapie i w milczeniu pili kawę. Kiedy odstawili kubki, Jackson ujął w dłonie jej twarz i pocałował ją.

– Smakujesz jak espresso – powiedziała, gdy muskał ustami jej szyję.

– A ty smakujesz jak dziewczyna – odparł, sięgając niżej.

– To dobrze.

– I ładnie pachniesz – dodał, wsuwając nos między jej piersi. Po chwili zajął się guzikami jej bluzki.

– Jeśli nie przestaniesz, będziesz musiał się ze mną kochać – uprzedziła.

Nie przestał. Rozpiął jej stanik i zamknął w dłoni jej pierś.

– Mam zarzucić cię na ramię i zanieść na górę?

– Jeszcze trzymam się na nogach – powiedziała, podnosząc się i zdejmując bluzkę. – Ale już niedługo. Kolana mi miękną.

Przytulił ją i pocałował, a potem złapał za rękę.

– Tędy – szepnął.

Weszli po schodach do przestronnej sypialni z wielkim łóżkiem. Po drodze oboje pozbywali się ubrania. Daisy szła za nimi, klekocząc pazurami po drewnianej podłodze.

– Leżeć, Daisy – powiedziała Holly. – Pora spać.

Suka położyła się i oparła głowę na łapach, nie spuszczając ich z oka.

– Dobry pies – pochwalił Jackson, mocując się z dżinsami Holly.

– Mam nadzieję, że masz zabezpieczenie – powiedziała, gdy położył ją na miękkim łóżku – bo ja, idiotka, niczego nie wzięłam.

– Nie martw się.

I nie martwiła się.

24

Holly usłyszała szum fal, zanim otworzyła oczy. Usiadła w łóżku. Praca! Opadła na poduszkę. Dzięki Bogu, jest niedziela. Chciała przytulić się do Jacksona, ale nie było go w łóżku.

Podeszła Daisy. Trąciła Holly pyskiem i wsunęła nos pod jej rękę.

Holly wstała i poszła do łazienki. Obmyła twarz, założyła szlafrok Jacksona wiszący na haczyku na drzwiach i boso zeszła na dół. Jackson robił śniadanie. Właśnie rozbijał jajka.

– Która godzina? – spytała.

– Już po dziesiątej.

– Dziś nie pracujesz, prawda?

– Nie. Spędzam dzień z tobą.

– Dobry pomysł – odparła, obejmując go w pasie od tyłu.

Odwrócił się i wziął ją w ramiona.

– Po tej stronie lepiej pasujesz – powiedział.

– Mmmm.

– Jedzenie dla psa jest pod zlewem.

Holly nakarmiła Daisy i wypuściła ją przed dom.

– Śniadanie gotowe – zawołał Jackson. Postawił na stole jajecznicę na bekonie, tosty i sok pomarańczowy, potem przyniósł kubek świeżo zaparzonej kawy. – Mam nadzieję, że jesteś głodna?

– Pytanie!

– Dziewczynka nie narzeka na brak apetytu.

– Nie jestem dziewczynką, ale na brak apetytu rzeczywiście nie narzekam.

– Dla mnie jesteś.

– Potraktuję to jako komplement.

– Co zwykle robisz rano?

– Biegam, potem jadę do pracy. A ty?

– Ktoś kiedyś powiedział, że ćwiczenia fizyczne niszczą tkanki; nigdy o tym nie zapominam.

– Nie lubisz ćwiczyć?

– Nie dla samych ćwiczeń. Lubię grać w tenisa i golfa i uprawiać seks.

– Z twoją ostatnią rozrywką zostałam zaznajomiona – odparła z uśmiechem.

– Przypuszczam, że w nocy spaliliśmy mnóstwo kalorii. Potraktuj to jako ekwiwalent porannego biegania.

– Typowe pokrętne myślenie prawnika. Ale wyjątkowo się z nim zgodzę i dziś sobie odpuszczę.

– Możemy spalić jeszcze trochę kalorii.

Roześmiała się.

– Pozwolisz mi chociaż dokończyć śniadanie?

– Nie, jeśli się nie pospieszysz.

– Jackson, ten samochód wieczorem – czy to mógł być range rover?

Zastanawiał się przez chwilę.

– Range rover ma kanciasty przód, prawda?

– Tak.

– Więc to mógł być range rover. Ale równie dobrze mógł to być jakiś pikap, terenówka czy inny duży samochód. Dlaczego akurat range rover?

– Co wiesz o osiedlu zwanym Palmetto Gardens?

– Prawie nic, jak większość ludzi. Wiem, że to superprywatne, superekskluzywne zacisze dla superbogaczy. Miejscowi kontrahenci wykonali podstawowe prace – drogi, kanalizację, elektryczność, linie telefoniczne, a także, jak mi się zdaje, fundamenty, mury i dachy domów. Ale do robót wykończeniowych sprowadzili swoich ludzi. Pisały o tym gazety; oburzano się, że właściciele nie zlecili tych prac miejscowym. Jednak właściciele przedstawili mocne argumenty. Przekonywali, że powstanie osiedla jest korzystne dla miasta, bo oznacza większe dodatkowe miejsca pracy i wpływy z podatków. To zamknęło usta przeciwnikom. Rada miejska też ich poparła.

– Byłeś tam?

– Nie, tak jak nikt, kogo znam.

– Ja byłam.

– Naprawdę?

– Tak. Parę tygodni temu jeździłam po okolicy, żeby poznać podlegający mi teren. Próbowałam tam wjechać, ale zostałam zatrzymana.

– Cóż, to własność prywatna.

– Strażnik wezwał szefa ochrony, a on zafundował mi wycieczkę.

– Jak tam jest?

– Tak wyglądałby raj, gdyby projektował go developer.

– Miejscowi agenci od nieruchomości byli nieźle wkurzeni, bo nikt im nie zaproponował pośredniczenia w sprzedaży. Ci z osiedla w ogóle z nimi nie współpracowali. Ale jak to się ma do range roverów?

– Szef ochrony, niejaki Noble, jeździ range roverem. Inni ochroniarze też mają range rovery.

– Noble? Jak ma na imię?

– Barney.

– To ciekawe

– Co?

– Pamiętasz, ja ci mówiłem o moim byłym partnerze, który teraz pracuje w agencji ochroniarskiej w Miami?

– Tak.

– Agencja nazywa się Craig amp; Noble. Jack Craig był kapitanem w policji w Miami, a Barney Noble był jego partnerem.

– Myślisz, że to ma jakieś znaczenie?

– Może mój były parter przysłał tutaj Barneya Noble’a, pod przykrywką, żeby mnie załatwić?

– Nie sądzę.

– Ja też uważam, że to zwykły zbieg okoliczności. Nigdy nie spotkałem ani Noble’a, ani nikogo innego stamtąd.

– Jak się nazywa twój były partner?

– Elwood Mosely, ale wszyscy nazywali go Cracker.