– Mówię o pracy, nie o życiu prywatnym.
– No, prywatnie chyba nie jestem zawadą – zerknął ostro na Jacksona. – Nie wtrącałem się zeszłej nocy, prawda?
– Ham, jestem dorosłą kobietą, a ty jesteś wścibskim starym prykiem. Nie życzę sobie usłyszeć ani jednego słowa więcej na temat seksu.
Ham poczerwieniał.
– Jezu, kto mówił o seksie?
– Ty.
– Nic nie mówiłem.
– Wy zawsze tak? – zdołał wtrącić Jackson.
– Tylko gdy zaczyna się czepiać mojego życia prywatnego – wyjaśniła Holly. – Nigdy nie zaakceptował żadnego faceta, z którym się spotykałam.
Ham wskazał na Jacksona.
– Jego akceptuję.
Holly zamrugała.
– Poważnie?
– Pogawędziliśmy chwilę i uważam, że sporo o nim wiem.
– Miejsce urodzenia, wykształcenie, hobby, dotychczasowe doświadczenia seksualne, praca w policji, praktyka prawna, wysokość zarobków – wyliczył Jackson. – Wie o mnie znacznie więcej niż ty.
– Ham, czasami naprawdę jesteś jak zadra w tyłku.
Ham podniósł palec.
– Ojciec ma prawo wiedzieć coś o człowieku, który posuwa jego córkę.
– HAM! – wrzasnęła.
Jackson zaczął sprzątać ze stołu.
– To nie moja sprawa. Załatwcie to między sobą.
– W porządku, w porządku – rzekł Ham pojednawczo. – Chyba wiem już dość, na razie. O resztę zapytam go, gdy przyjdzie prosić o twoją rękę.
– No nie! – ryknęła Holly z irytacją.
– Och – mruknął Ham – może zmienimy temat. Rano miałaś telefon. – Wyjął z kieszeni świstek papieru. – Dzwonił niejaki Paul Green.
– Nic mi to nie mówi. – Spojrzała na numer. – Aha, to ze szpitala. Doktor Green. Może ma jakieś wieści o Checie. – Przesiadła się na kanapę, zadzwoniła do szpitala i poprosiła doktora Greena.
– Przełączę do domu – powiedział operator.
Green odebrał po pierwszym sygnale.
– Doktorze, tu Holly Barker. Zostawił pan dla mnie wiadomość.
– Tak rzeczywiście. Przepraszam, że dzwoniłem tak wcześnie. Obawiam się, że zbudziłem dżentelmena, który odebrał.
– Nic nie szkodzi, to mój ojciec.
– Niestety, mam złe wieści.
Holly poczuła skurcz w żołądku.
– Co się stało?
– O szóstej dwadzieścia u komendanta Marleya doszło do zatrzymania akcji serca. Był reanimowany przez prawie pół godziny, ale nie zdołaliśmy mu już pomóc. Oficjalny czas zgonu to szósta czterdzieści pięć. Bardzo mi przykro.
– O Boże. Odzyskał przytomność?
– Niestety. Mogę coś dla pani zrobić?
– Nie, doktorze. Dziękuję za telefon. Powiadomię wydział i ktoś natychmiast skontaktuje się ze szpitalem w związku z formalnościami. – Odłożyła słuchawkę.
Jackson i Ham stali i patrzyli na nią w milczeniu.
– Co z Chetem? – zapytał Ham.
– Zmarł o szóstej czterdzieści pięć dziś rano.
– Niech to szlag trafi! – syknął Ham, tupiąc nogą. – Zasługiwał na lepszy los.
– Z pewnością – powiedziała Holly. – Zadzwonię na posterunek. – Podyktowała krótką notkę, kazała wywiesić ją na tablicy ogłoszeń i przefaksować do lokalnych mediów. – Jutro rano odbędzie się zebranie wydziału, w porze zmiany. Wszyscy mają być obecni. – Potem zadzwoniła do Hurda Wallace’a i Jane Grey i przekazała im wieści. Jane wybuchnęła płaczem.
Wallace prawie nic nie powiedział.
– Zajmę się formalnościami – zaproponował Jackson. – Jestem wykonawcą jego testamentu.
– Co z pogrzebem? – zapytała Holly. – Nie miał nikogo.
– Zostawił szczegółowe instrukcje. Chciał, aby jego ciało jak najszybciej i jak najmniejszym kosztem zostało skremowane, i nie życzył sobie nabożeństwa.
– Napijesz się kawy, Ham? – spytała Holly.
– Nie dziękuję – odparł. – Przejdę się po plaży. Chodź, Daisy.
Pies podniósł się i ruszył za nim na zewnątrz.
Godzinę później siedzieli razem przy stole.
– Mam parę rzeczy do powiedzenia – zaczął Jackson. – Dom pogrzebowy dzisiaj zabierze ciało. Jutro zostanie poddane kremacji. Chet chciał, żeby jego prochy rozrzucić na rzece za domem.
– To wszystko? – spytał Ham.
– Nie. Teraz, gdy Chet już odszedł, mogę wam zdradzić szczegóły testamentu. Jest prosty: wykupił polisę ubezpieczeniową na pięćdziesiąt tysięcy dolarów, która wzrasta do stu tysięcy w przypadku śmierci na służbie, co się stało. Po uregulowaniu długów reszta gotówki na koncie, łącznie z ubezpieczeniem, ma zostać podzielona między Hanka Doherty’ego i Jane Grey. Dom i rzeczy osobiste zostawił Hankowi. Hank umarł przed nim, a w takim wypadku, Ham, jego udział przechodzi na ciebie.
– Na mnie? – zapytał Ham z niedowierzaniem.
– Nie miał nikogo poza tobą i Hankiem. Taka była jego wola.
– To ci ułatwi życie na emeryturze – powiedziała Holly. Zwróciła się do Jacksona: – Jakie miał długi?
– Miał dług hipoteczny, który zostanie spłacony z polisy, więc dom będzie czysty, pomijając pożyczkę na remont w wysokości około dziesięciu tysięcy dolarów. Poza tym karta kredytowa jest obciążona na kilka tysięcy i nie zdążył uregulować bieżących rachunków. Ale ulokował trochę pieniędzy w inwestycyjnych funduszach wzajemnych – trzydzieści czy czterdzieści tysięcy.
– Nie mogę w to uwierzyć – mruknął Ham.
– Cóż, masz rozwiązany problem mieszkaniowy – powiedziała Holly.
– Może wprowadzisz się już dzisiaj? – podsunął Jackson. – Dom jest umeblowany. Jest też łódź, zacumowana na przystani.
– To ładne miejsce, Ham. Spodoba ci się.
– Mam nadzieję. – Ham ze smutkiem pokiwał głową.
29
Holly i Jackson jechali pierwsi, a Ham z Daisy za nimi. W świetle dziennym, zgodnie z przewidywaniami Holly, posiadłość wyglądała naprawdę ładnie, była pięknie położona i zadbana. Przy pomoście cumowała łódź, pięciometrowy boston whaler z czterdziestokonnym przyczepnym silnikiem, idealny do pływania po spokojnych wodach Indian River. Jackson otworzył drzwi domu i wszyscy weszli do środka.
– Ładnie tu – powiedział Ham. – Obejrzał broń i wędki na stojaku. – Świetny sprzęt.
– Jest tylko jedna sypialnia – rzekła Holly. – Tam.
Ham obszedł dom i powiedział.
– Jest wprost cudowny – głos mu się załamał.
– Jackson, może zaczniemy zdejmować rzeczy Hama z pikapa? – zaproponowała Holly. Wyszli na zewnątrz, zostawiając Hama samego. – Tak się cieszę, że Chet to zrobił. Ham teraz płacze, a od śmierci mamy nie widziałam, by to robił.
– Weźmy się za te graty i dajmy mu trochę czasu. – Jackson wszedł na skrzynię, podwinął plandekę i zaczął podawać jej kartony.
Parę minut później wyszedł Ham, już opanowany, i pomógł im wnieść wszystko do środka. Zaczęli opróżniać pudła.
Holly poszła do sypialni. Wyjęła z komody rzeczy Cheta i zapakowała je do pustych kartonów. Potem zajęła się układaniem rzeczy Hama. Kiedy doszła do strzelby, rozpięła futerał z owczej skóry i położyła broń na wolnym miejscu na stojaku. Na stojaku wisiały trzy pistolety: wojskowa samopowtarzalna czterdziestkapiątka, policyjna trzydziestkaósemka i mniejszy rewolwer. Spojrzała na rewolwer – przywierały do niego drobiny talku.
Zaintrygowana, poszła do kuchni, po rękawiczki do mycia naczyń i plastikowy zapinany worek. Założyła rękawiczki i ostrożnie zdjęła rewolwer ze stojaka. Był to colt kaliber 32.
– Co tam masz? – zapytał Jackson.
– Pamiętasz pistolet, który tu wisiał, kiedy przeszukiwaliśmy dom?
– Nie, nie patrzyłem na pistolety.
– Ja też nie. Dopiero teraz go zauważyłam. Myślę, że należy do twojego klienta.
Jackson obejrzał broń.
– Więc kiedy przeszukiwali dom, nie tylko coś zabrali, ale i zostawili – powiedział.
– Na to wygląda.
– Dziwne.
– Pewnie uznali, że nikt poza Chetem nie zauważy różnicy. Zwróciłam na niego uwagę tylko dlatego, że było na nim trochę talku.
– Może będą też odciski palców.