Pili kawę, siedząc nad resztkami deseru.
– Podsumujmy, co już wiemy o Palmetto Gardens – powiedziała Holly. – Po pierwsze, miejsce jest izolowane i dobrze chronione. Nie chcą, żeby miejscowi zaglądali tam w czasie niedzielnych przejażdżek. Po drugie, co najmniej połowę ochroniarzy stanowią kryminaliści, i musi być ku temu jakiś powód. Po trzecie, członkowie klubu werbowani są prywatnie, nie przez zwykłe ogłoszenia o sprzedaży działek i domów w ekskluzywnym osiedlu. Jakie są warunki uzyskania członkostwa, poza majątkiem? I po czwarte, dlaczego nie chcą, żeby ktokolwiek odwiedzał to miejsce? Co ukrywają?
– Pamiętasz ten budynek z lasem anten? – odezwał się Jackson. – Muszą mieć nadzwyczajny sprzęt łączności. Przypuszczam, że ten wielki talerz nie służy wyłącznie do zapewnienia jak najlepszego odbioru telewizji.
– Chciałabym jeszcze raz przelecieć się nad Palmetto Gardens.
– Mam lepszy pomysł. Znam faceta, który zajmuje się robieniem map lotniczych. Ma samolot z aparatem, który robi zdjęcia terenu. Widziałaś w urzędzie miejskim mapę lotniczą całej wyspy?
– Myślałam, że to zdjęcia satelitarne.
– Nie, to on je zrobił, a że lata nisko, może wyłapać takie szczegóły jak satelita szpiegowski. Dwa czy trzy przeloty nad tym miejscem i będziemy mieć naprawdę ładne fotki.
– Jeśli to zorganizujesz, załatwię ci zwrot kosztów z funduszy wydziału, o ile coś tam znajdziemy. Ile to będzie kosztować?
– Na pewno nie więcej niż parę tysięcy. Powiem mu, że mam klienta zainteresowanego budową podobnego osiedla. Facet to kupi.
– Słuchajcie – wtrącił Ham – ja wyłożę forsę. Jestem dziany.
– Znam faceta z FBI w Miami – podjął Jackson. – Kieruje wydziałem przestępczości zorganizowanej w mieście. Czy mam go wprowadzić?
– Zaczekajmy, dopóki nie dowiemy się więcej. Inaczej może pomyśleć, że zwariowałam.
– W porządku, daj znać, kiedy będziesz gotowa.
– Tak naprawdę potrzebujemy kogoś z Palmetto Gardens. Kogoś, komu wolno tam wchodzić bez ograniczeń i mógłby się rozejrzeć bez zwracania na siebie uwagi.
Jackson zastanowił się.
– Nie znam nikogo takiego.
– Przecież przynajmniej kilku miejscowych musi utrzymywać kontakty z tymi ludźmi. Nie mogli całkowicie odciąć się od świata.
– Mam pomysł – oznajmił Ham. – Zadzwonię do Barneya i powiem mu, że szukam roboty, bo nudzi mi się na emeryturze.
– Myślisz, że zatrudni ojca komendanta policji? Jeśli dzieje się tam coś nielegalnego, byłbyś ostatnim kandydatem.
– No właśnie. Jeżeli odmówi, to potwierdzi nasze podejrzenia.
– Ale będzie wiedział, że interesuje nas to miejsce. A wolałabym, żeby o tym nie wiedział
– Rozumiem. Po prostu chciałbym pomóc.
– Gdy tylko coś wymyślę, dam ci znać – zapewniła, a w myślach dodała: Akurat!
– Akurat – powiedział Ham.
37
Holly stała w holu magistratu, przed drzwiami swojego wydziału, i patrzyła na wielkie zdjęcie lotnicze Orchid Beach. Musiało zostać zrobione przed paroma laty, bo wszystkie ważne posiadłości i osiedla zostały opisane, a na terenie obecnego Palmetto Gardens jedynym podpisanym elementem była Jungle Trail, droga biegnąca na południe z północnego krańca wyspy.
Holly poszła na górę do komisji planowania przestrzennego hrabstwa. Przedstawiwszy się dyrektorce, Jean Silver, powiedziała:
– Szukam mapy, która przedstawia dzisiejszy stan zagospodarowania północnej części wyspy.
– Żaden problem – odparła kobieta. Podeszła do szerokiej szuflady i wyjęła z niej mapę.
– Mogę ją pożyczyć? – zapytała Holly.
– Możesz ją zatrzymać. Międzywydziałowa uprzejmość.
– Wielkie dzięki. – Holly wróciła do biura, zamknęła drzwi i rozłożyła mapę.
Najwyraźniej Palmetto Gradens nie istniało również dla komisji planowania; widać było tylko pustą plamę, podczas gdy na obszarze innych osiedli naniesione były drogi i granice działek.
Zadzwoniła do Jean Silver.
– Jean, tu Holly Barker.
– Co mogę dla ciebie zrobić, Holly?
– Właśnie obejrzałam mapę, która mi dałaś, i zauważyłam, że we wszystkich osiedlach na północy ulice i działki są opisane.
– To prawda. Ilekroć miasto albo hrabstwo buduje drogi albo kanalizację czy wodociągi, natychmiast to nanosimy.
– Ale w jednym miejscu, Palmetto Gardens, jest tylko pusta przestrzeń.
– Zgadza się. To prywatne osiedle, niekorzystające z usług miejskich. Właściciele wystąpili o wyłączenia całego areału z granic miasta, ale rada miejska nie zgodziła się na to z uwagi na podatki. Zwrócili się również o wyłączenie spod nadzoru planistyki, i na to rada wyraziła zgodę. Dlatego na mapie nie ma dróg ani granic działek.
– Widzę nad rzeką drogę zwaną Jungle Trail.
– Zgadza się. Zaczyna się na północnym krańcu wyspy przy Sebastian Inlet i kończy nieopodal południowego mostu. Wyłączając Palmetto Gardens spod jurysdykcji naszego wydziału, radni nie zdawali sobie sprawy, że dają im prawo zamknięcia części drogi. Wzbudziło to wielkie niezadowolenie, bo droga pełniła rolę parkowej alei i reszta do dziś zachowała ten status, choć przegrodził ją teren prywatny. Jungle Trail jest ulubioną trasą rowerzystów i spacerowiczów.
– Rozumiem. Dziękuję za informacje.
Ktoś zapukał do drzwi.
– Proszę.
Jane Grey wsunęła głowę do gabinetu.
– Przyszedł człowiek z telekomunikacji, żeby założyć ci prywatną linię.
– Dobrze, niech wejdzie. – Holly zamówiła tę linię na własny koszt, bo nie chciała, żeby jej prywatne rozmowy łączono przez centralę wydziału.
Wszedł mężczyzna z pasem na narzędzia i z telefonem.
– Cześć, jestem Al – powiedział i zabrał się do roboty.
Holly nadal myślała o mapie.
– Al – zagadnęła – zakładałeś telefony w Palmetto Gardens?
– Pracowałem przy kładzeniu podstawowych łącz.
– Co to są podstawowe łącza?
– To jak w biurowcu: doprowadza się zamówioną linię do centrali, a właściciel kończy instalację. Kupuje system telefonii od firmy Lucent czy Panasonic i ludzie dostawcy ciągną wszystkie linie i łącza abonenckie.
– I to robiłeś w Palmetto Gardens?
– Tak. To było dość skomplikowane. Zamówili około dwóch tysięcy linii.
– Aż tyle?
– Jest tam pareset domów. Z faksami i komputerami każdy może mieć, powiedzmy, cztery linie. Do tego dochodzi obsługa klubu, sklepów, konserwacji, ochrony i tak dalej. To się sumuje. W przypadku Palmetto Gardens firma musiała utworzyć nowy kierunek, wyłącznie dla nich. Nikt wcześniej nie prosił o dwa tysiące linii. Jakby budowali małe miasto, od zera. – Postawił nowy aparat na biurku. – No gotowe. Wszystko podłączone.
– Dzięki, Al.
Gdy monter opuścił biuro, Holly zadzwoniła do Jacksona.
– Mam prywatną linię. – Podała mu numer.
– Czy teraz mogę świntuszyć przez telefon?
– Oczywiście, że nie, zboczeńcu.
– Więc po co ta prywatna linia?
– No dobrze, możesz świntuszyć.
– Chciałbym, ale jestem w sądzie.
– Obiecanki cacanki. Do zobaczenia wieczorem.
– Aha, rozmawiałem ze swoim kumplem na lotnisku. Zrobi zdjęcia już dzisiaj, i tylko za tysiąc dwieście papierów.
– Niezły interes. Do wieczora. – Rozłączyła się i zadzwoniła do Hama, żeby podać mu numer.
– Jak Daisy? – spytała.
– W porządku, ale tęskni za tobą.
– Wpadnę po południu i ją zabiorę.
– Może sprawię sobie psa.
– Dobry pomysł.
– Ta suka jest niesamowita. Wczoraj przyniosła mi piwo.
– Ona tak robi. Wystarczy powiedzieć: Daisy, przynieś piwo.
– Nic nie mówiłem, sama mi przyniosła.
– Może wyglądałeś na spragnionego.
– Pewnie tak.
– Na razie. – Holly odłożyła słuchawkę i jeszcze raz spojrzała na mapę. Uznała, że nadszedł czas, by obejrzeć Jungle Trial.
38
Holly dojechała A1A do Sebastian Inlet, a tam skręciła na Jungle Trial. Przez prawie dwa kilometry droga biegła wzdłuż północnego brzegu wyspy, a dalej wiodła na południe wzdłuż brzegu Indian River. Wkrótce rzeka skryła się za gęstymi zaroślami.