Выбрать главу

– Daisy, siad – poleciła Holly.

Daisy usiadła.

– Zostań tu z nią. Ja wrócę do domu.

– Co się tam dzieje? Hank zemdlał?

– Hank nie żyje. Zgłoszę to. Kiedy zaczną ściągać tu ludzie, zajmij się Daisy. Mów do niej. Jest bardzo zdenerwowana, a chyba nie chcesz zdenerwować jej jeszcze bardziej.

– Tak jest.

Holly wróciła do domu, ostrożnie podniosła telefon z biurka i wystukała 911. Nawet nie wiedziała, czy miasto ma pogotowie policyjne.

– Policja Orchid Beach – usłyszała kobiecy głos. – O co chodzi?

– Tu zastępca komendanta Holly Barker. – Wyjęła wizytówkę z podstawki na biurku i przeczytała adres. – Pod tym adresem znalazłam zastrzelonego mężczyznę. Odszukaj Boba Hursta i każ mu tu natychmiast przyjechać. Ma być gotowy do pracy na miejscu zdarzenia. Czy mamy koronera?

– Tak, szefie, na pół etatu.

– Znajdź go i też tu ściągnij. Będzie też potrzebny ambulans, ale z tym nie ma pośpiechu.

– Tak jest. Zidentyfikowała pani ciało?

– To Henry Doherty.

– Hank? Och, lubiłam go. Czy Daisy nic się nie stało?

– Jest w porządku. Bierz się do pracy.

– Tak jest.

Holly rozłączyła się i rozejrzała po pokoju. Wcześniej nie zwróciła uwagi, że obok ciała leży strzelba powtarzalna, tak zwana pompka o krótkiej lufie. Nie dotknęła jej. W pokoju panował porządek. Podeszła do biurka i posługując się wyjętym z kieszeni długopisem, przesunęła papiery na blacie. Trochę korespondencji – głównie rachunki, ale był też jeden list, od niejakiej Eleanor Warner z Atlanty. Za biurkiem stał mały sejf z uchylonymi drzwiczkami. Postanowiła zajrzeć do niego później, teraz przeszła do sypialni. Nad łóżkiem wisiało coś w rodzaju szpitalnego trapezu, a w kącie stała para protez nóg i dwie laski. Najwyraźniej Hank Doherty nie zawsze korzystał z wózka.

Za domem ciągnął się szereg psich bud ogrodzonych siatką. Holly była pod wrażeniem panującego wszędzie porządku. Tylko frontowe podwórko wydawało się zaniedbane.

Wróciła do kuchennych drzwi. Jimmy stał cierpliwie z Daisy na smyczy. Poklepała psa.

– Jak myślisz Jimmy, czy w samochodzie szefa są gumowe rękawiczki?

– Możliwe.

Holly wzięła od niego smycz.

– Postaraj się je znaleźć.

Jimmy poszedł do samochodu, zajrzał do schowka i wrócił z rękawiczkami.

– Czy szef woził ze sobą strzelbę? – spytała, tknięta nagłą myślą.

– Tak, szefie, we wszystkich wozach patrolowych są strzelby.

– Sprawdź, czy jest na swoim miejscu.

Jimmy otworzył bagażnik.

– Nie, nie ma.

Holly podała mu smycz Daisy, naciągnęła gumowe rękawiczki i wróciła do gabinetu. Podniosła strzelbę, zapisała jej numer seryjny na grzbiecie rękawiczki, a następnie zadzwoniła na komisariat. Poprosiła do telefonu Jane.

– Masz listę numerów seryjnych broni palnej wydziału? – zapytała.

– Tak, w moim komputerze.

– Znajdź numer strzelby szefa, tej, którą miał w samochodzie.

Holly usłyszała stukanie klawiszy, a po chwili Jane odczytała numer.

– Dzięki. Gdybyś mnie potrzebowała, jestem w domu Hanka Doherty’ego. – Podała jej numer i odłożyła słuchawkę.

Kiedy się odwróciła, w drzwiach pokoju zobaczyła atletycznie zbudowanego mężczyznę pod czterdziestkę. Miał co najmniej metr dziewięćdziesiąt wzrostu, ponad sto kilo wagi i nosił garnitur z niemnącego materiału.

– Bob Hurst – przedstawił się.

– Holly Barker – podała mu dłoń. – Przepraszam za rękawiczki.

– Słyszałem o pani, miło mi panią poznać.

– Wzajemnie.

– Co tu mamy?

– Hank Doherty. Nie żyje, strzał w twarz.

Hurst obszedł biurko, popatrzył na ciało i zerknął na strzelbę.

– Wygląda na policyjną broń.

– Należy do Marleya. Sprawdziłam numer seryjny.

– Dziwne.

– Rozejrzałam się po domu. Wszędzie panuje porządek, chyba nic nie zostało skradzione. Sejf jest otwarty, ale z niego chyba też nic nie zginęło.

– Na ile znałem Hanka, mógł popełnić samobójstwo.

– Zastrzelić się z broni szefa?

– Cóż, na to wygląda.

– Traktujmy to jako zabójstwo, dopóki nie dowiemy się czegoś więcej. Ty zajmij się sceną zdarzenia, a ja obejrzę biurko i sejf.

– Zgoda.

Holly usiadła za biurkiem. Najpierw przeczytała list od Eleanor Warner: dwie strony afektowanych wynurzeń, głównie na temat dzieci. Pani Warner była córką Hanka.

Potem przejrzała rachunki i pozostałą korespondencję. Nie znalazła nic ciekawego, więc zajęła się plikiem dokumentów leżących pod bloczkiem do notatek. Napis na wierzchniej kartce głosił:

DAISY

DOSKONAŁY PIES SŁUŻBOWY

– Och, Daisy – mruknęła Holly – to tak jak ja.

7

W sejfie Hanka Doherty’ego Holly znalazła trzysta dolarów w banknotach, trochę bilonu, polisę na życie i kilka innych dokumentów.

– Myślę, że motyw rabunkowy możemy wykluczyć – powiedziała do Boba Hursta, który opylał ladę i telefon, żeby zebrać odciski palców. – Nikt nie ruszył pieniędzy, a zamek jest nieuszkodzony.

– Zgadza się. Nie liczę na znalezienie żadnych odcisków. Strzelba została dokładnie wytarta. Więc jednak to nie było samobójstwo.

W drzwiach stanął mężczyzna z torbą lekarską.

– Cześć, doktorku – przywitał go Hurst. – Masz tu robotę.

– To Hank? – zapytał doktor.

– Tak – potwierdził Hurst i dokonał prezentacji: – Zastępca komendanta Holly Barker. Doktor Fred Harper, tutejszy koroner.

Holly pomachała mu ręką zza biurka.

– Witam, doktorze Harper.

– Witam. – Doktor wszedł do gabinetu. – Dobry Boże – szepnął.

Ukląkł przy zwłokach i obejrzał je uważnie. Wreszcie podniósł się i rzekł:

– Nie sądzę, bym mógł powiedzieć coś, czego już nie wiecie. Przynajmniej dopóki nie przeprowadzę autopsji.

– Przyjechała karetka – poinformował Hurst. – Można go zabrać?

Doktor spojrzał pytająco na Holly.

– Proszę, jeśli jest pan gotów – odparła.

Do gabinetu weszli dwaj sanitariusze. Położyli zwłoki na noszach i zanieśli je do ambulansu.

– Proszę dać mi znać, kiedy pan skończy – Holly zwróciła się do doktora. – Zależy mi, żeby niczego pan nie przeoczył.

– Zawsze jestem dokładny. Spróbuję skończyć przed końcem dnia, ale niczego nie obiecuję. – Wziął torbę i wyszedł.

– Ja już skończyłem – powiedział Hurst.

– Jak myślisz, kiedy to się stało? – zapytała Holly.

– Ubiegłej nocy.

– Tak sądziłam, ale na kuchennym stole leżą resztki śniadania. Talerz po jajecznicy.

– Hank nie jadł dużo. To mogła być kolacja.

– Będziemy wiedzieli na pewno, gdy doktor zrobi sekcję. – Wskazała krzesło po drugiej stronie biurka. – Usiądźmy na chwilę.

Hurst usiadł i zdjął gumowe rękawiczki.

– Co według ciebie tu zaszło? – spytała Holly.

Westchnął.

– Cóż, ktoś wszedł frontowymi drzwiami, strzelił do Hanka i wyszedł. Proste.

Holly pokręciła głową.

– To dlaczego pies był zamknięty w kuchni?

Hurst zmarszczył czoło.

– Trafne pytanie. Nie rozumiem, po co Hank miałby go tam zamykać.

– Może nie on to zrobił. Może to jego gość.

– Ale dlaczego pies miałby posłuchać gościa, obcego?

– Może to nie był obcy.

– Racja. Widywałem ich razem, Hanka i psa. Pies nie słuchał nikogo, jeżeli Hank…

– Nie dał mu pozwolenia?

– Tak.

– Może gość poprosił Hanka, żeby zamknął psa w kuchni. Może się go bał.

– Może, ale dlaczego Hank miałby to robić? Wystarczyłoby, gdyby kazał Daisy położyć się i zachować spokój. Z drugiej strony, ktoś, kto planował zabójstwo Hanka, nie chciałby, żeby Daisy była w tym samym pokoju. Rozdarłaby mu gardło.

– Jest do tego wyszkolona?

– Jest wszechstronnie wyszkolona. To wyjątkowy pies.

– Myślę, że sprawca wszedł kuchennymi drzwiami. Daisy poznała go i wpuściła, a on zamknął ją w kuchni i przyszedł tutaj.