– Wojownikiem? Dlaczegóż by nie? Umieścimy cię w pałacowej szkole wraz z innymi chłopcami w twoim wieku. I jeżeli będziesz dobry w strzelaniu z haku i tak dalej… – Hystaspes zamilkł. Bardzo łatwo gubił wątek. Byłem przyzwyczajony do tego, że urywa w pół słowa i że milczy godzinami.
Czekając, by znów podjął rozmowę, wpatrywałem się bezmyślnie w jedną z pochodni. Hystaspes uznał to za wróżbę.
– Widzisz? Nie możesz odwrócić oczu od syna Mądrego Pana! To naturalne.
Szybko spuściłem wzrok. Nawet w wieku siedmiu lat wiedziałem, co będzie dalej. I nie omyliłem się.
– Jesteś wnukiem największego człowieka, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. Czyż nie pragniesz iść jego śladem?
– Tak. Chciałbym to zrobić. Spróbuję. – Wiedziałem, jak grać rolę chłopca-kapłana. – Ale chciałbym również służyć Wielkiemu Królowi.
– Nie ma na świecie wznioślejszego zadania dla nikogo, z wyjątkiem ciebie. Jesteś inny. Byłeś tam. W świątyni. Słyszałeś głos Mądrego Pana. – Miałem szczęście, jeżeli można to tak określić, znajdować się obok Zoroastra, kiedy został zamordowany, co uczyniło mnie przedmiotem stałego zainteresowania tych wszystkich, którzy podążają za Prawdą i odrzucają Kłamstwo. Czasami myślę, że moje życie mogło być znacznie mniej skomplikowane, gdybym się urodził w zwykłej perskiej rodzinie szlacheckiej, gdybym nie był naznaczony boskością. Mówiąc szczerze, zawsze czułem się jak oszust, ilekroć któryś z magów całował mnie w rękę i prosił, abym raz jeszcze powtórzył słowa Mądrego Pana. Wierzę, rzecz jasna. Ale nie jestem fanatykiem. Poza tym nigdy nie potrafiłem zadowolić się wyjaśnieniem, a raczej brakiem wyjaśnienia, Zoroastra w kwestii stworzenia samego Mądrego Pana i tego, co istniało przed Mądrym Panem? Przemierzyłem całą ziemię w poszukiwaniu odpowiedzi na to najważniejsze pytanie. Demokryt pyta, czy ją znalazłem. Poczekaj.
Przypuszczam, że cząstka jońskiej krwi odziedziczona po Lais przydała mi więcej sceptycyzmu w sprawach religijnych niż go żywią normalnie Persowie, a zwłaszcza członkowie świętego rodu Spitamidów. A jednak ze wszystkich Jonów ci z Abdery są najmniej skłonni do sceptycyzmu. Istnieje nawet stare porzekadło, że nie leży w ludzkiej mocy być głupszym od mieszkańca Abdery. Najprawdopodobniej trackie powietrze rozrzedziło olej w głowie greckich kolonistów, którzy byli moimi i Demokryta przodkami.
Demokryt przypomina mi, że najznakomitszy z greckich sofistów pochodzi z Abdery i jest naszym kuzynem. Abdera szczyci się również największym z żyjących malarzy, Polignotasem, który ozdobił malowidłami długą kolumnadę naszego rynku, czyli agory. Nie zobaczę ich już nigdy.
Hystaspes zapewnił mnie znowu o swojej czci dla mojego dziadka. Mówiąc masował sobie kalekie ramię.
– Byłem tym, który wybawił go od magów. Chociaż nie. Nie jest to pełna prawda. Mądry Pan uratował Zoroastra. Ja byłem tylko jego narzędziem. – Hystaspes zapuścił się teraz w opowieść, która go nigdy nie nudziła i której ja nigdy nie słuchałem. – Wielki Król Cyrus właśnie mianował mnie satrapą Baktrii. Byłem młody i wierzyłem we wszystko, czego nauczyli mnie magowie. Oddawałem cześć dewom, a szczególnie Anahicie i Mitrze. Pijałem często haomę, ale dla przyjemności, nie z pobożności i nigdy nie złożyłem odpowiedniej ofiary Mądremu Panu, ponieważ nie wiedziałem, kim jest. Wtedy do Baktry przybył Zoroaster. Wypędzono go z rodzinnego Rages. Udał się na wschód, idąc z miasta do miasta. Gdziekolwiek jednak zaczynał głosić Prawdę, magowie zmuszali go, by szedł dalej. Wreszcie dotarł do Baktry. Margowie błagali mnie, abym go wypędził. Ale ja byłem ciekawy. Kazałem im dyskutować w mojej obecności z Zoroastrem. Mówił przez siedem dni. Obalił jeden po drugim wszystkie ich argumenty. Zdemaskował ich bogów jako szatanów, jako wysłanników Kłamstwa. Udowodnił, że istnieje tylko jeden stwórca – Mądry Pan, ale także Areimanios, wcielenie zła, Kłamstwo, z którym Prawda musi się zawsze liczyć…
Patrząc wstecz zdaję sobie sprawę, że Hystaspes był z temperamentu urodzonym magiem, czyli kapłanem. To o n powinien być wnukiem albo synem Zoroastra. I był nim duchowo. Kiedy Hystaspes przyjął nauki mojego dziadka, rozkazał, by magowie Baktrii również to uczynili. Oficjalnie go usłuchali. Prywatnie po dziś dzień większość z nich nadal oddaje cześć demonom.
Pojawienie się na scenie Zoroastra można przyrównać tylko do trzęsienia ziemi, takiego, jakie niedawno zniszczyło Spartę. Oświadczył magom, że bogowie, do których się modlą, są w rzeczywistości demonami. Uznał również, że sposób, w jaki dokonują różnych czynności rytualnych – w szczególności składania ofiar – jest nie tylko bezbożny, lecz wręcz skandaliczny. Oskarżył ich o oddawanie się orgiom pod płaszczykiem religii. Zarzynali na przykład wołu popijając przy tym świętą haomę. Następnie sami jedli te części zwierzęcia, które należały się z prawa Mądremu Panu. Magowie, rzecz jasna, znienawidzili Zoroastra. Ale dzięki Hystaspesowi w Baktrze zmuszeni zostali do zniesienia wielu swoich obrzędów.
Kiedy przypominam sobie scenę w namiocie Hystaspesa, zaczynam rozumieć, jakie nadzieje, a także lęki, odczuwał w związku z moim pobytem na dworze Wielkiego Króla.
Kilka lat wcześniej Dariusz przyjął bardzo uroczyście wiarę Mądrego Pana i jego proroka Zoroastra. Kiedy mojego dziadka zamordowano, Hystaspes postanowił wysłać mnie do Dariusza, bym stał się tam stałym i widocznym przypomnieniem Zoroastra. Miałem otrzymać takie wykształcenie, jakie należało się dzieciom Sześciu Rodów, które pomogły zdobyć tron Dariuszowi.
– Znajdziesz tam w Suzie wielu wrogów. – Hystaspes mówił do mnie, jak gdybym nie był dzieckiem, lecz mężem stanu. – Większość magów to czciciele demonów. Zwłaszcza ci ze starej Medii.
Stoją po stronie Kłamstwa. Cieszą się też posłuchem na dworze. Mój syn okazuje w stosunku do nich zbyt wielką tolerancję.
Skłonność Hystaspesa do krytykowania swego syna Dariusza zawsze gorszyła konserwatywną szlachtę perską. Ale ani on, ani Dariusz nie byli wychowani na dworze. Prawdę mówiąc, główna linia rodu cesarskiego, Achemenidów, wygasła, kiedy zamordowano synów Cyrusa Wielkiego. Młody Dariusz, daleki krewny Achemenidów, objął tron przy pomocy Sześciu Rodów i Mądrego Pana. Zaprosił następnie Zoroastra, żeby towarzyszył mu w Suzie. Mój dziadek jednak nie chciał opuścić Baktry. Gdyby to zrobił, przedłużyłby sobie życie, a ja nie byłbym narażony na niebezpieczeństwa przez tyle lat.
Hystaspes wciąż miętosił swoje kalekie ramię.
– Mój syn przysięga, że podąża za Prawdą. A ponieważ jest Persem, nie może kłamać.
Teraz, kiedy zostałem dziejopisem czy też polemizuję z innymi dziejopisami, mogę stwierdzić, że dla nas, Persów, nie ma nic gorszego niż kłamstwo, podczas gdy dla Greków nie ma nic przyjemniejszego. Przypuszczalnie wiąże się to z tym, że Grecy muszą żyć z handlu, a kupcy są oczywiście nieuczciwi. Skoro obyczaj zabrania perskiej szlachcie zajmowania się sprzedażą i kupnem, nie muszą kłamać.
Hystaspes nigdy nie mógł się pogodzić z brakiem gorliwości religijnej swego syna.
– Wiem, że Dariusz rządzi przeszło tysiącem miast, z których każde wyznaje innych bogów. Kiedy odbudował nasze świątynie ognia, twój dziadek był zadowolony. Ale oburzyło go odbudowanie świątyni Bel-Marduka w Babilonie. Mnie także. Mój syn jednak rządząc tyloma krajami uważa, że musi uznawać wszystkie religie, nawet najbardziej odrażające.