Выбрать главу

Stolica Lu jest bardzo podobna do Lojangu, ale o wiele starsza. Miasto zbudowano na planie prostokąta z krzyżującymi się pod kątem prostym ulicami – typ zabudowy charakterystyczny dla miast założonych przez dynastię Czou. Między czterema szerokimi, prostymi alejami jest mnóstwo bocznych uliczek tak wąskich, że dwoje ludzi nie może przejść koło siebie, jeśli oboje nie rozpłaszczą się przy ścianie, ryzykując oblanie zawartością nocnika. Mimo to zapachy chińskiego miasta są raczej przyjemne, ponieważ przy każdym skrzyżowaniu na przenośnych piecykach przyrządza się ostro przyprawione dania i zarówno w domach prywatnych jak w gospodach pali się aromatycznym drewnem.

Zapach wydzielany przez ludzi też jest osobliwy, lecz bynajmniej nie przykry, jak już poprzednio wspomniałem. Tłum chiński pachnie bardziej pomarańczami niż potem. Nie wiem, dlaczego. Może ma z tym coś wspólnego żółty kolor ich skóry? Na pewno rzadko jadają pomarańcze i kąpią się o wiele rzadziej niż Persowie, których pot ma woń znacznie mocniejszą. Nic, rzecz jasna, nie może się równać ze smrodem wełnianych gatek, które młodzi Ateńczycy wkładają jesienią i nie zmieniają do jesieni następnego roku. Demokryt mówi, że młodzi ludzie z wyższych warstw myją się codziennie w gimnazjonach. I używają nie tylko oliwy, żeby mieć gładką skórę, lec? także wody. Czemu jednak, kiedy już są czyści, wkładają znów te wstrętne wełniane gatki? W tych kwestiach, Demokrycie, zawierz zmysłom, jakie pozostały ślepcowi.

Pałac księcia przypomina pałac Syna Nieba, to znaczy jest stary i zapuszczony, a chorągwie przed główną bramą są podarte i brudne.

– Księcia nie ma w domu. – Chorągwie dostarczyły memu panu równie łatwo czytelnych danych, jak mnie daje, a raczej dawało, pismo akadyjskie. – Musimy zameldować się szambelanowi.

Zdziwiło mnie, że w przedsionku pałacu nie ma nikogo, prócz dwóch wartowników drzemiących przy wejściu na wewnętrzny dziedziniec, Wbrew zapewnieniom mego pana książę państwa Lu jest równie bezsilny jak tak zwany Syn Nieba. Książę Czao odgrywa przynajmniej rolę symboliczną i w jego pałacu w mieście Lojang zawsze tłoczą się pielgrzymi ze wszystkich stron Królestwa Środka. Fakt, że posiadanie przez księcia mandatu Nieba jest fikcją, nie zniechęca prostych ludzi. I tak przychodzą, żeby popatrzeć na Samotnego, otrzymać od niego błogosławieństwo, złożyć mu dary w pieniądzach lub w naturze. Podobno książę Czao utrzymuje się wyłącznie z datków od wiernych. Wprawdzie książę Lu jest bogatszy niż jego kuzyn w Lojangu, ale nawet w przybliżeniu nie tak bogaty jak każda z trzech magnackich rodzin w Lu.

Podczas gdy czekaliśmy na szambelana, książę opowiedział mi swoją wersję historii ze smokiem. Bardzo przypominała tę, którą usłyszałem od młodego rycerza, tyle że jej bohaterem był nie książę, lecz pewien pretensjonalny dworzanin; jej morał brzmiał tak: Wystrzegaj się fałszywego entuzjazmu. Pewien głupi człowiek, który udawał, że lubi coś, czego nie znał, omal nie umarł ze strachu. Zawsze i we wszystkim należy być wiernym prawdzie. Książę bywał czasem wielce moralizatorski, ale też nie zetknąłem się dotychczas z prawdziwie natchnionym kłamcą, który nie wpadałby w liryczny nastrój mówiąc o cnocie prawdomówności.

Szambelan przywitał księcia z wszelkimi oznakami szacunku i spojrzał na mnie z uprzejmym zdziwieniem; po czym oznajmił nam, że książę Aj udał się na południe.

– Ale spodziewamy się go lada chwila. Wysłannicy wczoraj go odnaleźli. Możesz sobie, panie, wyobrazić, jacy jesteśmy zdenerwowani.

– Ponieważ mój znakomity bratanek pojechał na polowanie? – Książę uniósł brew sygnalizując w ten sposób, że domaga się dalszych informacji.

– Myślałem, panie, że wiesz. Od trzech dni prowadzimy wojnę. I jeśli książę nie zawiadomi przodków o tym, co się dzieje, poniesiemy klęskę. Sytuacja jest krytyczna. Jak widzisz, panie, w całym Lu panuje chaos.

Pomyślałem o pogodnym, zwyczajnym tłumie, który dopiero widziałem na ulicach stolicy. Widocznie chaos to w Królestwie Środka pojęcie względne; jak już wspomniałem, ten sam wyraz znaczy po chińsku chaos, Niebo, a także stworzenie świata.

– Nic o tym nie słyszeliśmy, szambelanie. Z kim toczycie wojnę?

– Z C’i. – Ilekroć mówi się o hegemonii, a kiedy się nie mówi?, ten naród na północ od Żółtej Rzeki bierze się pod uwagę jako najprawdopodobniejszego kandydata do mandatu Niebios. Początkowo bogactwo C’i pochodziło z soli. Dzisiaj C’i jest na pewno najzamożniejszym i najbardziej cywilizowanym państwem chińskim. Nawiasem mówiąc, tam właśnie bito pierwsze chińskie monety, co czyni z Ci coś w rodzaju wschodniej Lidii.

– Wojska C’i stoją u Kamiennych Wrót. – Kamienne Wrota to granica między C’i a Lu. – Nasza armia jest naturalnie w pogotowiu. Ale nie może odnieść zwycięstwa, dopóki książę nie uda się do świątyni przodków i nie powiadomi najpierw Żółtego Cesarza, a potem naszego założyciela, księcia Tan. Dopiero, kiedy to uczyni, otrzymamy od nich błogosławieństwo.

– Wróżyliście ze skorupy żółwia?

– Skorupa została przygotowana. Lecz tylko książę może objaśnić posłanie Nieba.

W momentach kryzysu w każdym państwie chińskim powleka się krwią zewnętrzną stronę skorupy żółwia. Główny wróżbita trzyma różdżkę z nagrzanego brązu we wnętrzu skorupy, aż na powleczonej krwią powierzchni pojawią się pęknięcia lub linie. W teorii tylko władcy wolno objaśniać owe znaki z Nieba, w praktyce tylko główny wróżbita wie, jak interpretować powstały wzór. Jest to metoda wróżenia jeszcze bardziej zawiła niż zazwyczaj w Królestwie Środka stosowane formy wieszczenia polegające na rzucaniu wróżebnych patyczków. Rzuca się je na chybił trafił i ich układ względem siebie na planie sześciokąta odnajduje się w pradawnym tekście Księgi Przemian. W rezultacie otrzymuje się wróżbę podobną do orzeczeń wyroczni delfickiej. Jedyna różnica polega na tym, że księga za swoje proroctwa nie żąda złota.

Szambelan zapewnił nas, że jak tylko książę Aj dopełni obrzędowych obowiązków, natychmiast przyjmie swego książęcego stryja. Wprawdzie książęcy stryj niedwuznacznie dawał do zrozumienia, że zaproszenie na pobyt w pałacu nie zostanie z miejsca odrzucone, lecz szambelan wolał udawać, że go nie rozumie. Książę oddalił się w złym humorze.

Poszliśmy następnie na główny rynek, gdzie ochmistrz księcia pertraktował już ze sprzedawcami kości smoczej. Właściwie nie wiem, dlaczego tak podobają mi się chińskie targowiska. Niewątpliwie odgrywa tu rolę ich egzotyka. W końcu targ jest targiem wszędzie na świecie. Lecz Chińczycy mają więcej wyobraźni niż inne narody. Wystawiona na sprzedaż żywność przypomina znakomite obrazy lub rzeźby, a różnorodność towarów bywa wręcz bezgraniczna: koszyki z C’in, chorągwie z Czeng, jedwabne sznury z C’i, dziesięć tysięcy różnych przedmiotów.

Książę był zbyt ważną personą, by rozmawiać ze sprzedawcami, ale na ich głębokie ukłony odpowiadał hieratycznymi gestami. Jednocześnie mówił do mnie szeptem:

– Wiedziałem, że należało jechać na południe. Jeśli to jest prawdziwa wojna, znajdziemy się w potrzasku. Co gorsza, mój bratanek okaże się zbyt zajęty, żeby mnie należycie podejmować. Nie będzie oficjalnego przyjęcia, szczególnych atencji, miejsca do zamieszkania.