Выбрать главу

W dniu wejścia w życie nowych podatków byłem w domu Konfucjusza. Kilkunastu uczniów otoczyło półkolem Mistrza, który siedział oparty plecami o drewniany filar podtrzymujący sufit środkowego pomieszczenia. Plecy zdawały się go boleć, gdyż przyciskał najpierw jedną łopatkę, a potem drugą do twardej powierzchni drewna. Nikt nie wspomniał o nowym wymiarze podatków. Poglądy Konfucjusza na ten temat były zbyt dobrze znane. Rozmawialiśmy natomiast, nie bez powodu, o pogrzebach i żałobie, o zmarłych i o tym, co im się od nas należy. Cy-lu siedział po lewej stronie Mistrza, Jen Huej po prawej. W innej części domu umierał syn Konfucjusza. Śmierć unosiła się w powietrzu.

– Oczywiście – rzekł Konfucjusz – w sprawach żałoby trzeba być bardzo skrupulatnym, tyle przynajmniej jesteśmy winni pamięci zmarłego. Obstawałem nawet przy starej zasadzie, że człowiek, któremu przyszło jakiegoś dnia czyjąś śmierć opłakiwać, wówczas przez dzień cały od śpiewu się powstrzymywał. *

Chociaż wszyscy zgadzali się, że należy z największą skrupulatnością przestrzegać obrzędów pogrzebowych – na przykład nie wolno składać ofiary zmarłemu, jeśli się jadło czosnek lub piło wino – nie obyło się bez różnicy zdań w kwestii, jak długo obowiązuje żałoba po rodzicach, a jak długo po dziecku, przyjacielu czy żonie. Młody uczeń powiedział:

– Jestem przekonany, że całkiem wystarczy rok żałoby po śmierci ojca; a Mistrz nalega na pełne trzy lata.

– Nie nalegam na nic. Po prostu stosuję się do zwyczajów. Wprawdzie Konfucjusz był łagodny jak zawsze, nie mogłem jednak nie zauważyć niespokojnych spojrzeń, jakimi obrzucał chorowitego Jen Hueja.

– Zwyczaj każe zawieszać wszelką działalność, kiedy się jest w żałobie po ojcu.

– Owszem, tak każe zwyczaj – odrzekł Konfucjusz.

– Ależ, Mistrzu. Gdy szlachetny przez trzy lata obrzędów nie dokonuje, obrzędy giną. Gdy przez trzy lata muzyki wykonywać nie będzie, muzyka upadnie. Wszak w ciągu roku ziarno się zużywa, a nowe wyrasta. Wszak co roku nowy rozpalamy ogień. Roczna żałoba byłaby wystarczająca. *

Konfucjusz przeniósł spojrzenie z Jen Hueja na młodego ucznia.

– Czy byłbyś spokojny, gdybyś po rocznej tylko żałobie spożywał dobrze ugotowany ryż i nosił ozdobne szaty z jedwabiu? *

– Owszem, Mistrzu, byłbym spokojny. *

– Jeśli byłbyś spokojny, to czyń tak. Jednak szlachetny – cichy głos podniósł się nieco – jeśli nawet w czasie żałoby je przysmaki, nie czuje ich smaku. Jeśli zdarzy mu się usłyszeć muzykę, nie wyzwala ona w nim radości. Nie odczuwa on również w tym czasie wygody swego domostwa. Dlatego unika on spożywania smacznych potraw, słuchania muzyki i zażywania wygód. Jeśli ty mimo wszystko byłbyś spokojny, czyń jak chcesz. *

– Wiedziałem, że mnie zrozumiesz, Mistrzu. – Uczeń pożegnał się i odszedł z wyraźną ulgą.

Kiedy młodzieniec wyszedł, Konfucjusz potrząsnął głową.

– Jakie to niehumanitarne! Ojciec tego młodego człowieka umarł dopiero rok temu i on już pragnie zrzucić żałobę. Przecież dopiero gdy dziecko ma trzy lata życia, zdolne jest opuścić troskliwe ramiona rodziców. Przecież sam również przez trzy lata cieszył się miłością swego ojca i matki. *

Konfucjusz zachęcał mnie do zadawania pytań, ale rzadko robiłem to przy innych ludziach, raczej kiedy byliśmy sami. Odkryłem też, że najbardziej rozmowny jest z wędką w dłoni. Sam nawet stawiał wtedy pytania i słuchał uważnie odpowiedzi. Toteż wręcz zaskoczyło mnie, że zwracam się do Konfucjusza z pytaniem w obecności jego uczniów. Sądzę, że i ja uległem atmosferze ogólnego napięcia; syn Konfucjusza umierał, Jen Huej był chory, Mistrz wydawał się tak oburzony na nowe podatki, że zarysowała się wyraźna możliwość rozłamu w szeregach uczniów. Żeby rozładować sytuację, a także dowiedzieć się czegoś, spytałem:

– Wiem, że w pewnych okolicach Królestwa Środka kiedy umiera wielki pan, uśmierca się mężczyzn i kobiety. Powiedz Mistrzu, czy jest to godziwe w oczach Nieba?

Nagle wszystkie spojrzenia skierowały się w moją stronę. Ponieważ nie ma na świecie społeczeństwa, które nie kontynuowałoby starych obyczajów nader kłopotliwych dla rozsądniejszych współczesnych, moje pytanie było stanowczo niewłaściwe.

Konfucjusz potrząsnął głową, jakby chciał gestem potępić praktyki, które czuł się w obowiązku wyjaśnić, jeśli nie usprawiedliwić.

– Od czasów Żółtego Cesarza panował zwyczaj, że wielcy ludzie po śmierci zabierali ze sobą swych wiernych niewolników. Na zachodzie zwyczaj ten nadal trwa, czego byłeś świadkiem w C’in. My tu na wschodzie mniej dbamy o tradycje. Przyczynił się do tego książę Czou, którego wypowiedzi na ten temat stawiają całą sprawę w nieco odmiennym świetle.

Ilekroć Konfucjusz wymieniał imię księcia Czou, należało spodziewać się, że zaraz spróbuje obalić utarty zwyczaj, powołując się na legendarnego założyciela Lu, którego słowa zdawały się nigdy nie odbiegać od poglądów Mistrza.

– Skoro nasi władcy lubią, żeby obsługiwano ich w grobach tak samo jak w pałacach, pragnienie godziwe i całkowicie zgodne z tradycją, weszło w zwyczaj zabijanie przydatnych mężczyzn i kobiet, koni i psów. Jest to słuszne do pewnego stopnia, co książę Czou naświetlił tak pięknie, jak piękne było wszystko, co robił. Zwrócił uwagę na fakt, że zwłoki ludzkie szybko się psują, ciała szybko obracają się w proch. Najpiękniejsza konkubina świata utraci swe kształty i obróci się w zwykłą glinę. Książę Czou powiedział: „Gdy owe zabite kobiety i zabici mężczyźni obracają się w glinę, tracą swoje pierwotne kształty i pierwotną przydatność. Nietrwałe ciała zastąpmy więc prawdziwymi wizerunkami z gliny tak wypalonej, że trwać będzie wiecznie. W obu wypadkach wielki pan otoczony jest postaciami z gliny. Lecz jeśli są to wizerunki ulepione z gliny, która zachowuje swój kształt, jego duch będzie mógł przez wieczność całą spoglądać na wiernych niewolników.”

Uczniowie byli zadowoleni. Nieważne, czy książę Czou kiedykolwiek coś podobnego powiedział. Konfucjusz przypisał mu te słowa, i to wystarczyło. Oczywiście, każdy inteligentny Chińczyk jest zdania, że ofiary z ludzi na szeroką skalę są bezcelowym marnotrawstwem potępionym według Konfucjusza przez dynastię Czou.

– Naturalnie – zauważył Cy-lu – mieszkańcy C’in nie szanują ludzkiego życia.

– To prawda – potwierdziłem. – Kiedy spytałem dyktatora C’in, dlaczego czuje się zobowiązany tylu ludzi skazywać na śmierć za błahe przestępstwa, odpowiedział: „Jeśli należycie myjesz głowę, zawsze stracisz kilka włosów. Jeśli wcale nie będziesz mył głowy, stracisz wszystkie włosy.”

Uzmysłowiłem sobie ku swojemu zdziwieniu, że większość obecnych zgadza się z Huanem. Ale też mieszkańcy Królestwa Środka skłonni są pochwalać karę śmierci za wykroczenia, jakie my ukaralibyśmy zwykłym okaleczeniem lub nawet tylko chłostą.

Kwestia żałoby, pogrzebów, powinności wobec zmarłych fascynuje Chińczyków bardziej jeszcze niż nas. Nie zdawałem sobie w pełni sprawy, dlaczego tak jest, dopóki Cy-lu nagle nie spytał Mistrza:

– Czy zmarli wiedzą, że modlimy się za nich?

Wiedziałem – któż nie wiedział? – że Konfucjusz nie znosi pytań, na które nie ma odpowiedzi.

– Nie uważasz, że całkiem wystarczy, jeśli m y wiemy, co robimy oddając im cześć?

– Nie. – Jako najstarszy i najbardziej żarliwy uczeń Konfucjusza Cy-lu bynajmniej nie lękał się sprzeciwić Mistrzowi. – Skoro dusze i duchy nie istnieją, nie widzę, dlaczego mielibyśmy zadawać sobie trud, żeby przejednać je lub im służyć.