Przy drzwiach wiodących do prywatnych apartamentów królowej Atossy przywitało mnie dwóch niezwykle wysokich i chudych Babilończyków – eunuchów. Jeden z nich pouczył mnie, że do chwili nadejścia królowej mam leżeć twarzą w dół na kunsztownym indyjskim dywanie. Kiedy wejdzie, mam się ku niej poczołgać i ucałować jej prawą stopę. O ile nie każe mi wstać, mam pozostać w tej czołobitnej pozycji do momentu, kiedy mnie odprawi. Wtedy mam się poczołgać wstecz po dywanie ku drzwiom. W żadnym wypadku nie wolno mi na nią spojrzeć. W taki sposób petent ma się zachowywać przed obliczem Wielkiego Króla lub jego przedstawiciela. Członkowie rodziny królewskiej i rodów arystokratycznych muszą składać niskie pokłony i całować prawą rękę pana na znak poddaństwa. Jeżeli Wielki Król zechce, to może pozwolić jakiejś specjalnie faworyzowanej osobie, żeby pocałowała go w policzek.
Na dworze Dariusza obowiązywał szczególnie rygorystyczny ceremoniał, jak zwykle, kiedy monarcha nie jest prawowitym dziedzicem tronu. Dwór syna Dariusza, Kserksesa, był znacznie wspanialszy niż jego ojca, ale ceremonialność mniejsza. Jako syn i wnuk Wielkich Królów, Kserkses nie musiał przypominać światu o swojej wielkości. Myślałem jednak często, że gdyby czuł się tak niepewnie jak jego ojciec, może żyłby równie długo jak on. Ale jak lubią nam przypominać Ateńczycy w swoich tragediach, które tak często i kosztownie wystawiają w teatrach, z losem wygrać nie można. Łysy człowiek znajduje się u szczytu sławy, a tu orzeł spuszcza mu żółwia na głowę.
Lais mówi, że w wieku ośmiu lat byłem niezwykłym dzieckiem, prawdziwym spadkobiercą Zoroastra i tak dalej. Ona oczywiście nie jest bezstronna, lecz inni też twierdzą, że byłem szalenie odważny i pewny siebie. Jeżeli robiłem takie wrażenie, to musiałem być dobrym aktorem, bo żyłem przeważnie w strachu. Bałem się zwłaszcza owego chłodnego wieczoru, kiedy leżąc w czołobitnej postawie na czarno-czerwonym dywanie w komnacie królowej czekałem na jej wejście i serce biło mi jak oszalałe.
Komnata była mała, a jedynymi w niej sprzętami: fotel z kości słoniowej ze srebrnym podnóżkiem, mały posąg bogini Anahity, a przed nim kadzielnica z palącymi się wonnościami. Wdychając ciężkie, aromatyczne powietrze nie mogłem powstrzymać się od drżenia. Wiedziałem, gdzie się znajduję: w rękach czcicieli dewów.
Rzeźbione cedrowe drzwi otworzyły się cicho. Królowa Atossa weszła do pokoju szeleszcząc suknią i usiadła na fotelu z kości słoniowej. Poczołgałem się w jej kierunku, a grube fałdy dywanu przeginały mi nos to w jedną, to w drugą stronę. Zobaczyłem na podnóżku dwa złociste pantofle. W popłochu ucałowałem lewy. Ale królowa nie dała po sobie poznać, że spostrzegła pomyłkę.
– Wstań! – Głos Atossy był niski, podobny do męskiego. Mówiła wytworną perszczyzną używaną na starym dworze w Anszan, którą rzadko się dzisiaj słyszy w Suzie lub gdziekolwiek indziej. Starzy dworzanie twierdzą, że słuchając Atossy słyszy się głos zmarłego Cyrusa.
Chociaż pilnowałem się, żeby nie spojrzeć wprost na królową, to jednak obserwowałem ją kątem oka. Wyglądała zadziwiająco. Nie większa ode mnie, niczym delikatna lalka, której na szyi osadzono zupełnie bezsensownie wielką głowę Cyrusa. Miała typowy nos Achemenidy, przypominający do tego stopnia dziób koguta z naszego podwórka, że spodziewałem się niemal zobaczyć zamiast nozdrzy dwie szpary.
Włosy, a może peruka, Atossy ufarbowane były na rudo, a jej duże, szare, przekrwione oczy obrysowane, nie jak u innych kobiet białą szminką, ale czerwoną, równie jaskrawą jak kolor włosów. Chociaż cierpiała na nieuleczalną chorobę oczu, nigdy nie oślepła – szczęśliwa kobieta. Gruba warstwa białej farby pokrywała jej twarz, kryjąc – jak wszyscy twierdzili – męski zarost. Każdy palec jej drobnych dłoni zdobiły pierścienie.
– Nazwano cię imieniem mojego ojca, Wielkiego Króla. – Stary dworski obyczaj uniemożliwiał członkowi rodziny królewskiej zadawanie komukolwiek pytań. Dla osób nieprzyzwyczajonych do dworskiego życia stanowiło to duże utrudnienie, ponieważ w tych warunkach bezpośrednie pytania brzmiały jak oświadczenia, a odpowiedzi jak pytania.
– Nazwano mnie imieniem Wielkiego Króla – powiedziałem, po czym wyrecytowałem wszystkie tytuły Atossy, zarówno te obowiązkowe, jak i kilka dodatkowych. Lais poinstruowała mnie starannie.
– Znałam twojego ojca – oznajmiła królowa, kiedy skończyłem mówić. – Lecz nie znałam twojego dziadka.
– Był prorokiem Mądrego Pana, jedynego Stwórcy.
Dwie pary oczu zwróciły się na chwilę w stronę uśmiechniętego posążka Anahity. Dym wonności wił się jak błękitna żmija pomiędzy mną i Atossą. Oczy zaszły mi łzami.
– Tak oświadczyłeś w klasie. Przestraszyłeś swojego nauczyciela. Powiedz mi prawdę, chłopcze. Czy rzuciłeś na niego klątwę? – To było prawdziwe pytanie już w stylu nowoczesnego dworu.
– Nie, Wielka Królowo, nie mam takiej mocy. Przynajmniej nic o tym nie wiem – dodałem. Nie chciałem stracić ewentualnej broni. – Jestem tylko sługą Mądrego Pana i jego syna, ognia.
Czy rzeczywiście mając zaledwie osiem lat miałem tyle mądrości, tyle wiedzy? Nie. Byłem dobrze wyszkolony przez Lais, która chciała nie tylko przeżyć, lecz także zdobyć w Suzie pozycję.
– Mój ojciec, Wielki Król, oddawał cześć słońcu, czcił więc również ogień. Ale uznawał także inne potężne bóstwa. Odbudował świątynię Bel-Marduka w Babilonii. Zbudował świątynię dla Weretrangi i Mitry. Był ulubieńcem bogini Anahity. – Atossa przechyliła głowę w stronę posągu z brązu. Szyję bogini zdobiła girlanda świeżych letnich kwiatów. Uznałem to za coś w rodzaju groźnego cudu. Nie wiedziałem, że w Suzie przez całą zimę hoduje się kwiaty w cieplarniach, luksus wynaleziony przez. Medów.
Atossą rozpytywała mnie o dziadka. Powiedziałem jej tyle, ile wiedziałem o jego objawieniach. Opisałem także jego śmierć. Szczególne wrażenie zrobił na niej fakt, że na własne uszy słyszałem głos Mądrego Pana.
Jakkolwiek Atossą i jej magowie byli wyznawcami Kłamstwa, to mimo wszystko musieli oddawać cześć Mądremu Panu jako niezwykle potężnemu bogowi, gdyż sam Wielki Król obwieścił całemu światu, że zarówno koronę, jak i zwycięstwa zawdzięcza Mądremu Panu. Atossą nie mogła przeciwstawiać się swojemu małżonkowi,
Dariuszowi, traktowała więc całą tę sprawę ze zrozumiałą ostrożnością.
– Zoroaster jest tutaj czczony – mówiła teraz bez większego przekonania. – I oczywiście ty i twoja matka… – Atossa ściągnęła brwi szukając odpowiedniego wyrażenia. Następnie posłużyła się wytwornym starym perskim wyrażeniem, którego nie sposób przetłumaczyć na grecki, ale które oznacza mniej więcej: jesteście nam bardzo drodzy, jak to kuzyni.
Zastanawiając się, jak na to zareagować, skłoniłem się bardzo nisko, Lais nie przygotowała mnie na taką uprzejmość.
Lecz Atossa nie spodziewała się odpowiedzi. Przez długą chwilę patrzyła na mnie tymi swoimi dociekliwymi niebiesko-czerwonymi oczami.
– Postanowiłam przenieść was do lepszego pomieszczenia. Musisz powiedzieć swojej matce, że bardzo się zdziwiłam, gdy mi doniesiono, że umieszczono was w starym pałacu. To był błąd. Ci, którzy go popełnili, zostali ukarani. Możesz ją też zawiadomić, że przed przeniesieniem się dworu do Ekbatany, przyjmę ją. Postanowiono również, że będziesz uczęszczał do pierwszego oddziału pałacowej szkoły, razem z książętami krwi.
Musiałem chyba okazać zadowolenie, bo królowa wyglądała na mniej zadowoloną.