– Opowiedz wszystko od początku – poprosił książę Dźeta. Tak też zrobiłem. Opowiedziałem im wszystko, co moim zdaniem mogło ich zainteresować. Dziwiłem się, że żadne z nich nie chciało słuchać o Persji. Zaraz po ślubie Ambalika nie mówiła o niczym innym. Ale wtedy spodziewała się, że pojedzie ze mną do Suzy. Obecnie całkiem przestał ją obchodzić zachód i ja.
Natomiast fascynowały ich Chiny. Książę Dźeta, jak się okazało, miał swój udział w kompanii handlowej zabiegającej o otwarcie szlaku jedwabnego.
– Teraz wy opowiedzcie mi, co się tutaj wydarzyło – zażądałem z gardłem wyschniętym od długiego mówienia.
Ambalika zrobiła leciutki gest ostrzegawczy, co znaczyło, że nas podsłuchują. Po czym oświadczyła entuzjastycznie:
– Ojciec jest teraz władcą świata. Jakżeż radują nas jego zwycięstwa. Jego mądrość. Jego dobroć. – I tak dalej w podobnym stylu. Niedużo się z tego dowiedziałem.
Gdy spytałem o Buddę, książę Dźeta rzekł:
– Osiągnął nirwanę cztery lata temu.
– Po zjedzeniu ciężkiego posiłku składającego się z wieprzowiny i grochu. – Ambalika była już znowu sobą i nie dbała o ostrożność.
– To tylko plotki. – Jej frywolność nie przypadła do gustu księciu. – Wiemy na pewno tylko to, że miał spokojną śmierć. Ostatnie jego słowa brzmiały: „Wszystkie rzeczy złożone ulegają rozkładowi, walczcie uparcie.”
– Śariputra jest nadal głową zakonu? Książę Dźeta potrząsnął głową.
– Umarł przed Buddą. Obecnie jego funkcje przejął Ananda. Nawiasem mówiąc, wszyscy tu mieszkają.
– Zajęci sporami o to, co Budda powiedział i czego nie powiedział. – Ambalika nie pozbyła się swej nietolerancyjności wobec innego świata i jego wiernych wyznawców.
– Ananda jest dobrym zwierzchnikiem gminy – rzekł książę bez większego przekonania. – Mnisi muszą nadal uczyć się słów Buddy tak samo jak za jego życia.
– Tyle tylko – mówiłem z własnego smutnego doświadczenia z kapłanami – że Buddy już nie ma, by poprawiać ich błędy.
– To prawda. I nie muszę chyba dodawać, że wybuchły już poważne spory o to, co powiedział i czego nie powiedział.
– Będzie tych sporów więcej. – Z upływem lat nie przestałem zdumiewać się i oburzać na nowe doktryny, jakie zoroastryjczycy dla własnej wygody rozpowszechniają w imieniu mego dziadka. Tuż przed ostatnim wyjazdem z Suzy odwiedziłem ich głównego kapłana. Gdy przypisał mojemu dziadkowi jakieś bezsensowne wiersze, oświadczyłem mu ostro, że Zoroaster nigdy nic takiego nie powiedział. Ten szarlatan odrzekł z nieporuszoną twarzą: „Masz rację. Prorok nie powiedział tego w tym życiu. Wygłosił te wiersze w moim ostatnim śnie i kazał mi je spisać natychmiast po obudzeniu.”
W ten sposób Kłamstwo zwycięża Prawdę – w każdym razie w czasie długiego panowania. No cóż, fałszywi kapłani poczują żar płynnego metalu. To pewne.
Następne kilka tygodni upłynęło bardzo przyjemnie. Chociaż otyła Ambalika nie działała już na moje zmysły, stwierdziłem, że jest nadal nie tylko miła, lecz i inteligentna. Podczas naszej pierwszej wspólnej nocy zaprowadziła mnie na dach, z którego roztaczał się widok na rzekę. Pamiętam, że ubywało księżyca, że dymy z ognisk na wybrzeżu były równie gryzące jak zawsze. W Indiach nigdy nic się nie zmienia.
– Teraz nikt nas nie może słyszeć. – Siedzieliśmy obok siebie na łożu. Księżyc świecił nam wprost w oczy. Daleko na wschodzie majaczyły Himalaje, ciemne bryły na tle nieba.
– Gdzie jest twój ojciec? – Nie miałem zamiaru spotykać się z tym kapryśnym człowiekiem, jeśli dałoby się tego uniknąć.
– W porze suchej zawsze jest z wojskiem. Przebywa więc prawdopodobnie gdzieś na granicy republiki Lićchawich, która nie chce się poddać. Nie mam pojęcia, dlaczego. Gdyby Lićchawi się poddali, może niektórych zachowałby przy życiu. A tak zabije ich wszystkich.
– Jest rzeczywiście władcą świata, prawda? – Byłem ostrożny nie wiedząc, w jakiej mierze moja żona jest stronniczką swego ojca.
– Jeszcze nie złożono ofiary z konia, ale… Tak. Nie mieliśmy jeszcze takiego króla w naszych dziejach.
Patrzyliśmy na spadające gwiazdy i słuchaliśmy, jak ktoś na dole gra na rozstrojonej lutni.
– Ożeniłeś się chyba po raz drugi? – Zadała to pytanie bez szczególnego nacisku.
– Jestem… a raczej byłem… żonaty z siostrą Wielkiego Króla. Ona umarła.
– Mieliście dzieci?
– Nie. Tylko ty jesteś matką moich dzieci.
– Czuję się zaszczycona. – Ton głosu Ambaliki był poważny, ale wyraźnie kpiła sobie ze mnie.
Nie zareagowałem.
– O ile wiem, nie było dotychczas nikogo, kto jak ja miałby w dalekim kraju synów z córką króla.
– Persja jest dalekim krajem – rzekła Ambalika szorstko. – M y jesteśmy u siebie.
– Myślałem, że chcesz pojechać ze mną do Persji. Ambalika się roześmiała.
– Powiedzmy sobie, że ja tak samo chciałabym jechać do Persji, jak ty chciałbyś mnie tam mieć.
– Ja chyba chciałbym…
– Nie mów głupstw! – Nagle zrobiła się podobna do młodej dziewczyny, którą poślubiłem. – Nie wiedziałbyś, co ze mną robić, a ja na pewno nie wiedziałabym, co robić w kraju, w którym jest mnóstwo śniegu i lodu, i niebieskookich ludzi. – Zadrżała na tę myśl.
– Ale nasi synowie…
– Muszą pozostać tutaj.
– Muszą? – Rozzłościłem się. W końcu byli to m o i synowie i gorąco pragnąłem zabrać ich do Suzy z matką czy bez matki.
– Tak, muszą. Nie masz zresztą w tej sprawie wyboru. Ani ja – dodała. – Taka jest wola mego ojca. Podoba mu się myśl o perskich wnukach. Uważa, że pewnego dnia okażą się pożyteczni.
– Jako posłowie? Skoro nigdy nie odwiedzili swojej ojczyzny, jaki z nich będzie pożytek?
– On już coś wymyśli. Nie martw się o to. W każdym razie posłał po starego Karakę, żeby ich uczył perskiego.
Ucieszyłem się, że Karaka jeszcze żyje. Według Ambaliki nadzorował wytop żelaza w królestwie Magadhy.
– A co w Chinach? – spytała, poprawiając połyskliwy szal mający ją chronić przed ciepłym nocnym wiatrem. – Ożeniłeś się tam z kimś?
– Miałem dwie urocze konkubiny. Żony nie miałem.
– A dzieci?
– Nie. Kobiety w Chinach znakomicie opanowały sztukę unikania ciąży.
Ambalika przytaknęła.
– Słyszałam o tym. My też naturalnie mamy pewne zaklęcia, które zawsze są skuteczne. Oprócz tych wypadków, kiedy nie są.
– W Chinach kobiety piją jakieś napary. Ale kiedy pytasz, co to jest, tylko chichoczą. Chińczycy lubią tajemnice. Moje dziewczyny były rozkoszne. Spodobałyby ci się.
– Prawie każde towarzystwo by mi się tutaj spodobało. Jako jedyna żona nieobecnego męża, w domu dziadka, który nie ma konkubiny młodszej niż sześćdziesięcioletnia, jestem tu raczej dość samotna. Co zrobiłeś z dziewczętami wyjeżdżając z Chin?
– Jedną wysłałem z powrotem do jej wsi, dając dość pieniędzy, żeby sobie znalazła męża, a drugą wziął do siebie mój przyjaciel, Fan Cz’y. Tak był w niej rozkochany, że cieszyłem się mogąc dać mu prezent, na którym mu naprawdę zależało.
– Nie będę się więc cieszyć ich towarzystwem. – Ambalika powiedziała to wręcz ze smutkiem. – Twoim też niedługo, prawda?