Выбрать главу

Posłusznie przyjąłem polecenie.

Od pierwszej chwili obaj z Kalliasem rozumieliśmy się znakomicie. Słuchałem jego opowieści o Maratonie i początkowo byłem nimi wręcz zachwycony. Potem już mnie nudziły. Dzisiaj znów mnie bawią. Tak niewiele w naszym życiu pozostaje niezmienne, że prawdziwą przyjemność sprawia ktoś, kto rok po roku opowiada ci o tych samych zdarzeniach w dokładnie tych samych słowach. W świecie, w którym wszystko jest płynne, nudziarstwo Kalliasa to wielkość stała.

Pokazałem Kalliasowi i innym członkom jego poselstwa Persepolis. Przejęli się należycie nie tylko bogactwem Persji – na co byli przygotowani – lecz i niezwykłymi cudami architektury, wzniesionymi przez Kserksesa. Wśród Ateńczyków znajdowali się dwaj budowniczowie. Jeden z nich przyjaźni się z Fidiaszem i pewien jestem, że tuż za naszym domem, pośród całego tego harmidru i złodziejstwa, wyrasta kopia pałacu zimowego w Persepolis jako symbol ateńskiego geniuszu.

Nie wolno mi wyjawiać szczegółów traktatu. Były tajne czternaście lat temu, kiedy zaczęły się rozmowy, i są tajne również teraz, kiedy pokój ma już moc obowiązującą, odkąd Kimon tak bardzo w porę umarł na Cyprze trzy lata temu. Mogę powiedzieć tylko, że każda ze stron zobowiązała się nie przekraczać swojej strefy wpływów. Persja ma trzymać się z dala od wybrzeży Morza Egejskiego, Ateny mają trzymać się z dala od Azji Mniejszej. Wbrew legendzie nie istnieje podpisany i przypieczętowany traktat, gdyż Wielki Król może układać się jedynie z równymi sobie. A ponieważ jest królem królów, nie ma równych sobie. Toteż może tylko okazać, że przystaje na traktat. W wyniku zdarzeń przy ujściu Eurymedonu Persowie odnosili się wciąż jeszcze wrogo do Greków, negocjacje więc utrzymano w tajemnicy. Jedynie Wielki Król, królowa matka i ja znamy wszystkie szczegóły.

W końcu, po śmierci Kimona i objęciu rządów przez Peryklesa, traktat został zatwierdzony przez obie strony, a mnie wysłano do Aten jako namacalny symbol naszej wspaniałej ugody. Miejmy nadzieję, że pokój okaże się trwalszy niż symbol, który nie ma zamiaru przeżyć jeszcze jednej zimy w tym strasznym mieście, w tym pełnym przeciągów domu, w tym obłąkanym państwie.

Ty pochowasz moje szczątki, Demokrycie. Chcę jak najszybciej powrócić do pierwotnej jedności. Co za dziwna pomyłka! Cytuję Mistrza Lao. Nie chodzi mi rzecz jasna o pierwotną jedność, lecz o Mądrego Pana, od którego przychodzą nasze dusze, do którego nasze dusze, oczyszczone z kłamstwa, wracają, gdy dobiegnie kresu czas długiego panowania.

Dla twojej uciechy, Demokrycie, powinienem wspomnieć, że podczas mojego ostatniego posłuchania u królowej matki oczarował mnie i zachwycił dwudziestojednoletni eunuch imieniem Artoksares. Był nam niesłychanie pomocny przy opracowywaniu szczegółów traktatu. Jeśli to prawda, że Amestris korzysta z jego nieco ograniczonych względów, pochwalam jej gust. Jest nie tylko inteligentny, lecz i piękny. Miał podobno też romans z Apollonidesem, kochankiem Amytis. Obawiam się, że pewnego dnia te dwie potężne damy zmierzą się ze sobą. Kiedy to nastąpi, będę po raz pierwszy i ostatni szczęśliwy, że jestem wygnańcem w Atenach.

KSIĘGA DZIEWIĄTA

Pokój Peryklesa l

1

Wczoraj Perykles uczcił wieczorem muzycznym w domu Aspazji trzecią rocznicę mojej misji. Jak wszystko co dotyczy owej rzadko oficjalnie uznawanej, a jeszcze rzadziej chwalonej misji, przyjęcie odbyło się we względnej tajemnicy, zorganizowane w ostatniej chwili. Tuż przed zachodem słońca, kiedy miałem już kłaść się do łóżka, przybiegł Demokryt z wiadomością, że Perykles chciałby mnie zobaczyć. Pospieszyliśmy przez miasto zasłoniwszy twarze szalami, aby konserwatyści nie zorientowali się że niecny przedstawiciel Wielkiego Króla spiskuje z Peryklesem, jak pozbawić Ateny wolności.

Dwaj scytyjscy policjanci stali na warcie u wejścia na dróżkę – trudno by to było nazwać ulicą – która prowadzi do domu Aspazji. Spytali Demokryta, czego tu szukamy. Podał im jakieś hasło, i pozwolili nam przejść.

Zgrzałem się, zanim dotarliśmy na miejsce. Lato tu bywa równie gorące jak zima mroźna. Tutejszy klimat jest właściwie niemal tak samo okropny jak w Suzie, jeśli to w ogóle możliwe. Co prawda zrobiłem się teraz nadzwyczaj wrażliwy na gorąco czy zimno. Wczoraj wieczorem wchodząc do domu Aspazji spływałem potem.

Demokryt mówi mi, że dom urządzono bardzo wytwornie. Ale skąd mógłbyś to wiedzieć? Mimo bogactwa twego pradziadka dom w Abderze, gdzie się chowałeś, to, mówiąc oględnie, wiejska chałupa. W tych stronach tylko dom Kalliasa wydaje mi się zarazem wygodny i okazały. Oczywiście, mam świadomość, że na marmurowych posadzkach leżą dywany, a w piecykach pali się słodko pachnące drewno.

Do wnętrza domu Aspazji wchodzi się przez długi, wąski, nisko sklepiony korytarz prowadzący na mały dziedziniec. Na prawo od dziedzińca znajduje się sala recepcyjna z kolumnadą, nie o wiele obszerniejsza niż pokój, w którym teraz siedzimy chroniąc się przed słonecznym żarem.

Od pierwszej chwili nie ulegało dla mnie wątpliwości, że pani domu pochodzi z Miletu. Kosztowne perfumy przesycały powietrze, a muzykanci grali tak cicho, że kto nie chciał słuchać muzyki, nie był do tego zmuszony. Rzadko to się zdarza w Atenach, których mieszkańcy są tak mało muzykalni, że na koncercie starają się słyszeć każdą nutę, chcąc za wszelką cenę zrozumieć, dlaczego powinni być zachwyceni. Grecy z Azji Mniejszej są inni. Muzykę traktują jako dopełnienie rozmowy, jedzenia, nawet zabaw miłosnych. Muzyka to dla nich cząstka powietrza, którą oddychają, a nie równanie matematyczne, które ma rozwiązać Pitagoras.

W pomieszczeniu znajdowało się kilkanaście osób. Demokryt mówi, że było tam dziesięciu gości i kilkoro niewolników z Sardes grających na różnych instrumentach i podających potrawy. Przywitał mnie Ewangelos, ochmistrz Peryklesa. Ta głośna osobistość przebywa zwykle na wsi doglądając posiadłości wodza i jego dwóch prawowitych synów; tydzień temu jednak Ewangelos przyjechał do miasta, gdzie wraz z resztą Aten świętuje tropaion zwycięstwa, który zgromadzenie właśnie przyznało Peryklesowi. Oficjalnie tropaion przyznany został za odzyskanie Eubei. Naprawdę wzniesiony będzie na cześć Peryklesa za przebiegłość, z którą poradził sobie z królem Sparty ubiegłej zimy, kiedy armia spartańska okupowała Attykę i Ateńczycy tłoczyli się za swoimi długimi murami.

Gdy z kwatery głównej Spartan w Eleusis nadeszło żądanie poddania miasta, zgromadzenie skłonne było to zrobić. Ostatecznie Sparta ma przecież najlepszą armię w świecie greckim. Dlaczego więc się opierać? Ateny to potęga morska, nie lądowa. Lecz Perykles nie zamierzał poddawać czegokolwiek. Doprowadził do potajemnego spotkania z królem Sparty, młodzieńcem o zdumionych oczach, który do tego czasu nie był nigdzie poza Peloponezem. Podejrzliwa starszyzna spartańska, świadoma jak młody i niedoświadczony jest król, wyznaczyła specjalnego doradcę, żeby czujnie pilnował chłopca. Ale, jak później twierdził Perykles, tego typu spartańska ostrożność po prostu podwaja cenę. Nieletni król otrzymał trzy złote talenty do zainkasowania w Delfach, podczas gdy doradca, sprytny polityk, dostał od razu siedem złotych talentów. Po opłaceniu króla i doradcy spartańscy żołnierze natychmiast ruszyli do domu. Chłopiec został przez starszyznę skazany na ogromną grzywnę, specjalny doradca natomiast uciekł na Sycylię, gdzie, jak przypuszczam, korzysta obecnie ze swoich bogactw.

– Zastanawiam się tylko – powiedział Perykles na przyjęciu – jak wytłumaczyć tę wypłatę zgromadzeniu.

Rada Aspazji była nieskomplikowana.

– Przedstawiając swoje rachunki dodaj po prostu: „konieczne wydatki – dziesięć talentów”.