– Wielki Król powiedziałby to samo.
– Oto czego doczekaliśmy! – Perykles klasnął w dłonie. Z radości? Nie umiałem tego poznać po jego głosie. – Znałeś Temistoklesa – stwierdził raczej, niż spytał.
– Tak. Wystąpiłem jako tłumacz, kiedy pierwszy raz przybył do Suzy.
Perykles wstał. Ofiarował mi ramię, muskularne ramię wojownika. Podniosłem się z trudem.
– Chciałbym z tobą porozmawiać na osobności.
Przeszliśmy przez pokój. Perykles wprawdzie przystawał, żeby zamienić kilka słów z tym czy innym gościem, lecz ani razu nie zwrócił się do żadnej kobiety, prócz Aspazji. Zaprowadził mnie do małego dusznego pokoju cuchnącego stęchłą oliwą.
– Tutaj pracuję. – Usadowił mnie na krześle. Siedzieliśmy tak blisko siebie, że czułem woń jego potu, przypominającą zapach rozgrzanego mosiądzu. – Miałem dwadzieścia osiem lat, kiedy skazano Temistoklesa na wygnanie. Uważałem go za największego człowieka, jaki kiedykolwiek żył w tym mieście.
– Obecnie jednak… – zacząłem jak dworzanin, ale wódz mi przerwał; nie jest łasy na pochlebstwa, w każdym razie te w perskim stylu. Jako Grek, woli odmianę attycką.
– Zmieniłem zdanie od tego czasu. Był to człowiek zachłanny. Brał pieniądze od każdego, nawet od tyrana z Rodos, co jest niewybaczalne. Co gorsze, położywszy rękę na pieniądzach tyrana nie zrobił nic, żeby mu pomóc.
– Może w ten sposób Temistokles chciał dowieść, że prawdziwy z niego demokrata. – Nie mogłem powstrzymać się od żarciku kosztem stronnictwa Peryklesa.
Pominął żart milczeniem.
– Temistokles pokazał, że jego słowo nic nie znaczy. Ale był to w swoim czasie nasz największy wódz. Co ważniejsze, czy może w ogóle najważniejsze, rozumiał świat lepiej niż wszyscy inni znani mi ludzie.
– Nawet Anaksagoras?
– Anaksagoras zna wiele tajemnic dotyczących stworzenia świata. Te sprawy są naturalnie ważne i bardzo głębokie. Ja jednak miałem na myśli politykę. Temistokles wiedział, co ludzie zrobią, zanim jeszcze oni sami to wiedzieli. Umiał patrzeć w przyszłość. Umiał przewidzieć, co się zdarzy niebawem, i nie sądzę, żeby ten dar otrzymał od Apollina. Nie. Sądzę, że umiał przepowiadać przyszłość, ponieważ w pełni rozumiał teraźniejszość. Dlatego chcę wiedzieć… – Perykles przerwał. Miałem uczucie, że na mnie patrzy.
– Co chciałbyś wiedzieć, wodzu?
– Co Temistokles mówił wam o Atenach, o Sparcie, o Persji. Oczywiście nie wezmę ci za złe, jeśli nie zechcesz mi powiedzieć.
– Powiem ci, co mogę. – Byłem uczciwy. – To znaczy to, co pamiętam, a moja pamięć, kiedy chodzi o niedawną przeszłość nie jest zbyt dobra. Potrafię powtórzyć ci każde słowo Wielkiego Króla Dariusza sprzed trzydziestu lat, za to zapomniałem już niemal wszystko co zeszłej zimy w Odeonie mówił Tukidydes.
– Masz szczęście. Też chciałbym zapomnieć. Ale on mi nie pozwala. To zapaśnik, wiesz przecież. Na dodatek kiepski zapaśnik. Taki, co to czepia się kurczowo, a potem ukradkiem gryzie. Ateny są o wiele za małe dla nas obu. Wcześniej czy później jeden z nas będzie musiał je opuścić. Ponieważ… – Perykles znowu przerwał.
Ma skłonność do litowania się nad sobą, co przyjmuje formę udawania, że w ogóle nie jest w stanie zrozumieć, o co chodzi opozycji. Na ostatnim zgromadzeniu zachowywał się wręcz dziecinnie. Zarzucono mu, że wydaje zbyt dużo państwowych pieniędzy na nowe budynki. Zamiast oświadczyć, że gdyby nie wydawał pieniędzy, połowa mieszkańców Aten byłaby bezrobotna, Perykles powiedział: „Bardzo dobrze. Wykończę te budowle za własne pieniądze. A potem będą służyły mnie, a nie miastu. „Ponieważ chóralne: „Nie!” zostało już poprzednio starannie wyreżyserowane, otrzymał kredyty i ocalił własny majątek.
Perykles sprawy polityczne bierze na pewno nazbyt osobiście. Bo też w takim małym mieście, gdzie przywódcy znają się nawzajem stanowczo za dobrze, ich wzajemne napaści są zawsze osobiste i wymierzone nie tylko, by ranić, lecz i jątrzyć.
W każdym razie przynaglany przez Peryklesa postarałem się w miarę możliwości odtworzyć jedyną prywatną rozmowę, którą przeprowadziłem z Temistoklesem. Odbyła się w Magnezji rok czy dwa przed jego śmiercią. Nie pamiętam już, dlaczego znalazłem się w tych okolicach. Pamiętam jednak, że gdy rozeszła się wiadomość, iż zbliża się Przyjaciel Króla, Temistokles wyprawił do mnie posłańca. Czy zechcę być jego gościem w domu namiestnika? Oczywiście jako Pers ucieszyłem się, że wielki człowiek mnie pamięta. Oczywiście jako Grek domyśliłem się, że czegoś ode mnie chce.
Pamiętam, że było późne popołudnie, chyba latem. Siedzieliśmy we dwóch na pięknym tarasie wychodzącym na ogrody jego rozległych włości. Przez wiele lat Temistokles zgromadził ogromny majątek, który rozmaitymi sztuczkami udało mu się wywieźć z Aten, zanim pozbawiono go władzy.
– Doszło do nieporozumienia między mną a satrapą Sardes. – Temistokles sam nalewał nam wino. – Drobna sprawa, ale… – Greckim zwyczajem wylał parę kropel wina na kamienną posadzkę. – Przed wielu laty ustawiłem w Atenach posąg zwany woziwodą. Na pamiątkę okresu, kiedy byłem nadzorcą wodnym, bardzo trudna robota, z której, jak sądzę, wcale nieźle się wywiązałem. Posąg jest z brązu, w starym stylu naturalnie, lecz wszystkim zawsze się podobał. Tak czy owak, po upadku Aten Persowie zabrali posąg i ustawili go w świątyni Hery w Sardes. (Tak, Demokrycie, powiedział „po upadku Aten”.) Wobec tego spytałem satrapę, czy mógłbym odkupić posąg od świątyni i odesłać go do Aten. Rozumiesz, jako symbol pokoju między Persami a Grekami i tak dalej.
Satrapa wpadł w furię. Oskarżył mnie o znieważenie Wielkiego Króla, o zdradę, o… – Temistokles nader szczegółowo wymieniał pogróżki satrapy. Był nimi szczerze wstrząśnięty. Starałem się go uspokoić. Przyrzekłem, że załatwię sprawę zarówno z kancelarią, jak z trzecim domem haremu. Mówiłem, że Wielki Król na pewno przykłada więcej wagi do traktatu pokojowego niż do jednego posągu. Niestety w tym samym mniej więcej czasie Ateńczycy uznali za właściwe zaatakować naszą prowincję, Egipt. Wielki Król w przystępie gniewu kazał Temistoklesowi zebrać flotę. W tydzień później Temistokles umarł, podobno ugryziony przez konia; a posąg woziwody do dzisiaj znajduje się w Sardes.
Kiedy zdołałem wreszcie przekonać Temistoklesa, że Wielki Król nie ulegnie naciskom byle satrapy Lidii, przystąpiliśmy do omawiania tysiąca rozmaitych spraw. Miał umysł bystry i chłonny. Zadawał wiele pytań i słuchał, jeśli nie wszystkich, to wielu moich odpowiedzi.
Ja też stawiałem mu pytania. Oczywiście, zagadnąłem go o Egipt. Już wtedy wszyscy wiedzieli, że w Egipcie żywioły niezadowolone liczą na pomoc z zewnątrz. Czy Ateńczycy poprą egipski bunt przeciw Persji? Odpowiedź Temistoklesa była stanowcza:
– Jeśli Ateńczycy nie są zupełnie obłąkani, czego nie można wykluczyć, jak wiem z osobistego doświadczenia – uśmiechnął się – nigdy nie zaatakują żadnego z krajów Azji i Afryki. Jaki by to miało cel? Na pewno nie zwyciężyliby. Nie są dość liczni.
Powtórzyłem te słowa Peryklesowi, który powiedział półgłosem:
– Ta. k, tak. Ma rację, że nas jest za mało. Mów dalej, proszę. Powtórzyłem resztę tego, co zapamiętałem. Przebieg naszej rozmowy był mniej więcej taki:
– Jestem pewien, że Atenom nie zagraża już nic ze strony Wielkiego Króla. – Temistokles obrzucił mnie spojrzeniem z ukosa, żeby zobaczyć, do jakiego stopnia na serio przyjąłem to stwierdzenie w ustach Greka na perskim żołdzie.