Выбрать главу

– Dlaczego Spartą jest tak niebezpieczna? – zapytałem.

– Bo Spartanie żyją wyłącznie dla wojny. Są inni niż wszystkie narody. Spartą to nie miasto, to obóz wojskowy. Spartanie chcą podbić całą Grecję. Zazdroszczą Atenom. Nienawidzą naszego ojca, Pizystratesa, ponieważ kochał go cały lud i wszyscy bogowie. Przecież bogini Atena osobiście zaprowadziła mojego ojca na Akropol i na oczach wszystkich obywateli jemu i jego spadkobiercom dała władzę nad miastem. – Nie mam pojęcia, czy Tessalos wierzył w tę historię. Dziś żaden Ateńczyk nie dałby się na nią nabrać. A wówczas? Mam co do tego wątpliwości.

A tak naprawdę to Pizystrates i jego przyjaciele namówili wysoką dziewczynę imieniem Fya, żeby przebrała się za Atenę. Poznałem jej wnuka, który z wielką przyjemnością opowiada o tym, jak jego babka prowadziła Pizystratesa świętą drogą do świątyni Ateny na Akropolu. Większość ludzi i tak popierała Pizystratesa, więc udawali, że Fya jest naprawdę Ateną. Reszta milczała – ze strachu.

Zwykłą koleją rzeczy Pizystrates został później wygnany z Aten. Przeniósł się do Tracji, gdzie miał kopalnie srebra. Przez jakiś czas współpracował z moim dziadkiem, Megakreontem. Gdy tylko dorobił się nowej fortuny, wypłacił się przywódcom arystokratycznej partii Likurga. Następnie przekupił handlowe stronnictwo Megaklesa. Ponieważ miał poparcie zwykłych ludzi, mógł powrócić do Aten jako tyran i zmarł tam, dożywszy szczęśliwie późnej starości. Następcami byli jego synowie Hippiasz i Hipparch.

Istnieją dwie teorie – dwie? Chyba tysiąc! – dotyczące motywów, którymi kierowali się mordercy Hipparcha. Jedni doszukują się w tej zbrodni motywów politycznych, inni sądzą, że to po prostu sprawka pary oszalałych nagle kochanków. Podejrzewam, że ci ostatni mają rację. Tak samo uważa Elpinika. Jak niedawno stwierdziła, żaden z owych młodych morderców nie był powiązany z ową słynną rodziną, co miało zasadnicze znaczenie dla tych arystokratów, którzy sprzeciwiali się tyranii. Mam oczywiście na myśli spadkobierców przeklętego… tak, dosłownie przeklętego Alkmeona, mordercy ludzi, którzy schronili się w świątyni. W rezultacie Alkmeon został obłożony klątwą, a ta przez całe pokolenia przechodzi z ojca na syna. Nawiasem mówiąc, Perykles jest po matce Alkmeonidą. Biedak! Jakkolwiek nie wierzę w żadne greckie bóstwa, to skłonny jestem wierzyć w potęgę klątwy. W każdym razie wróg Alkmeona, Klejstenes, organizował ze swojej siedziby w Delfach opozycję przeciwko popularnemu Hippiaszowi.

– Klejstenes jest niebezpieczny! – powiedział Tessalos ponurym tonem. – I niewdzięczny, jak wszyscy Alkmeonidzi. Po objęciu władzy po naszym ojcu Hippiasz dał Klejstenesowi urząd. A on teraz pojechał do Sparty, żeby zorganizować najazd na Ateny. Wie dobrze, że usunąć można nas tylko przy pomocy obcych wojsk. Żaden Ateńczyk tego nie zrobi. Jesteśmy lubiani. Alkmeonidzi nie.

Przewidywania Tessalosa, choć nie bezstronne, okazały się prawdziwe. W rok czy dwa po tej rozmowie Klejstenes wtargnął do Aten razem ze spartańską armią i Hippiasz został obalony. Przysiągł wtedy posłuszeństwo Wielkiemu Królowi i osiadł wraz z rodziną w Sigejon, nowym mieście w pobliżu ruin Troi.

Hippiasz był związany z kapłanami Appolina w Delfach. Brał również udział w kierowaniu misteriami w Eleuzis, w których Kallias dzierży swoją dziedziczną pochodnię. Mówią o nim, że wie więcej o wyroczniach niż jakikolwiek inny Grek. Umie również przepowiadać przyszłość. Kiedyś, gdy byłem jeszcze młody i bezczelny, zapytałem tyrana, czy przewidział własny upadek.

– Tak – powiedział. Czekałem na szczegóły. Na próżno.

Ilekroć mowa jest o politycznej czy moralnej tajemnicy, Ateńczycy chętnie cytują swojego mędrca Solona. Zrobię to samo. Solon miał rację oskarżając nie Pizystrata, lecz Ateńczyków o wyniesienie tyrana na tron. Powiedział… co?

Demokryt przytacza dokładnie brzmienie słów Solona: „Uczyniliście tych ludzi wielkimi dając im swoje poparcie i w ten sposób sami popadliście w złą niewolę. Każdy z was z osobna usiłuje stąpać jak lis, ale wszyscy razem jesteście bezmyślni. Baczycie bowiem tylko na słowa przebiegłego człowieka, a nie widzicie tego, co czyni.”

Wydaje mi się. że jest to najlepsza analiza ateńskiego charakteru, na jaką możemy liczyć – i do tego z ust Ateńczyka! Jedna tam tylko brzmi fałszywa nuta. Nikt nie popadł w złą niewolę. Tyrani cieszyli się popularnością i gdyby nie spartańska armia Klejstenes nigdy by nie obalił Hippiasza. Później, żeby umocnić swoje panowanie, Klejstenes musiał poczynić pewne ustępstwa wobec motłochu, który poprzednio popierał tyranów. Rezultat? Słynna ateńska demokracja. W owych czasach jedynym rywalem politycznym Klejstenesa był przywódca stronnictwa arystokratycznego, Isagoras.

Obecnie, po upływie pół wieku, nic się nie zmieniło, z wyjątkiem tego, że zamiast Klejstenesa rządzi Perykles; zamiast Isagorasa, Tukidydes. A spadkobiercy Pizystratesa są właścicielami ziemskimi i żyją sobie bardzo dobrze niedaleko Hellespontu. Wszyscy z wyjątkiem mojego przyjaciela Milona. Padł pod Maratonem walcząc dla rodziny i Wielkiego Króla.

Tej nocy, w drodze z Suzy do Ekbatany, stałem się gorącym zwolennikiem Pizystratydów. Oczywiście, nie mówię o tym dzisiejszym Ateńczykom, których przez pół wieku uczono nienawidzić rodzinę wielbioną przez ich dziadków.

Kiedyś poruszyłem ten temat bardzo delikatnie z Elpiniką. Wykazała zaskakujące zrozumienie sprawy. – Byli to najlepsi władcy, jakich kiedykolwiek mieliśmy. Ale Ateńczycy wolą chaos od porządku. A poza tym nie lubimy naszych wielkich ludzi. Zobacz, co ten lud zrobił mojemu bratu, Kimonowi.

Żal mi Peryklesa. Wszyscy się zgadzają, że to wielki człowiek, musi więc źle skończyć. Elpinika sądzi, że jeszcze rok czy dwa i zostanie skazany na wygnanie.

Ale na czym to ja stanąłem? Aha, na Ekbatanie.

Nawet dzisiaj, kiedy większość moich wspomnień nie wiąże się z żadnym obrazem – w jakiś tajemniczy sposób ślepota zmazała ich tak wiele – wciąż widzę zadziwiająco piękny wjazd do Ekbatany.

Długo jedzie się przez ciemny las. Nagle, gdy mogłoby się zdawać, że miasto zostało gdzieś przeniesione albo że zboczyłeś na manowce, ukazuje się oczom podróżnika niczym fatamorgana miasto-forteca, otoczone siedmioma koncentrycznymi murami, każdy innego koloru. W samym środku miasta złocisty mur otacza wzgórze wraz ze stojącym na nim pałacem.

Ponieważ płaskowyż Medii porasta gęsty las, pałac zbudowano z cyprysów i cedrów. Dlatego komnaty silnie pachną starym drewnem i co pewien czas wybuchają pożary. Natomiast fasada pałacu pokryta jest kwadratowymi płytami z zielonej miedzi jak zbroją. Niektórzy przypuszczają, że Medowie chcieli w ten sposób zapobiec spaleniu pałacu przez wroga. Ja jednak sądzę, że było to pomyślane wyłącznie jako dekoracja. Efekt jest wyjątkowo piękny. Zwłaszcza kiedy słońce roziskrza bladozieloną miedź i wydobywa ciemną zieleń jodeł porastających góry za miastem.

Tego popołudnia, kiedy wjechaliśmy do Ekbatany, mieliśmy dziewięć godzin na podziwianie urody tego miasta. Był to czas potrzebny do przedostania się całego orszaku przez siedem miejskich bram. Nic na świecie nie da się porównać z chaosem i zamieszaniem, jakie towarzyszą przybyciu dworu perskiego do wielkiego miasta.

W czasie tych godzin spędzonych przed bramami Ekbatany nauczyłem się od Tessalosa licznych wyrażeń greckich, których od tego czasu używam z dużą przyjemnością.

6

Za moich czasów życie szkolne było wyczerpujące. Wstawaliśmy przed świtem. Ćwiczono nas w używaniu wszelkiego rodzaju broni. Obok matematyki i muzyki uczono nas nawet prac polowych i hodowli, czytania i na wszelki wypadek również pisania, budowania nie tylko mostów i umocnień, lecz i pałaców. Podawano nam tylko jeden skąpy posiłek dziennie.