– Ja jestem dzieckiem ziemi i gwiaździstego nieba – oświadczyła Lais. Zaczęła śpiewać nader długą i tajemniczą pieśń o stworzeniu świata, tak jak je widziały czarownice z Tracji. Słuchałem jej niecierpliwie.
Kiedy skończyła, Demokedes podjął przerwany wątek.
– Celem nauk Pitagorasa jest wyzwolenie się z cyklu ponownych narodzin. Uważa, że można to osiągnąć przez samozaparcie, obrzędy, przez oczyszczenie za pomocą odpowiedniej diety, przez studiowanie matematyki i muzyki. Niezależnie od tego, czy doktryna ta jest prawdziwa, czy nie, dzięki Pitagorasowi i jego szkole Krotona objęła obecnie swym wpływem niemal całą południową Italię.
– Nie dlatego – odezwał się Histiajos. – Podziękuj lepiej swojemu teściowi, Milonowi. To wielki żołnierz. – Jak na Greka Histiajos był zadziwiająco mało zainteresowany filozofią; słowo to wynalazł Pitagoras dla określenia prawdziwej miłości do wiedzy.
Pitagoras przy pomocy Demokedesa – tak przynajmniej poinformował mnie Demokedes – ustalił, że ośrodkiem myślenia jest mózg. Nie znam dowodów potwierdzających tę teorię, ale nawet gdybym je znał, pewnie bym ich nie zrozumiał. Wierzę jednak, że to prawda. Sprzeczałem się na ten temat z Chińczykami, którzy uważają, że ośrodek myślenia znajduje się w żołądku, wrażliwszym od innych organów, o czym świadczy to, że często burczy. Demokryt upomina mnie, że już o tym wspominałem. Miej do mnie cierpliwość. A poza tym powtarzanie to podstawa procesu uczenia się.
– Ja przypisuję sukces Krotony cnotom jej mieszkańców. – Demokedes znów zakaszlał w chustkę. – Oni wierzą, że ich nauczyciel jest bogiem, i nie wiem, czy nie mają racji.
– Ale czy o n tak uważa? – Histiajos lubił stawiać kropkę nad i. Demokedes potrząsnął głową.
– Sądzę, że według Pitagorasa wszystkie rzeczy są ze sobą powiązane, wszyscy jesteśmy częścią wszechświata i każde z nas cząstką całej boskości. Nie możemy jednak połączyć się z całością, zanim nie uwolnimy się od ciała, które jest naszym grobem.
– Dlaczego? – zapytała Lais.
– Aby wykroczyć poza ból świata, poza poczucie niepełności…
– Orfeusz zstąpił do piekła – powiedziała Lais jak gdyby w odpowiedzi; być może słusznie. Nigdy nie zapoznałem się dokładnie z kultem Orfeusza. Był Trakiem, który zszedł do piekła, aby domagać się powrotu zmarłej żony. Powrócił, ale bez niej. Zmarli nie powracają. Później rozerwano go na strzępy, myślę, że za bezbożność.
Kult Orfeusza był zawsze popularny w głębi kraju, zwłaszcza w nawiedzonej przez czarownice Tracji. Ostatnio kult ten zaczął się rozpowszechniać w całym greckim świecie. Niewiele o nim wiem, lecz wydaje mi się, że jest tylko zwulgaryzowaną wersją pięknej i naprawdę starożytnej legendy o Gilgameszu. On także zszedł do piekła, żeby odzyskać zmarłego kochanka, Enkidu. Nie, Demokrycie, Gilgamesz nie był wprawdzie Grekiem, ale autentycznym herosem i jak większość bohaterów chciał osiągnąć zbyt wiele. Nie było takiej rzeczy, której nie potrafiłby przezwyciężyć, z wyjątkiem śmierci, która jest nicością samą w sobie. Heros chciałby żyć wiecznie. Lecz nawet heroiczny Gilgamesz nie potrafił odwrócić naturalnego porządku rzeczy. Gdy pogodził się wreszcie z ostateczną prawdą, uzyskał spokój… i zmarł.
Poznałem historię Gilgamesza w Babilonie. Kiedyś Gilgamesz był przedmiotem kultu na całym świecie, ale dziś jest raczej zapomniany, i to wszędzie poza Babilonem. Czas długiego panowania jest naprawdę bardzo długi. Niestety, Grecy nie mają pojęcia o tym, jak stara jest ziemia. Nie zdają sobie chyba sprawy, że wszystko, co mogło się zdarzyć, już się zdarzyło. Z wyjątkiem końca. W Indiach wierzą, że koniec się też już wydarzył i powtarza się w cyklach tworzenia, w których świat spala się i odradza wciąż na nowo.
Teraz Demokryt uważa za stosowne poinformować mnie o orfizmie. Okazuje się, że jego wyznawcy też wierzą w wędrówkę dusz, proces kończący się dopiero, kiedy poprzez obrzędy i im podobne rzeczy dusza zostaje oczyszczona. Ulegam Demokrytowi. Jesteś przecież urodzony w Tracji. Przekonałeś mnie także, że Lais mimo całej swojej znajomości tajemnej wiedzy, nigdy nie rozumiała kultu Orfeusza.
– Nie jestem pewny, czy Pitagoras twierdził, że odwiedził Hades, ale opowiedział mi dziwną historię. – Demokedes był nieco speszony, jak gdyby nie bardzo miał ochotę to powtórzyć. – Wkrótce po jego powrocie z Babilonu spacerowaliśmy po nowym molu, które Polikrates wybudował w porcie. Pitagoras nagle przystanął i zaczął się we mnie wpatrywać. Jest znacznie ode mnie wyższy. „Pamiętam, powiedział, pamiętam wszystko.” Nie miałem pojęcia, o czym mówi. „Wszystko? Co pamiętasz?”, zapytałem. „Moje poprzednie wcielenia”, odrzekł. Wyglądał na bardzo przejętego. Oświadczył, że w jednym ze wczesnych wcieleń był synem boga Hermesa i ludzkiej istoty. Hermes tak kochał swojego syna, że obiecał dać mu wszystko, czegokolwiek zażąda, oprócz nieśmiertelności. Tylko bogowie są nieśmiertelni. Chłopiec poprosił więc o drugą najcenniejszą rzecz: „Spraw, żebym w następnych wcieleniach pamiętał, czym i kim byłem w poprzednich. Hermes zgodził się na to. Tak więc, powiedział Pitagoras, wiem, co to znaczy być ptakiem, wojownikiem, lisem czy Grekiem pod Troją. Byłem, jestem i pozostanę tym wszystkim, dopóki nie złączę się z całością.”
Opowieści Demokedesa zrobiły na mnie wielkie wrażenie i często żałuję, że nie znałem Pitagorasa. Kiedy rywalizujący z nim uczeni spowodowali, że usunięto go z Krotony, schronił się w świątyni w Metaponcie, gdzie powoli zagłodził się na śmierć. Miałem w tym czasie około dwudziestu lat, mogłem więc tam pojechać i go zobaczyć. Mówiono, że przyjmował ludzi aż do końca życia. To znaczy do przypuszczalnego końca. Być może jednak przechadza się teraz po ulicach Aten pełen wspomnień z tysiąca poprzednich wcieleń.
Demokryt powiada, że w Tebach istnieje szkoła pitagorejska, którą do niedawna kierował Krotończyk imieniem Lizys. Demokryt jest przejęty zdaniem, jakie podobno Lizys wypowiedział: „Ludzie muszą umierać, ponieważ nie potrafią połączyć początku z końcem.”
Tak, to jest naprawdę mądre. Życie ludzkie można przedstawić jako prostą, a później opadającą linię. Ale kiedy dusza, czyli cząstka boskiego ognia istniejąca w każdym z nas, dołączy do pierwotnego źródła życia, wtedy osiągnie doskonałą formę, to, co było linią prostą, stanie się kołem, początek połączy się z końcem.
Chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, że nigdy nie byłem cudownym dzieckiem. Na pewno nie zamierzam wywołać wrażenia, jakobym we wczesnym wieku albo nawet później był prorokiem, cudotwórcą lub filozofem. Los chciał, że urodziłem się Spitamą, i nie mogę udawać, że moje życie nie należało do przyjemnych mimo stałej wrogości magów wyznających Kłamstwo. Wrogość ta została mi z nawiązką wynagrodzona przez łaskę, którą okazali mi trzej Wielcy Królowie: Dariusz, Kserkses i Artakserkses.
Chociaż mój umysł nigdy nie skłaniał się ku religii czy magii, mam spekulatywne usposobienie. Uważam też za konieczne poznawanie innych religii czy systemów myślenia, by zorientować się jak daleko odbiegają od Prawdy, w którą nakazano mi wierzyć od urodzenia.
W ciągu mojego długiego życia ze zdziwieniem znajdowałem w innych religiach elementy, które uważałem za wskazania Mądrego Pana objawione Zoroastrowi. Lecz teraz już wiem, że Mądry Pan może przemawiać we wszystkich językach świata i że jego słowa we wszystkich językach świata rzadko bywają rozumiane i rzadko znajdują posłuch. Jednakże jego wskazania się nie zmieniają. Ponieważ stanowią Prawdę.
8
W dzieciństwie prowadziłem podwójne życie: jedno w domu z Lais i magami, którzy uznawali nauki Zoroastra, i drugie – szkolne. W szkole, w towarzystwie moich rówieśników, Kserksesa i jego kuzyna Mardoniosa, syna Gobryasa, czułem się lepiej. Z wyjątkiem Milona wszyscy koledzy z mojej klasy byli Persami. Synowie Histiajosa z nie znanego mi powodu nie zostali przyjęci do pierwszego oddziału. Ten despekt na pewno uraził ich ambitnego ojca.