Выбрать главу

– W tym momencie, Wielki Królu, oświadczyłem zgromadzeniu, że jako wieloletni badacz wyroczni uważam za swój obowiązek ostrzec Koryntian, że wkrótce miasto ich zostanie zrujnowane przez to samo ateńskie stronnictwo, które teraz popierają.

Przepowiednia Hippiasza się ziściła. Ale przecież każdy, kto zna niespokojne usposobienie Greków, może przyjąć za pewnik, że prędzej czy później sąsiadujące ze sobą miasta skłócą się, że silniejsze zmiażdży słabsze i jeżeli nawet nie zmieni biegu rzeki, by zalać ruiny, co Kroton zrobił Sybaris, to tak oczerni pobite miasto, że prawda o tej wojnie nigdy nie wyjdzie na wierzch. Grecy spontanicznie podążają za Kłamstwem. Taka jest ich natura.

– Wielki Królu, jeżeli pomożesz naszemu rodowi powrócić do władzy, otrzymasz pomoc Spartan. Złamią przysięgę. Pójdą za królem Kleomenesem. A uzurpatorzy, którzy są także twoimi wrogami, zostaną wygnani z miasta, skażonego ich bezbożnością.

Hippiasz zamilkł, Dariusz skinął głową. Hippiasz usiadł. Dariusz przywołał Datisa. Wódz był dobrze przygotowany. Mówił szybko, a Demokedes równie szybko tłumaczył Hippiaszowi perszczyznę Datisa o wybitnie medyjskim akcencie.

– Tyranie – mówił Datis – zgodnie z prawami Sparty rządzi tam zawsze dwóch królów. Mają równą rangę. Jeden z obecnych królów Sparty jest za twoim powrotem, drugi nie. Przed wyprawą wojenną królowie ciągną losy, który z nich stanie na czele wojsk. Co będzie, jeżeli tym razem dowództwo przypadnie nie twojemu sprzymierzeńcowi, królowi Kleomenesowi, lecz wrogowi, królowi Demaratosowi?

Hippiasz miał równie dobrze przygotowaną odpowiedź.

– Mówisz nam, wodzu, że w Sparcie panują dwaj królowie. Jeden mnie popiera. Drugi nie. Ten, który mnie nie popiera, wkrótce przestanie być królem. Tak orzekła wyrocznia delficka.

W czasie tłumaczenia tych słów Hippiasz wpatrywał się w podłogę. Dariusz nadal zachowywał kamienny spokój. Podobnie jak my wszyscy nie przykładał dużej wagi do greckich wyroczni. W swoim czasie często je kupował.

Hippiasz sięgnął po bardziej racjonalne argumenty.

– Demaratos straci tron Sparty, ponieważ pochodzi z nieprawego łoża. Sam Kleomenes powiedział mi, że ma na to dowody.

Kiedy Dariuszowi przełożono te słowa, uśmiechnął się po raz pierwszy.

– Interesowałoby mnie, gdybym się mógł dowiedzieć – powiedział łagodnie – w jaki sposób można to udowodnić w trzydzieści lat po poczęciu.

Tłumaczenie Demokedesa złagodziło nieco dowcip Dariusza. Ale, o dziwo, okazało się, że Hippiasz miał rację. Udowodniono, że Demaratos pochodzi z nieprawego łoża, i zdetronizowano go. Wtedy szybko pojechał do Suzy, gdzie bardzo lojalnie służył Wielkiemu Królowi – i Lais. Wkrótce potem Kleomenes oszalał i zmarł. Nie mógł się powstrzymać od gryzienia samego siebie i umarł z upływu krwi. Demaratos zawsze z przyjemnością opisywał osobliwy koniec swojego rywala.

Dariusz klasnął w dłonie i podczaszy przyniósł srebrny dzban z przegotowaną wodą z rzeki płynącej pod murami Suzy. Wielki Król niezależnie od tego, gdzie przebywa, pije wyłącznie wodę z rzeki Choaspes, ale nie częstuje nią nikogo. Pije wyłącznie wino z Helbonu, je tylko pszenicę z Assos i używa soli z oazy Ammona w Egipcie. Nie mam pojęcia, skąd wzięły się te zwyczaje. Pochodzą chyba jeszcze z czasów królów medyjskich, których Achemenidzi naśladują w wielu dziedzinach.

Zauważyłem, że podczas gdy Dariusz pił, Demokedes starannie obserwował swojego pacjenta. Stałe pragnienie jest objawem gorączki. Dariusz zawsze pił duże ilości wody i często miewał gorączkę. Był jednak krzepkim mężczyzną zdolnym do znoszenia rozmaitych trudów w polu. Jednakże dwory całego świata nęka dręczące, ale nigdy nie stawiane na głos pytanie: jak długo jeszcze będzie żył monarcha? Licząc od tego zimowego dnia w myśliwskim pałacyku na drodze do Pasargady, Dariusz miał przed sobą jeszcze trzynaście lat życia i nie było powodu, żeby się specjalnie zajmować ilością wody, jaką wypijał.

Dariusz wytarł sobie brodę wierzchem grubej, dużej, pełnej blizn ręki.

– Tyranie Aten – zaczął. I przerwał. Demokedes zaczął tłumaczyć i także zamilkł. Dariusz przemówił po grecku.

Spojrzał w górę, na cedrowe belki podtrzymujące popękany sufit. Zimny wiatr hulał w budynku. Chociaż pochodząca z górskich terenów arystokracja perska nie powinna była cierpieć z powodu surowości klimatu, wszyscy obecni w sieni drżeli z zimna, z wyjątkiem ciepło odzianego Dariusza.

Wielki Król zaczął improwizować. Nigdy nie byłem tego świadkiem, gdyż widywałem go wyłącznie przy ceremonialnych okazjach, kiedy pytania i odpowiedzi są zrytualizowane.

– Trzeba się przede wszystkim zająć północą – powiedział. – Tam jest niebezpiecznie. Tam w walce z plemionami zginął mój przodek Cyrus. Ja zaś zaszedłem aż nad Ister, zabijając każdego Scyta, którego spotkałem na drodze. Lecz nawet Wielki Król nie może wybić wszystkich. Oni tam wciąż są. Całe ich hordy. Czekają, żeby ruszyć na południe. I zrobią to pewnego dnia. Jeżeli to będzie za mojego życia, znowu ich zniszczę, ale… – Dariusz przerwał; zmrużył oczy, jak gdyby obserwował pole bitwy. Być może przeżywał na nowo swoją klęskę – teraz już można to tak nazwać – w scytyjskich lasach. Gdyby Histiajos nie uniemożliwił Grekom jońskim spalenia mostu łączącego Europę z Azją, wojska perskie zostałyby rozbite. Dariusz nigdy nie przestał być wdzięczny Histiajosowi. Nigdy jednak nie zapomniał, że ufać mu też nie można. Dlatego sądził, że jeżeli Histiajos pozostanie na stałe w gościnie u Wielkiego Króla, będzie mniej niebezpieczny niż w Milecie. To okazało się pomyłką.

Zorientowałem się, że Histiajos bardzo pragnął wszystkim nam przypomnieć decydującą rolę, jaką odegrał w wojnie ze Scytami, ale nie odważył się przemówić bez królewskiego pozwolenia – w przeciwieństwie do brata Wielkiego Króla, Artafernesa, który miał prawo przemawiać na naradach, kiedy tylko przyszła mu ochota.

Wszystko to było dla mnie szalenie ciekawe. Przede wszystkim zdałem sobie sprawę, że chociaż wychowałem się na dworze, pojęcia nie miałem o tym, jak rządzona jest Persja. Kiedy Kserkses mówił mi o swoim ojcu, robił to w sposób konwencjonalny. Hystaspes czasami narzekał na syna, ale nic poza tym.

Dopiero w czasie tego spotkania w pałacyku myśliwskim zacząłem rozumieć, czym i kim jest Dariusz, i chociaż był już bardzo niemłody – gdybym wtedy miał tyle lat co dzisiaj, mógłbym być jego ojcem – potrafiłem go sobie doskonale wyobrazić jako zapalczywego, zręcznego młodzieńca, obalającego uzurpatora, maga Gaumatę, zostającego władcą całego świata i zachowującego lojalność sześciu spiskowców, którzy pomogli mu zdobyć tron.

Dariusz kazał podczaszemu odejść i zwrócił się do Artafernesa. Bracia nie byli do siebie podobni. Artafernes stanowił jak gdyby nieco bardziej prostacką wersję ich ojca, Hystaspesa.

– Wielki Królu i bracie. – Artafernes skłonił głowę. Dariusz zmrużył oczy, tylko tyle. Kiedy przywódcy perskich klanów zbierają się, często bywa tak, że to, czego n i e mówią, stanowi istotną treść spotkania. W wiele lat później Kserkses opowiadał mi, że Dariusz stosował bardzo wiele gestów dla wyrażenia swojej woli. Niestety, nie przebywałem nigdy dość długo w jego obecności, by nauczyć się tego tak ważnego szyfru.

Artafernes odezwał się w te słowa:

– Hippiasz jest, jak sądzę, naszym przyjacielem, podobnie jak jego ojciec, któremu udzieliliśmy zgody na panowanie w Sigejonie. Sądzę też, że leży w naszym interesie przywrócenie władzy, w Atenach Pizystratydom.

Twarz Tessalosa promieniała zadowoleniem. Ale twarz Hippiasza, człowieka ostrożnego, przywykłego do rozczarowań, była równie pozbawiona wyrazu jak twarz Dariusza.