I Artafernes go rozczarował, gdy nagle zmienił temat.
– Dwa tygodnie temu, w Sardes, przyjąłem Aristagorasa, tyrana Miletu.
Histiajos się wyprostował. Jego małe ciemne oczy obserwowały każdy gest satrapy.
– Jak Wielkiemu Królowi wiadomo – zdanie to stosuje się na dworze dla uświadomienia Wielkiemu Królowi czegoś, czego albo nie wie, albo zapomniał, albo nie chce wiedzieć – Aristagoras jest bratankiem, jak również zięciem naszego lojalnego przyjaciela i sprzymierzeńca, który zaszczyca nas dzisiaj swoją obecnością. – Gestem prawej ręki wskazał Histiajosa. – Mam na myśli tyrana Miletu, który woli, jak każdy z nas, towarzystwo Wielkiego Króla od własnej ziemi rodzinnej.
Pomyślałem, że Dariusz zapewne uśmiechnął się w tej chwili. Niestety miał gęstą brodę, która zasłaniała mu usta.
– Aristagoras rządzi Miletem w imieniu swojego teścia – mówił dalej satrapa. – Twierdzi, że jest równie lojalny w stosunku do nas jak wobec tyrana. Wierzę mu. Przecież Wielki Król zawsze popierał tyranów swoich greckich miast. – Artafernes zamilkł. Obrócił się ku Dariuszowi. Wymienili spojrzenia. Może był to szyfr?
– Miłujemy Aristagorasa – powiedział Dariusz i uśmiechnął się do Histiajosa – ponieważ jest ci drogi, nasz przyjacielu.
Histiajos uznał ten uśmiech za przyzwolenie do zabrania głosu. Wstał.
– Wielki Królu, mój bratanek jest urodzonym wojownikiem. Udowodnił swoją wartość jako dowódca floty.
Historia świata mogłaby potoczyć się inaczej, gdyby w tym momencie ktoś zapytał, kiedy, gdzie i jak Aristagoras wykazał swoje dowódcze talenty.
Dzisiaj wiem, że Histiajos i Artafernes byli w zmowie. Ale wtedy jeszcze, jako żółtodziób, nie bardzo wiedziałem, gdzie znajduje się Milet, Sardes i Ateny, a jeszcze mniej orientowałem się w ich znaczeniu. Wiedziałem, że polityka perska polegała na popieraniu greckich tyranów i że ci faworyzowani przez nas tyrani byli nieustannie skazywani na wygnanie przez buntującą się i coraz więcej znaczącą klasę kupców sprzymierzonych z arystokracją – jeżeli można użyć tego słowa dla określenia jakiejkolwiek greckiej klasy.
W tamtych stronach posiadanie dwóch koni i zagrody z jednym drzewkiem oliwkowym już czynią z człowieka szlachcica.
– Aristagoras twierdzi, że wyspa Naksos jest łatwa do zdobycia – powiedział satrapa. – Jeżeli Wielki Król da mu flotę, przysięga, że przyłączy Naksos do naszego imperium.
Przypomniałem sobie nagle ów dzień w Ekbatanie przed laty, kiedy Demokedes i Histiajos mówili o Naksos, i mimo braku doświadczenia szybko skojarzyłem te dwie wypowiedzi.
– Jeżeli zdobędziemy Naksos, będziemy panować nad łańcuchem wysp zwanych Cykladami. A kiedy opanujemy te wyspy, Wielki Król stanie się panem morza, tak jak teraz jest panem lądów.
– Jestem już panem morza – odparł Dariusz. – Mam Samos. Morze należy do mnie.
Artafernes skłonił się pokornie.
– Mówię o wyspach, Wielki Królu. Jesteś oczywiście najpotężniejszym z potężnych. Ale potrzebne ci będą wyspy, jeżeli chcesz krok za krokiem zbliżyć się ku Grecji po to, by twoi przyjaciele znowu rządzili w Atenach. – Artafernes zręcznie połączył ambicje Aristagorasa podboju Naksos ze sprawą przywrócenia do władzy rodziny Pizystratesa, co było zasadniczym celem wielkiej narady.
Zapanowało długie milczenie. Dariusz w zamyśleniu układał i burzył fałdy ciężkiego wełnianego płaszcza. Wreszcie przemówił:
– W naszych greckich miastach handel podupada. Stocznie są bezczynne. Zmniejszyły się dochody z podatków. – Wpatrywał się w rozwieszone na przeciwległej ścianie oszczepy. – Kiedy padło Sybaris, Milet stracił rynek w Italii. To poważna sprawa. Komu Milet sprzeda swoją wełnę, którą zwykli byli kupować Italczycy? – Dariusz spojrzał na Histiajosa.
Tyran rzekł:
– Nie ma na nią innego rynku. Dlatego ogoliłem głowę, gdy zatopiono Sybaris.
Nie spodziewałem się, że Dariusz może orientować się w tak prozaicznej sprawie jak handel wełną w Milecie. Dowiedziałem się później, że Dariusz spędzał większość swoich dni studiując szlaki karawan, rynki światowe i sprawy handlowe. Popełniałem ten sam błąd co wielu innych, wyobrażając sobie, że Wielki Król jest taki w życiu prywatnym, jak w publicznym, a więc hieratyczny, majestatyczny, oderwany od spraw codziennych. W rzeczywistości było odwrotnie.
I podczas gdy siedzieliśmy w zimnej sieni pałacyku myśliwskiego,
Dariusz zrozumiał istotę sprawy, która umknęła jego doradcom. Oni chcieli go zrobić panem morza, a on chciał ożywić kulejący handel jońskich miast Azji Mniejszej. Dariusz zawsze przedkładał złoto nad sławę, a to z tej prostej przyczyny, iż za pierwsze można zawsze kupić drugie.
– Ile statków – spytał – potrzeba dla zdobycia Naksos?
– Aristagoras uważa, że zdobędzie Naksos mając sto żaglowców bojowych – odparł Artafernes. Nigdy słów mu nie brakowało. Zdawało się, że zawsze znajdzie właściwą odpowiedź na każde pytanie. Jak wykazały późniejsze wydarzenia, był całkowicie niekompetentny.
– Więc dwieście okrętów może go uczynić panem morza. W moim imieniu, oczywiście. – Uśmiech Dariusza był teraz jasno widoczny i czarujący.
– Przysięgam, że będzie ci służył równie lojalnie jak ja, Wielki Królu. – Histiajos mówił z pełną szczerością, co też wykazały późniejsze wydarzenia.
– Jestem tego pewien. – Dariusz przystąpił do wydawania rozkazów. – Trzeba zbudować sto trójrzędowców w stoczniach naszych jońskich miast. Mają być gotowe na wiosenne zrównanie dnia z nocą. Pożeglują następnie do Miletu, gdzie dołączy do nich sto okrętów naszej floty z Samos. Nasz brat, satrapa Lidii, dopilnuje wykonania tego planu.
– Posłuszni będziemy ci we wszystkim, Wielki Królu – padła ceremonialna odpowiedź z ust Artafernesa. Był zbyt przebiegły, żeby okazać, jak bardzo jest zadowolony. Za to Histiajos promieniał szczęściem. Jedynie Ateńczycy mieli ponure miny; droga z Naksos do Aten jest daleka.
– Powierzymy flotę najlojalniejszemu z naszych dowódców… Szeroka twarz Histiajosa promieniała uśmiechem.
– … naszemu kuzynowi Megabatesowi. – Dariusz nie mógł oprzeć się chęci spojrzenia na Histiajosa, któremu kąciki ust gwałtownie opadły. – Jego zastępcą będzie Arystagoras. – Dariusz wstał, wszyscy skłonili się nisko. – Taka jest wola Wielkiego Króla – powiedział, a my zgodnie ze zwyczajem powtórzyliśmy chórem: – Taka jest wola Wielkiego Króla.
Rozpoczęły się wojny greckie.
Pozostaliśmy z Hystaspesem jeszcze przez dwa dni w pałacyku myśliwskim. Dariusz codziennie wydawał dla nas wspaniałe uczty. Wielki Król jadał kolację sam albo w towarzystwie Kserksesa, ale przyłączał się do nas później na wino Wszyscy mieszkańcy gór szczycą się ilością wina, którą potrafią wypić, toteż nie zdziwiło mnie, że w miarę upływu czasu coraz mniej wody z Choaspesu dolewano Wielkiemu Królowi do helbońskiego wina Lecz, jak wszyscy członkowie jego klanu, Dariusz miał mocną głowę Nigdy się nie upijał, i to niezależnie od tego, ile wypił Potrafił jednakże nagle zasnąć Gdy to się zdarzyło, podczaszy i woźnica zanosili go do łóżka Górale mieli mocniejsze głowy od Greków z nizin. Tylko Hippiasz nie bywał pijany, ale stawał się coraz smutniejszy, ponieważ zdawał sobie sprawę, że na razie jego misja się nie powiodła.
Niewiele więcej pamiętam z tej słynnej narady Może jeszcze to, że Kserkses miał ochotę na udział w wyprawie na Naksos, lecz nie był pewny, czy otrzyma na to zgodę.
– Jestem następcą tronu – powiedział mi, kiedy nazajutrz w zimny, jasny zimowy poranek udaliśmy się na konną przejażdżkę – To zostało już zdecydowane Ale na razie nikomu nie wolno o tym wiedzieć.
– W haremie wiedzą o tym wszyscy – odparłem – Nie mówią o niczym innym – Było tak rzeczywiście.