Mężczyźni i kobiety w Indiach nie tylko obrysowują sobie oczy, lecz także malują usta na rubinowy kolor substancją zwaną laką. Nie ulega wątpliwości, że kosmetyki upiększają człowieka, ale są bardzo kłopotliwe przy nakładaniu i usuwaniu. Gdy przebywałem na indyjskich dworach, musiałem się malować czy być malowanym dwa razy dziennie. Jako Pers z młodej generacji, uważałem, to przejmowanie się własnym wyglądem za śmieszne, niemęskie i zarazem męczące. Jest jednakże coś pociągającego i miłego w tym kąpaniu i namaszczaniu ciała przez ładne dziewczyny; potem starszy mężczyzna przemywa ci oczy specjalnym płynem i farbuje brodę, opowiadając przy tym najświeższe plotki. Nawiasem mówiąc, Indusi zapuszczają jedynie bokobrody, przypuszczam, że nie mają zarostu na policzkach.
Nazajutrz po rozlokowaniu się w pałacu zostałem wezwany przez króla Bimbisarę. Kilkuset dworzan zgromadziło się w długiej, wysokiej sali z dwoma rzędami tak misternie zakratowanych okien, że słońce rzucało przez nie migotliwe światełka na seledynowe płytki podłogi.
Warszakara powitał mnie przy wejściu do sali tronowej. Na głowie miał szkarłatny turban, a jego przezroczysty szal przytrzymywał sznur nie szlifowanych rubinów. Jak wielu opasłych indyjskich dworzan miał zupełnie kobiece piersi. Jak tylu innych Indusów nosił buty na grubych podeszwach dla dodania sobie wzrostu.
Warszakara zadał sobie wiele trudu, by mi zaimponować. Ale po dworze Achemenidów dwór w królestwie Magadhy był w najlepszym razie prowincjonalny. Przypomniało mi się Sardes. Minister trzymał laskę z kości słoniowej i wygłosił krótkie przemówienie do mnie i mojej świty złożonej z. siedmiu Persów. Odpowiedziałem mu również krótko. Następnie zaprowadził nas przed wysoki tron z kości słoniowej, na którym siedział ze skrzyżowanymi nogami Bimbisara, król Magadhy. Nad głową spowitą w złoty turban miał baldachim ze strusich piór.
Stara królowa siedziała na stołku po lewej stronie króla. W odróżnieniu od perskich czy ateńskich kobiet panie w Indiach mogą poruszać się prawie zupełnie swobodnie. Na przykład, indyjskiej damie wolno chodzić na zakupy w towarzystwie starej kobiety, ale musi to robić albo o świcie, albo o zmroku, tak żeby sklepikarz dobrze jej nie widział. A jednak, co wydaje mi się paradoksalne, mężczyznom ze swojej kasty pokazuje się właściwie nago.
Stara królowa miała skomplikowane nakrycie głowy z pereł nanizanych na coś, co wyglądało na srebrną nić przeplecioną z siwymi włosami. Ramiona otulał jej płaszcz z pawich piór. Wyglądała na bardzo dystyngowaną, a nawet inteligentną kobietę. Przez pewien czas myślałem, że jest być może indyjską odpowiedniczką Atossy. Wszak była główną małżonką Bimbisary i siostrą króla Prasenadźita. Ale na dworze, na którym kobiety nie są całkowicie odosobnione i gdzie, co ważniejsze, nie ma eunuchów, władza skupia się całkowicie w rękach króla i jego doradców. Harem nie ma tam w zasadzie żadnych wpływów.
Po prawej stronie króla siedział książę Adźataśatru. Następca tronu był zdecydowanie i zachwycająco – według indyjskich kryteriów – opasły. Miał twarz olbrzymiego dziecka, a jego trzy podbródki zakończone były miotełką seledynowych włosów. Książę uśmiechał się często i słodko. Płatki jego uszu obciążały diamentowe kolczyki, a grubą talię szeroki pas ze złotych oczek. Miał nadspodziewanie muskularne ramiona.
Król Bimbisara był starym człowiekiem o długiej fioletowej brodzie. Nigdy nie zorientowałem się, jakie ma włosy na głowie – jeżeli je w ogóle miał – ponieważ nie pokazywał się nikomu bez kunsztownego turbanu ze złotogłowiu, przypominającego perski kidaris. Bimbisara, wysoki i żylasty, musiał być za młodych lat bardzo silny fizycznie i imponujący.
Ponieważ byłem cieniem, nieważne jak bladym, Wielkiego Króla, nie upadłem na twarz. Przyklęknąłem tylko na jedno kolano. Moja świta otworzyła tymczasem skrzynie zawierające prezenty Dariusza dla Bimbisary. Sporo średniej wartości klejnotów i kilka wspaniałych dywanów z Lidii i Medii.
Kiedy skończyłem powitalne przemówienie, wręczyłem Warszakarze list napisany przez indyjskiego eunucha w imieniu Dariusza.
Minister uroczyście podał go królowi, który nawet nań nie spojrzał. Później powiedziano mi, że Bimbisara nie umie czytać. Za to mówił bardzo pięknie, używając nie starego języka dworu i świątyń, lecz jego współczesnej odmiany.
– Witamy cię tak, jak gdybyś był bratem naszym Dariuszem, którego czyny są nam dobrze znane mimo tak dużej odległości. – Bimbisara mówił ostrym tonem oficera jazdy. I rzeczowo. Nigdy nie brakowało mu słów. – Radzi jesteśmy, że otrzymał nasz list. Radzi jesteśmy, że posłał do nas ciebie, świętego człowieka, a także wojownika. – Gdybym był Indusem, należałbym nie do stanu rycerskiego, lecz kapłańskiego. Ale z zadowoleniem przyjąłem podwyższenie rangi, ponieważ wszyscy niemal bez wyjątku władcy indyjscy należą do stanu rycerskiego i nieustannie buntują się przeciwko nominalnej wyższości braminów. – Pokażemy ci, co tylko zechcesz zobaczyć. Wymienimy nasze żelazo na wasze złoto. Będziemy z wami utrzymywali prawdziwie braterskie stosunki, jak gdyby rozdzielała nas tylko rzeka, nie cały świąt. – Wiedziałem, że w tym zdaniu zawarte jest więcej, niż mogłoby się zdawać.
Wreszcie ten długi dzień zakończyło składanie licznych ofiar bogom, którzy mają nie tylko kilka dodatkowych rąk i głów, lecz także magiczną moc i tajemnicze obowiązki.
Potem zaproszono nas do komnat królewskich na ucztę, przy czym pierwsze danie podano w momencie, kiedy nad pałacem ukazał się księżyc w pełni i pozostał tam przez chwilę – złota tarcza nad spadzistym wysokim dachem.
Wieczerzę spożywaliśmy na szerokim tarasie z widokiem na królewski ogród. Warszakara pospieszył poinformować nas, że jest to zaszczyt nie lada.
– Tylko rodzina królewska i dziedziczni ministrowie bywają tu zapraszani. Król naprawdę uznał waszego Dariusza za młodszego brata.
Byłem dyplomatą. Nie wspomniałem o tym, że niejedna z dwudziestu satrapii Dariusza jest większa i bogatsza od Magadhy. Ale z drugiej strony żadna nie miała takich pokładów rudy żelaza i tylu słoni. Przyznaję, że widziałem się już jako satrapa szesnastu indyjskich królestw i dziewięciu republik. Dlaczegóż by nie? Zastanawiałem się, jak nazwę tę moją satrapię. Wielkie Indie? Państwa Gangesu? Jak każdemu młodzikowi marzyło mi się imperium. Zdawałem sobie jednocześnie sprawę, że ten, kto połączy w jedno imperium wszystkie te kraje, stanie się rywalem Wielkiego Króla.
W rezultacie mojej misji utrzymywanie takiej sytuacji, by żadne indyjskie państwo nie mogło być tak silne, by zapanowało nad innymi, stało się trwałą podstawą perskiej polityki zagranicznej. Ostatecznie Dariusz i Kserkses marzyli o podbojach na wschodzie, a nie można wykluczyć możliwości, że pewnego dnia w Indiach pojawi się władca, który łakomym wzrokiem spojrzy na zachód.
W czasach mojej misji Bimbisara był nie tylko najpotężniejszym królem w całych Indiach, lecz także bliski zapanowania nad wszystkimi okolicznymi państwami. Dzięki małżeństwu otrzymał sporą część państwa Kaśi. Ponieważ Benares jest stolicą Kaśi, miał nadzieję, że ofiara z konia pozwoli mu zająć to starożytne miasto. Teraz musiał szukać innego pretekstu.
Spoczywałem na łożu naprzeciwko króla. Raz jeszcze po jednej jego stronie zasiadła żona, po drugiej następca tronu. Wiele dam dworu brało udział w uczcie na równi z mężczyznami. Co gorsza pozwoliły, by górne części ich garderoby zsunęły im się niedbale z ramion. Dowiedziałem się później, że sztuka publicznego obnażania się została w Indiach jeszcze staranniej wypracowana niż sztuka ubierania się. Wiele dam miało pomalowane sutki, a niektóre nawet skomplikowane wzory na brzuchu. Początkowo sądziłem, że to tatuaż. Ale okazało się, że rysunki te wykonane są pastą z zabarwionego proszku z drewna sandałowego. Nigdy w życiu nie byłem tak zgorszony.